W tym roku ilość kociego nieszczęścia przeraża - mimo ustawicznej pracy w terenie, wyłapywania na kastracje, uświadamiania ludzi, podawania leków, dokarmiania itd. sytuacja zdaje się być jeszcze gorsza niż w latach ubiegłych. Wszędzie chore, umierające maluchy. Wyrzucone razem, bez matki, z matką, pojedynczo. Porzucone w lesie czy rowie, pod kościołem, pod sklepem. W pudełku lub tak po prostu na chodniku.

Jaskier to jeden z takich maluchów. Można jednak powiedzieć, że miał sporo szczęścia w nieszczęściu. Został znaleziony wraz z mamą i bratem. Mama broniła jak umiała swoich kociąt. Bała się człowieka, musiało ją spotkać coś złego, maluchy też nie były zbyt proludzkie. Udało się zabezpieczyć rodzinkę. Niedługo potem braciszek Jaskra znalazł dom. Mama kociaków i Jaskier przebywały przez pewien czas na wiejskiej posesji, w pomieszczeniu gospodarczym. Takie zabezpieczenie było lepsze niż pozostawienie ich w miejscu znalezienia, ale nie umożliwiało podjęcia skutecznego leczenia kotków, które cierpiały na różne dolegliwości.

Jaskier trafił do domu tymczasowego i umówiony na wizytę u weterynarza. Okazało się, że dokucza mu biegunka wynikająca ze stanu zapalnego jelit, chore są też oczka, zostało więc zaordynowane stosowne leczenie. W dalszej kolejności kotek dostał preparaty przeciwpasożytnicze. Na tym leczenie się nie skończyło. Jaskier miał też problemy z układem moczowym - zapalenie pęcherza.

Dom tymczasowy podjął się opieki nad kotkiem, zapewnił wyżywienie i wszelkie wygody, ale koszty weterynaryjne okazały się na obecną chwilę zbyt wysokie. Bardzo prosimy o wsparcie - na chwilę obecną opiekunka wydała już około 1000 zł (wkrótce zostaną dodane kolejne karty z leczenia). 

Kotek ma szansę na dobre, spokojne życie, został wyrwany z bezdomności, po wyleczeniu będzie szukał kochającego domu stałego.