Jestem Mikuś.

Mam 4 lata. Kiedy byłem małym kotkiem, ktoś zrobił mi krzywdę. Zostałem odebrany interwencyjnie i trafiłem pod opiekę Fundacji. Byłem tam około 2 miesięcy, aż zabrała mnie moja pani do mojego obecnego, kochającego domu. Mieszkam tam z trzema innymi adopciakami. Mam kolegę Gucia i dwie koleżanki Fifcię i Małą. Bardzo lubimy się razem bawić i tworzymy zgraną ekipę, ale ostatnio zacząłem ich unikać. Stałem się apatyczny, przestałem jeść, moja sierść nie była już taka ładna i wtedy moja pani zauważyła, że jest coś ze mną nie tak.

Pojechałem do lekarza, gdzie zrobili mi wiele badań. Morfologia i biochemia krwi, USG jamy brzusznej oraz testy na FIV i FELV, panleukopenię, toksoplazmozę. Wszystkie testy były ujemne i wtedy podejrzenia padły na chorobę FIP, chyba najczarniejszy scenariusz. FIP to choroba uznawana za nieuleczalną, jednak jak się okazuje, w Stanach Zjednoczonych i Azji od 2015 roku stosuje się leczenie, które daje świetne rezultaty, koty wygrywają z chorobą. W Polsce od niedawna zaczęto również stosować tą metodę. Kuracja trwa minimum 84 dni i jest bardzo kosztowna. Codziennie o stałej porze  muszę dostawać zastrzyk, koszt jednego zastrzyku to od 150 – 200 zł w zależności od partii leku. W trakcie kuracji konieczne są badania kontrolne oraz suplementy wspomagające. W ciągu trzech dni moja pani na diagnostykę i wstępne leczenie wydała prawie 2000 zł. Wczoraj otrzymałem już pierwszy zastrzyk. Mam nadzieje że uda mi się uzbierać pieniądze na moje leczenie i będę zdrowy, a moja pani wreszcie przestanie płakać. Bardzo proszę o pomoc, bez Waszej pomocy umrę.