Cześć,

nie jest mi łatwo zakładać tego typu zrzutkę. Właściwie, to jest mi wstyd, ale motywuje mnie to, że coraz ciężej jest mi utrzymać siebie i mojego czworonożnego przyjaciela.

Dokładnie 6 lat temu, z braku perspektyw, przeprowadziłam się z małej miejscowości na południu Polski do Poznania, mając nadzieję na dobrą pracę i możliwości rozwoju.

Na początku było wszystko w porządku, radziłam sobie dobrze. Znalazłam pracę, wynajęłam fajne mieszkanie. Życie wydawało się być piękne.

Przed samą pandemią musiałam zmienić pracę na cięższą, fizyczną i trochę gorzej płatną. Pandemia zastała mnie niemal już bez oszczędności. Pierwszy problem pojawił się w momencie, kiedy zepsuł mi się samochód. Naprawa przekraczała jego wartość, a żeby kupić jakikolwiek używany musiałam wziąć kredyt. Bez samochodu nie miałabym jak dojechać do pracy.

Niedługo potem zachorowałam na COVID. Musiałam przestać pracować, a raty kredytu, czynsz i opłaty za wodę i prąd nie spłacały się same. COVID pozostawił po sobie spustoszenie - zaburzenie pracy serca i dużo mniejszą wydolność. Powrót do pracy się oddalał, a dług rósł. Musiałam wziąć kolejny kredyt. Kilka miesięcy później, dowiedziałam się, że muszę przejść zabieg ginekologiczny. Kolejne zwolnienie - kolejny problem finansowy. Na karku cały czas czułam oddech rosnącej inflacji (miesięczna rata kredytu wzrosła o 400 złotych). Jakby tego było mało - straciłam pracę. Poszukiwania kolejnej pracy w czasie pandemii były bardzo ciężkie. Dług rósł - wpadłam w pętlę, wzięłam kolejny kredyt. Praca, którą mam teraz jest dobra i bardzo ją lubię. Najprawdopodobniej zostanę w niej na stałe, jednak nie daje mi możliwości spłacania kredytu i utrzymania (taniego) mieszkania i mojego czworonoga, którego nie oddam nigdy. Potrzebuję pomocy. Czasy są ciężkie dla każdego, ale jeśli masz możliwość - pomóż mi proszę wyjść z tej pętli...

Joanna