Na leczenie Maxia
Na leczenie Maxia
Nasi użytkownicy założyli 1 226 539 zrzutek i zebrali 1 349 037 971 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Aktualności2
-
Za Maxiem kolejne 2 wizyty w lecznicy. W środę jechaliśmy na kroplówkę +leki, znów nie jadł ani nie pił. Waga spadła do 3,33kg. Koszt wizyty 65zł. W pt pojechaliśmy na kontrolę i podanie leków. Kroplówki już nie dostał, sam zaczyna pić i powolutku jeść. Przyrost wagi do 3,48kg. Wizyta kosztowała 30zł, niestety paragon gdzieś zgubiłam 🤦♀️ Jest cały czas na lekach przeciwbólowych + lizyna 2x dziennie po 2ml. Z interferonem tydzień przerwy na ew regenerację wątroby, którą interfeton obciąża. 21.08 mamy wyznaczoną wizytę na kolejną dawkę antybiotyku conveni (koszt antybiotyku to 50zł) jest to długodziałający antybiotyk w zastrzyku. Wczoraj miał gorszy dzień, więc był karmiony i pojony na siłę żeby się nie odwodnił, ani nie chudł. Cieszę się że powolutku wraca do zdrowia. Nadżerki są jeszcze, na szczęście nowych brak. Rany, choć rozległe stopniowo się goją. Oby tak było dalej.
Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.
Opis zrzutki
Założyłam 1 w życiu zbiórkę na leczenie kota. Kot ma na imię Max. Ma już swoje lata 13 lat, może więcej. Był kotem starszych sąsiadów. Czemu był? Sąsiad zmarł 4 lata temu. To był cios dla Maxia, bardzo lubił swojego właściciela. Niedawno zmarła też sąsiadka. Pozostawiła kocią, zdezorientowaną sierotkę. To był drugi cios dla nie młodego już kota z problemami behawioralnymi. Następny cios nadszedł gdy nikt z rodziny zmarłej Maxia nie chciał. Kolejny cios dla jego psychiki gdy do mieszkanka, w którym był od tyciej, porzuconej niegdyś kruszynki weszła ekipa remontowa. Gruntowny remont był przeprowadzany z kotem w środku. W hałasie i pyle siedział za resztami mebli w pokoju. Chciałam Maxiowi jak najszybciej pomóc. Szukałam kto mógłby go przyjąć na tymczas. Niestety bez rezultatów. Max przez to wszystko zrobił się jeszcze bardziej agresywny i wycofany. Jego świat i psychika legły w gruzach. Sama mam spore stadko kotów w małym mieszkaniu. Karmię też na dworze koty bezdomne. Wydatków mam więcej niż jestem w stanie zarobić. Bywa bardzo ciężko. Nie mogłam jednak przejść obojętnie. Z wielką obawą jak zareaguje na moje koty (całe życie był jedynakiem + jego agresja) postanowiłam go zabrać. Trwało to 3 dni. Kot nigdy nie widział transportera, był agresywny. Mimo ran jakie mi zadał nie poddałam się. O 5tej rano trafił do mnie, 2 piętra wyżej. Z początku wszystko układało się dobrze. Wiadomo był stres, jednak jako (powiedzmy) doświadczony kociarz pracowałam nad nim i Maxiu powoli się otwierał. Moja radość nie trwała długo. Max przestał jeść, pić i załatwiać się. Siedział skulony pod krzesłem, nie nawiązywał kontaktu. Wykluczając inne powody, które nie wymagały interwencji weta, z trudem (Maxa agresja i lęk nie pomagały) zabrałam go do weterynarza. Tam konieczna była narkoza, kot był nieobsługiwalny, rzucał się. Masa badań, niektóre bardzo kosztowne, nie powiedziały za wiele. W pyszczku, po prawej str żuchwy i ostatniego trzonowca znajdował się nadziąślak, łagodna zmiana nowotworowa. Na tyle mała, że nie mogła mu przeszkadzać. Wyniki krwi pokazały, że w organizmie był stan zapalny i mocno obniżona odporność. Było podejrzenie fiv, felv, bądź nowotworu. Kolejne badania, kolejne pieniądze. Felv i Fiv ujemne. Następne badanie usg jamy brzusznej do tego rtg. Badania ujawniły początkowe zapalenie oskrzeli. Byłam załamana gdy przychodziło do zapłaty. Mimo tego wszystkiego i ilości leków jakie dostał kot nadal miał problemy z jedzeniem. Po kolejnej wizycie w lecznicy pojawiła się rana na wardze. Już wiedziałam, widziałam nie raz takie coś. Łudziłam się, że z pewnością się mylę. Dziś była kolejna wizyta w lecznicy. Max ma kaliciwirozę. Nie myliłam się. Rany są w gardle, na podniebieniu, języku i wardze. Ta choroba powoduję ogromny ból, rany są spore. Max dostał kolejne leki i nowe suplementy. Wzmacniam mu odporność, do wykupienia maść do smarowania ran w pyszczku. Jedna dobra wiadomość, że Max się ładnie otworzył i dziś w lecznicy pozwolił się zbadać bez potrzeby narkozy. Głaskanie zaczyna sprawiać mu przyjemność. Mniej mnie cieszy, że jego leczenie trwa. Sam nie chce jeść. Jeżdżę z nim do lecznicy na kroplówki i leki przeciwbólowe i przeciwzapalne. Każda wizyta to kolejne 40zł do zapłaty. Już w tej chwili koszt jego leczenia to 770zł. Mi już dawno środki się skończyły, pieniądze pożyczyłam gdzie mogłam, trzeba oddać. Dziś był leczony na kreskę. Ile jeszcze będzie kosztować jego leczenie? Nie mam pojęcia i tym się martwię. Bardzo proszę o pomoc dla niego w opłaceniu leczenia. Choćby wpłaty małymi kwotami. Będę wdzięczna za wszelką pomoc.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!