Na dalsze leczenie i rehabilitację
Na dalsze leczenie i rehabilitację
Nasi użytkownicy założyli 1 226 445 zrzutek i zebrali 1 348 799 521 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Mam na imię Karolina. W przyszłym tygodniu kończę 30 lat. Ktoś powie: "Młoda dziewczyna, co ona przeżyła, całe życie dopiero przed nią". ...poznajcie naszą historię.
2,5 roku temu uczestniczyłam w wypadku komunikacyjnym. Mój mąż, jako zawodowy kierowca wjechał w tył drugiej naczepy. Zmarł na miejscu. Ja zakleszczona w kupie pogniecionego żelastwa. Szok, ból, strach, gniew to, to co wtedy czułam. Byłam przerażona co z Gają. Błagałam strażaków o pomoc, by ratowali Gaje. Po chwili zobaczyłam tunel i białe światło.Wszystkie te negatywne emocje odeszły gdzieś na bok, poczułam ulgę i radość, że za chwilę cala nasza trójka będzie razem...
...jednak tak się nie stało...
Przewieźli nas do szpitala w Charité. Tam na SORze odrazu wykonali cesarskie cięcie ze względu na krwotok wewnętrzny i liczne obrażenia ciała m.in. obrzęk mózgu, odma płuc, uszkodzona wątroba, złamany kręgosłup,pęknięta miednica. Stan Gai był krytyczny. Przyszła na świat w 25 tygodniu ciąży z wagą 900 gram. Krwawienie dokomorowe, niewydolność oddechowa, niewydolność wydalnicza trzustki, bradykardia i wiele innych...
Ja przeszłam 3 operacje i zostałam wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. Po wybudzeniu praktycznie mało co pamiętam. Tylko niestety powracające momenty z wypadku, które nie pozwalają spać. Przeleżałam kilkanaście dni na OIOMie zanim zabrali mnie do Gai. Pamiętam ogromny strach i przerażenie gdy ją zobaczyłam pierwszy raz. Jestem z wykształcenia nauczycielem, oligofrenopedagogiem i widziałam dzieci w różnym stanie ale to jednak moje dziecko! Mała, krucha, bezbronna Istota, która ma tylko mnie. Matkę, - która kilka minut wcześniej dowiedziała się, że nie będzie chodzić, siedzieć, biegać. Poznała ogrom bolu, którego nigdy wcześniej nie czuła. Zarówno tego fizycznego jak i psychicznego. Przecież niedawno została wdową. Przecież to nie brzmi realnie! A jednak... Wtedy pomyślałam, że Gaja jest CUDEM, walczyła dla mnie, więc teraz kolej na mnie. Muszę o nią zawalczyć!
Dzień w dzień płakałam z bólu wpatrując się w ścianę. Z tej perspektywy czas upływał koszmarnie powoli. Brakowało mi kontaktu z rodziną, wsparcia na miejscu. Byłam ze wszystkim kompletnie sama czując jak ktoś wyrywa moje serce. Nie wiedziałam co robić, co myśleć. Byłam w obcym kraju. Mój tata który akurat pracował sezonowo w Niemczech starał się przyjeżdżać do nas jak najczęściej mógł. To On mówił mi, że mam się nie poddawać. Był zachwycony walecznością Gai, która z dnia na dzień robiła niebywale postępy. Wiem, że to wszystko było dla mnie. Godzinami leżałam z Gają nucąc jej piosenki. Wiem, że wtedy czuła się bezpieczna... Przyjeżdzajac z powrotem wieczorami na salę myślam o tym,że muszę wstać. Jak najszybciej. Tylko jak skoro chyba nikt w to nie wierzy? Nikt prócz mojego taty. To on dawałam mi wiele sił i udało się. Po prawie dwóch miesiącach usiadłam na kilka sekund. Z dnia na dzień bylo coraz lepiej tylko niestety ból nie ustępował a czucie w nodze nie powrociło...
Zaczęły się rozmowy na temat naszego powrotu do Polski. Do domu. Tylko gdzie był nasz dom???
Myślam, że wychodzimy na prostą, jednak równo dwa miesiące po naszym wypadku serce mojego taty nie wytrzymalo. Dostał zawału.Dla mnie to ogromny cios. Myślę, że nigdy się z tym nie pogodzę....
Więc gdzie jest nasz dom? Do teściów nie mogłam wrócić bo oskarżyli mnie o śmierć męża. Zresztą do tej pory nie chcą znać Gai. Mieszkałyśmy u mojej koleżanki. Nie miałyśmy nic. Całą wyprawkę dla Gai dostałyśmy od znajomych. Po kilku dniach wynajęłam mieszkanie w tym samym bloku. Sama potrzebowałam jeszcze pomocy, ledwo poruszałam się o kulach. I wtedy zaczęła się walka o życie i zdrowie Gai. Był to dla mnie tak intensywny i stresujący czas, że mało co z niego pamiętam. Żyłam jak w letargu. Zaniedbałam własne zdrowie, psychoterapię a ciągle cierpię na stres pourazowy. Miałam jeden cel:"walczyć o normalne życie dla Gai". Liczne kontrolę, rehabilitacja, walka o sprowadzenie leków na import docelowy, walka o zorganizowanie pieniędzy na życie. Potem jeden atak padaczki,później drugi. Znów szpitale, lekarze, badania. Po ponad roku czasu nie dawałam już rady z bólem. Ciągła rwa kulszowa, zaniki mięśni, ból neuropatyczny. Zaczęłam szukać lekarzy. Przez rok czasu nie chodziłam na żadną rehabilitację. Nie miałam na to czasu. Trafiłam na lekarza w Bydgoszczy. I nowa nadzieja, dla mnie. Przesunięta śruba, trzeba ją usunąć, powinno wrócić czucie, ból ustąpi . Prawda, że piękne marzenie? Niestety, nie udało się. Po operacji jeszcze większe problemy z niedowładem lewej nogi, problemy z wypróżnianiem się. Pojawiał się dodatkowo ból z prawej strony kręgosłupa lędźwiowego, problemy z obracaniem się z boku na bok, problemy z pochylaniem się, ubieraniem się, wstawaniem. Ból niedoopisania. Już nie 200 a 300. A przy tym trzeba troszczyć się o Gaje.
W maju 2021 r. zaproponowano mi udział w eksperymencie medycznym. Miał on polegać na zaimplantowaniu nowoczesnego stymulatora rdzenia kręgowego, który miał znosić ból. Była to moja jedyna i ostatnia deska ratunku. Wszystko byle pozbyć się tego okropnego bólu. I zaczęły się kontrolę i ciągle trasa Łódź-Wrocław. Kolejne rozłąki z Gają. Jednak coś poszło nie tak. Stymulator nie działa tak jak powinien.
Przełomowy okazał
się lipiec 2021 r. Podczas zakupów z Gają poczułam, ze cos chrupło mi w kręgosłupie. Bałam sie wyprostować. Wróciłam do domu i po kilku godzinach nie mogłam już ruszyć nogą. Kolejne silne leki. Z dnia na dzień bylo ciut lepiej ale wiedziałam, że coś jest nie tak. Doczekałam do października i poprosiłam o konsultację we Wrocławiu. Okazało się, że pękł pręt od stabilizacji i wszystko jest do wymiany. W listopadzie odbyła się kolejna trudna dla lekarzy operacja. Po operacji doszło zaburzenie czucia z przodu nogi i znów ból. Jedyne co mogli zaproponować lekarze to blokada. Przy okazji wyszło, że pękła elektroda od stymulatora i dlatego on dzieła. Zaproponowano mi wymianę tej elektrody na elektrodę chirurgiczną, jednak poki co nie podjęłam dezycji.
W grudniu 2021 roku podczas kontroli pooperacyjnej okazało się, że zrobiła mi się przetoka na bliźnie z której wypływał płyn. Przez cały grudzień nie było poprawy, dlatego wczoraj miałam czyszczoną ranę. Niestety znów w narkozie. I znów rozłąka z Gają...
W styczniu chce zacząć walczyć dalej o swoje zdrowie. Mam w planach wyjazd na turnus rehabilitacyjny. Do tej pory tak udało mi się wyćwiczyć stopę, że jeśli ktoś nie wie, że miałam wypadek to nie zauważy niedowładu. Jednak ból pozostaje. Obawiam się, że pomysły lekarzy z Wrocławia są blisko końca a ja nie wiem, gdzie dalej szukać pomocy.
Wszystkie konsultację, dojazdy pochłonęły wiele pieniędzy. Gaja ma subkonto w fundacji ale często i tam brakuje środków.
Dlatego proszę Was o wsparcie i pomoc. Wiem, że dla nas wszystkich to bardzo trudny czas. Pandemia. Tym bardziej z góry dziękuję w swoim imieniu i w imieniu Gai ❤️
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!