Narobiliśmy sobie długów. To oficjalne. 

W ostatnich tygodniach jeździłyśmy jak szalone - na leczenie, na łapanie do sterylizacji, na ratunek. Najważniejsze było działanie, pomaganie kiedy pod naszymi nogami leżały chore zwierzęta, sterylizowanie, kiedy udało się złapać 8 kotek wolnożyjących zamiast jednej. A do tego cała nasze towarzystwo na pokładzie: profilaktyka, testy, trudne operacje (pogruchotane kości, amputacja łapki). 

I tak w tym całym szale pomagania nagle: BUM. Faktura. A właściwie nie jedna, a dwie. Patrząc na jej kwotę dosłownie zakręciło nam się w głowie (mimo, że nasz weterynarz zawsze traktuje nas bardzo ulgowo za co serdecznie dziękujemy!).

No nie mamy kasy. Po prostu nie mamy tych 4605 zł. Rozbijamy nasze świnki skarbonki, wytrzepujemy puste kieszenie, zerkamy do płaskich portfeli – nie ma. Termin na zapłatę to dwa tygodnie. Dla jednej osoby, dla kilku osób to ogromna suma, wiemy. Ale jakby tak dużo osób wpłaciło małą kwotę... ot tyle co na piwo, na kawę, na kwiatka, na ciastko. Taką kwotę, której nie zauważacie na codzień.

Prosimy! 2 tygodnie - 4605 zł. Wierzymy, że się uda. Póki co musimy przystopować działania, żeby nie zadłużać się dalej, ale WIERZYMY, że dług szybko spłacimy i ruszymy z kopyta dalej. 

P.s

Nasze działania są finansowane wyłącznie ze zbiórek. Nie mamy żadnego wsparcia miasta, żadnego stałego finansowania. Naszą pracę/czas dajemy za darmo, nie bierzemy nic dla siebie, wiele kosztów pokrywamy z własnej kieszeni (jak np. koszty benzyny, utrzymanie kotów w domach tymczasowych). 100% wpłat będzie przeznaczone na pokrycie kosztów weterynaryjnych w załączonych fakturach.