Gambi mieszkał sobie w garażu w małej klatce, jadł kolorowa karme z zoologika lub różne popularne warzywa typu kilo marchewki lub sałatę. Wodę dostawał jak się dziecku przypomniało. Rok czasu walczyłam żeby go zabrać bo przecież dziecko będzie płakać. Ale wkoncu dwa miesiące temu go wzięłam. Miał iść do fundacji ale skradł moje serce. Wzięłam go do weterynarza. Badania w miarę w porządku, lekko pogorszone wyniki watrobowe ale możemy go kastrowac. Przeszedł zabieg celująco, wyzdrowiał i miał się dobrze. Nagle dwa dni temu zaczęło się piekło. Gambi rano nie podszedł do śniadanka, wody też nie chciał tylko siedział w kuwecie. Szybko weterynarz. Prześwietlenie wykazało zalecające coś w żołądku. Dostaliśmy leki, kroplówki i do domu. Koszt 200 zł. Cała noc zero poprawy. Ani jednego bobka. Kierunek weterynarz ale tym razem z specjalistę króliczego. Kolejne leki i lewatywa. Kazał wrócić wieczorem. Wracam z brakiem rezultatów. Szybka decyzja- musi iść na stół bo w żołądku jest jakby plastelina. Szukanie weta który zoperuje. Doktor znalazł jakiegos odpowiedniego więc jedziemy. Gambi idzie na stół. Doktor dzwoni do mnie w czasie operacji " Dzień dobry. Jesteśmy w trakcie operacji. Gambi jest stabilny ale po oproznieniu zoladka okazało się ze w brzuchu jest dużo krwi a krolik ma skręt plata wątroby i trzeba go usunąć ". szanse na wyzdrowienie maleją. Na szczęście wszystko się udało. Dwa dni później gambi już jest w stanie w jakim mogę go zabrać do domu. Koszt to ok 1300 zł. Diagnoza- wątroba uszkodzona przez nieprawidłowa wczesniejsza dietę.

Przez koronawirusa jestem ciężarną bez pracy więc nie mam na zbyciu takiej kwoty. Bardzo wszystkim dziękuję za nawet najdrobniejszymi pomoc <3

C. D. Gambi potrzebował jeszcze jednej operacji usunięcia ropnia. Co trzy dni wizyt na antybiotyk gdyz mógł mieć po nim ataki. Na szczęście Gambi jest bardzo dzielny i wraca już do zdrowia