Tak się złożyło, że jestem opiekunem ponad 30 kotów. Jak to się stało? Kupiłem dom poza miastem, wśród łąk i lasów, Zaczęło się od trzech, których poprzedni właściciel domu "zapomniał" zabrać. Miejsce jest na tyle blisko od Warszawy, że nie ma kłopotów z dojazdem , na tyle daleko, żeby wyrzucony kot nie potrafił wrócić. Następne koty pojawiały się stopniowo. Większości nie dało się nie przyjąć, albo tak wychudzone, że ledwie trzymają się na łapach - nie mogę nie odkarmić. Część, chorych, niektóre bardzo - żeby wyleczyć trzeba zatrzymać w domu kilka dni - potem taki kot nie ma zamiaru odchodzić. Kilka przyszło w mroźne, wietrzne wieczory - muszę wpuścić, żeby się zagrzał, a on potem nie porzuci ciepłego miejsca z jedzeniem po nos. Jedna z kotek przychodziła z od czasu do czasu z okolicznych zarośli coś pojeść. Po pewnym czasie przyprowadziła cztery kociaki i dosłownie wprowadziła się z nimi do przedsionka - przecież nie wyrzucę....

Wszystkie koty sterylizuję, zapewniam im opiekę weterynaryjną, karmię...

a pensja jest jaka jest .. nie wystarcza

Trochę długów się narobiło.

Do tego dwa tygodnie temu wykryto u mnie dość poważną chorobę (Leśniewskiego - Crohna) W tej chwili jestem jeszcze zbyt słaby, żeby podjęć drugi etat lub choćby 1/2 etatu - (taki był plan)

Będę wdzięczny za każde wsparcie tej zrzutki, pozwoli i to zapewnić ciągłość opieki nad futrzakami