Cześć!

Nazywam się Demon, ale spokojnie, nie jestem diaboliczny (no może trochę). Do niedawna wiodłem typowe życie tzw. kota dachowca. Tułałem się po ogródkach, szopach i krzakach, przyjaźniłem się z innymi kotami (przeważnie z kotkami, ale o tym cicho sza), obserwowałem świat z dachów domów. Muszę się Wam jednak przyznać, że z tą przyjaźnią z innymi przedstawicielami mojego gatunku to bywało różnie. Nie raz, nie dwa oberwałem łapą w ciemnym zaułku. Moja egzystencja była nieskomplikowana, pełna kocich wzlotów oraz upadków. Niestety podwórkowe życie dało mi ostro w kość. Nie ukrywam, że młodzieńcze lata mam już za sobą, a wraz z wiekiem pojawiły się problemy; i jak to bywa, spadły na mnie gwałtownie. Co tu dużo miauczeć, zacząłem chorować, a lista moich dolegliwości do krótkich nie należy. Pojawiła się paskudna żółtaczka, zapalenie skóry, grzybica, pozytywny FIV. Błąkając się po ogródkach napotkałem ludzi, którzy uratowali mnie przed pewną śmiercią i zawieźli do weterynarza. Jestem wdzięczny wspaniałym weterynarzom i nowym opiekunom za uratowanie mnie przed śmiercią. I chociaż umknąłem kostusze, to nadal potrzebuję pomocy, tym razem finansowej. Muszę opłacić zaległe, jak i przyszłe koszty leczenia. Dlatego zwracam się do Was z ogromną prośbą o wsparcie. Z całego serca dziękuję za każdy grosz, który przybliży mnie do spełnienia największego marzenia jakim jest powrót do zdrowia.