Kleks został znaleziony przez Panią Sonię na łódzkim Karolewie. Najpierw był tylko dokarmiany, do czasu aż okazało się, że jest totalnie proludzkim kociakiem. Najprawdopodobniej został bezwstydnie wyrzucony, ponieważ nie dogadał się z psami… Spotkał go najgorszy z możliwych scenariuszy. Miziasty kot, który musi sobie poradzić na wolności. 

W sobotę 6 kwietnia został przejęty przez naszą Martynę. Był już po odrobaczeniu, odpchleniu, zaczipowaniu i usunięciu kleszcza – koszty z tym związane poniosła nasza Fundacja.

Jak tylko trafił pod nasze skrzydła – został zaszczepiony pierwszą dawką szczepionki. Poza tym, wykonaliśmy mu również podstawową morfologię i testy FIV/FELV. Na szczęście wyszły ujemne. Druga wizyta = kolejna faktura.

Najbardziej zaskakujące jest to, że podczas każdej z tych wizyt Kleks był zupełnie spokojny. Przy szczepieniu nadstawiał kuperek, a przy pobieraniu krwi – po prostu grzecznie leżał i mruczał, nie zwracając uwagi na pojawiające się igiełki. 

W domu tymczasowym odnalazł się znakomicie. Nie ma problemu z jedzeniem, akceptuje dzieci i inne zwierzęta. Nie wchodzi w konflikty, nie psoci. Dlaczego więc został wyrzucony? Niestety tego się już nie dowiemy… Najważniejsze na ten moment jest to, że został już zaopiekowany i czuje się bezpieczny.

Potrzebujemy wsparcia w opłaceniu tych faktur (do wglądu w Aktualnościach) – czy możemy na Was liczyć?