Cześć! Prawie czternaście lat temu do naszego domu trafił mały kociak, porzucony przez innych znalazł schronienie i dom w naszej rodzinie. Nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze co go czeka - a przeszedł od tamtych dni naprawdę wiele. Kuleczka (bo tak się nazywa) przeszła kilkukorne operacje usuwania guzów czy mastektomii, gdyż choruje na nowotwór złośliwy, który robi przerzuty. Nasz maluch średnio co roku jest zmuszony do poddania się kosztownej operacji usuwania tych guzów. Potwierdzenia operacji i dowód na wieloletniość choroby załączam w zdjęciach. Sprawa zaczyna się komplikować o tyle, że w momencie przerzutu na płuca dla kotka już nie będzie ratunku. W ostatnim czasie Kuleczka zaczęła kaszleć, co nas bardzo zaniepokoiło. Liczyliśmy się z najgorszym - i to właśnie potwierdzili nam lekarze weterynarii prowadzący naszą kotkę. Został jej rok życia. Kuleczka po wizycie u weterynarza zamknęła się w sobie - przestała jeść i wychodzić do ludzi. Obecnie czekają ją kolejne kosztowne badania oraz leki. Musi dostawać specjalne odżywki, żebyśmy mogli jakoś nadrobić braki wynikające z jej słabego apetytu. W chwili obecnej jesteśmy rozbici, ponieważ członek rodziny ginie na naszych oczach. Chcemy ułatwić jej ostatnie miesiące życia, więc będziemy musieli zabierać ją prawdopodobnie na podawanie sterydów, aby łatwiej się jej oddychało. Czekają nas kolejne prześwietlenia. Mamy nadzieję na to, że może znajdzie się jeszcze jakiś sposób aby Kuleczka była z nami jak najdłużej a jednocześnie się nie męczyła. Liczymy się z tym jak duże koszta czekają nas w nadchodzących tygodniach/miesiącach i w związku z tym zwracamy się o pomoc do innych kociarzy. Obecna sytuacja finansowa nie pozwala nam na podejmowanie szybkich kroków, przez co kraja nam się serce, gdyż jest ona członkiem naszej rodziny. Jeżeli dotrwałeś do tego momentu - to dziękuję Ci z całego serca za przeczytanie historii naszego malucha.