Codziennie docierają do nas niepokojące informacje z granicy polsko-białoruskiej.

Wypychani przez reżim Łukaszenki migranci są wyłapywani przez polską Straż Graniczną, która nie zważając na pogodę, stan zdrowia tych ludzi oraz ich sytuację rodzinną przepycha ich ponownie na stronę białoruską zostawiając ich w lasach. Złapani ponownie przez strażników białoruskich, są zmuszani do przejścia na stronę polską. Ci ludzie stali się ofiarami całej sytuacji. Nie dopuszcza się do nich lekarzy, nie zapewnia żywności ani ciepłej odzieży. Temperatura na terenach przygranicznych spada nawet do zera. Wśród koczujących w lasach są rodziny z małymi dziećmi, których przerażony wzrok skłonił nas do podjęcia działań.

Uznajemy, że jeżeli nie możemy liczyć na dobry przykład naszych władz, to jako dojrzałe społeczeństwo obywatelskie musimy zacząć działać na własną rękę.

Nie pozwólmy, aby ci ludzie, uwięzieni między dwoma państwami byli skazani na pewną śmierć z wychłodzenia, głodu czy odwodnienia. Jesteśmy narodem solidarnym i gościnnym i teraz nadszedł moment, w którym możemy to pokazać. Nie bądźmy obojętni na krzywdę drugiego człowieka, a szczególnie na krzywdę małych dzieci.

Z grupą znajomych przeprowadziliśmy dokładną analizę sytuacji na granicy, nawiązaliśmy bezpośredni kontakt z osobami, które skutecznie pomagają uchodźcom na miejscu, poprosiliśmy o wskazówki, co zrobić, żeby pomóc im w codziennym niesieniu pomocy jaką prowadzą na miejscu.

Otrzymaliśmy informację o pilnej potrzebie stworzenia pakietów pomocowych składających się między innymi z: namiotu termicznego, folii termicznej, szybkoschnącej odzieży, batonów energetycznych, mleka skondensowanego, środków przeciwbólowych, wody.

Koszt takiego pakietu to ok. 100 zł. Zbieramy środki na takie pakiety.

Chcemy przygotować 50 zestawów. Od razu po ich zakupie, zawieziemy je do strefy przygranicznej i przekażemy osobom, które potrafią dostarczyć je potrzebującym.

Tyle możemy na pewno zrobić, żeby nie czuć się i nie być bezradnym obserwatorem okrucieństwa, jakie rozgrywa się na naszych oczach.