Aras Palani od miesięcy pomaga jako tłumacz (arabski, kurdyjski, bułgarski) przy interwencjach pomocowych na granicy białorusko-polskiej. Robi to jako wolontariusz, nie tylko kosztem swojej pracy, ale i angażując w to własne środki. Przyleciał z UK, by pomóc swojej rodzinie, która przekroczyła granicę z Polską. Po zatrzymaniu i pobycie w obozie, rodzina Arasa (córka, wnuk i syn) są już wolni i bezpieczni. Mimo to Aras kontynuuje pracę. 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu jest dostępny pod trzema telefonami. Odwiedzał obóz, w którym osadzona była jego córka, przekazując przez nią pomoc osadzonym. Poza czasem, energią i sercem Aras inwestował też swoje pieniądze. W tej chwili wyczerpał już prawie swoje środki finansowe. Potrzebuje naszego wsparcia na benzynę, telefony, jedzenie, środki dla osadzonych i... kawę - nieodłączny kubek termiczny z dużą czarną to już znak rozpoznawczy Arasa.

zdjęcia: Agnieszka Sadowska

więcej o działaniach Arasa: https://bialystok.wyborcza.pl/bialystok/7,35241,28024969,aras-24-7-zna-siedem-jezykow-kazdy-dzien-poswieca-na-pomoc.html