szczurki z interwencji z Bojana
szczurki z interwencji z Bojana
Nasi użytkownicy założyli 1 226 011 zrzutek i zebrali 1 347 706 912 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Ciężko było mi się zabrać za opisanie tej historii. Dużo wątków, dużo emocji - i nic nie winne wszystkiemu zwierzęta - wędrujące z domu do domu.
Stało się w ich życiu tak, że najpierw miały hamaki, dużą klatkę i wszystko, czego ogonki potrzebują do szczęścia. Miały też większe stado, jednak ich towarzysze mieli więcej szczęścia w tej całej historii...trafili w dobre ręce...
Trzy ostatnie ze stada dziewczynki nie mogły zostać w swoim pierwotnym domu, zostały oddane do kogoś, kto szukał im domu - potem trafiły do osoby, która twierdziła, że kocha zwierzęta i się nimi zajmie.
Te trzy dziewczynki są w dłoni jak masło, rozpływają się do głaskania. Cudowne, wpatrzone w człowieka....pech....trafiły w miejsce, gdzie zamiast klatki zafundowano im więzienie - w klatce nie były w stanie chodzić - mogły tylko leżeć...ale podobno klatka była cały czas otwarta...jednak....zwierzaki stały się wyposażeniem pokoju dziecięcego dwóch chłopców.
Nie można mieć żalu do dzieci, że nie potrafią zająć się zwierzakami. To my dorośli uczymy ich empatii, szacunku do każdego życia i to, że zwierzę to nie zabawka.
W tym wypadku szczurki nie miały tego szczęścia. Dorośli zawalili..... Stały się dosłownie częścią wyposażenia placu zabaw dwóch chłopców (ok 7 i 10 lat), z tego jedno z dzieci z ADHD.
Pierwotna właścicielka po tym, jak się dowiedziała, gdzie są jej zwierzęta zaczęła starać się o ich zwrot. Pani, pod której opieką były nie chciała ich oddać "bo dzieci się przywiązały". Samiczki mieszkały w tamtym domu przez 2 tygodnie, nie zapewniono im podstawowych warunków bytowych.
W tej klatce mieszkały po „adopcji”:
Dla porównania klatka obok klatki o długości 80 cm...tak, żeby złapać proporcje:
Później poproszono mnie o pomoc w rozwikłaniu tej sytuacji. Rozmawiałam ze wszystkimi "stronami", nie starałam się zakładać najgorszego scenariusza, że na pewno zwierzaki są z nieodpowiednich warunkach. Jednak po niedzieli na telefonie, po ustaleniu różnych faktów zapadła decyzja - jedziemy zweryfikować na żywo co się dzieje ze zwierzakami i jeśli jest tak jak myślimy - zabieramy je.
Moje przeczucie mnie nie myliło. Niestety było nerwowo, trzeba było poprosić o pomoc odpowiednie służby. Ostatecznie późnym wieczorem zwierzaki były już w moim aucie.
Nie planowałam ich wstępnie zabierać do siebie, miałam przecież być tylko mediatorem - jednak do swojego pierwotnego domu nie miały szans na powrót.
Przez ostatnie dwa lata odratowałam koło 140 zwierząt....więc stwierdziłam, że dam im szansę na normalne życie. Nie chciałam ich zawieść. Pojechały do mnie.
Szczurcie piszczały przy braniu na ręce (ze strachu lub bólu), jedna z nich straciła dość mocno na wadze (tak oceniła to jej pierwotna właścicielka). Najstarsza szczurcia (3 lata) była na lekach w chwili "oddania". Okazało się, że pani, pod której opieką była przez ostatnie 2 tygodnie podała jej zamiast 1 fiolki furosemidu - 7 fiolek. Z tego co się dowiedziałyśmy zmieniła strzykawkę, którą podawała lek - z insulinówki na strzykawkę o większej średnicy....i cały czas dawała "tyle samo kresek"...choć jakby nie patrzeć nie podawała już zaleconej dawki....tylko dużo więcej...
W wyniku przedawkowania leku Bambi miała zaburzenia koordynacji ruchowej, szła ciągnąc nogi - była jak pijana...odwodniona.
Największa z samiczek, o normalnej masie ciała została poddana "odchudzaniu" przez nową opiekunkę - gdyż jak to stwierdziła "szczur jest patologicznie otyły". Dodam, że samiczka była całe życie pod opieką specjalistycznej przychodni weterynaryjnej dla gryzoni i nie było uwag do jej masy ciała.
Jeszcze w niedzielę wieczorem napisałam do Przychodni Weterynaryjnej, pod której opieką było wcześniej to stado - że bardzo proszę o pomoc. Napisałam o stanie zwierząt, o przedawkowaniu leków, wysłałam filmik z Bambi...nasza kochana Pani Weterynarz, choć nie miała czasu tego dnia przyszła dla nich wcześniej....bo widziała stan Bambi...
Tego dnia trzeba było zrobić 2 x RTG, badanie krwi + doszło dużo leków....
To jest zestaw tylko dla Bambi:
Sposób "opieki" przez 2 tyg u "pseudo opiekunki" doprowadził u Bambi do powiększenia sylwetki serca, odwodniania i skrajnego jej wyczerpania. Zwierzak nie nadawał się do pobrania krwi, gdyż nadmiar stresu w jej stanie mógł doprowadzić do jej śmierci. Dostałam polecenie jej ustabilizowania i gdy będzie już stabilna, miały być wykonane kolejne badania....
Niestety choć wyglądało, że będzie już dobrze - bo Bambi ładnie jadła, odzyskała równowagę, zaczęła ładnie chodzić po hamakach i chętnie brała leki....
W sobotę zobaczyłam, że biedna ma atak duszności. Wzięłam ją na ręce, wiedziałam co mogę zrobić...ale była tak słaba, że dosłownie wzięła trzy oddechy i umarła na moich rękach. Wiem, że nie wytrzymało serce....i wiem, że to wynik rażącego zaniedbania.....i boli to bardzo, bo gdyby miała ciut więcej szczęścia i mieszkała w dobrym domu, jeszcze by pożyła.
Pozostałe dwie samiczki na dziś mają się dobrze.
Jedna była na antybiotyku (w trakcie próby odebrania zwierząt była "opiekunka" biegała z nimi po mrozie (-8 - 10 C) a Niki była mokra...).
Diki była bardzo obolała, miałyśmy obawy, że może mieć złamania lub zgniecenia tkanek miękkich - jednak na szczęście RTG wykluczył złamania i na dziś mała już nie piszczy przy braniu na ręce.
W związku z tym, iż prawowita właścicielka nie była w stanie ich przyjąć spowrotem, nie była również w stanie pokrywać kosztów ich leczenia, zwierzaki prawnie przeszły pod opiekę Viva Gryzonie.
Ja natomiast po tej całej akcji zostałam z rachunkiem za "nie moje" zwierzęta. Miałam tylko pomóc je odzyskać i zabezpieczyć, wyszło inaczej.
I choć cieszę się, że one są już w dobrych rękach - chciałabym Was prosić o pomoc w pokryciu choć części tych kosztów.
Rachunek z lecznicy to 438 zł, dodatkowo kobieta od której odbierane były zwierzęta zażyczyła sobie zwrotu pieniędzy za leki, które wykupiła. Dostała 20 zł. Nie liczę karmy, strzykawek, Sinlac czy innych rzeczy.
Łączne koszty to 458 zł. Jeśli wartość zbiórki będzie wyższa niż w/w - różnicę przekażę na Dom tymczasowy "Ogoniaste" z Viva Gryzonie - bo to pod ich opieką prawną są obecnie dziewczynki.
Ci co mnie znają wiedzą, że przez ostatnie 2 lata odratowałam ok 140 szczurków. Wszystkie to były "zwierzaki niczyje", zawsze ich leczenie wiązało się z jakimś kosztem, jednak tylko dwukrotnie prosiłam Was o pomoc w formie zrzutki.
Dziękuję za wsparcie wszystkim, którzy pomogą mi wspólnie ponieść ciężar odpowiedzialności za los tych biednych maluchów.
Mówi się, że całego świata nie zmienisz ale możesz zmienić cały świat dla jednej istoty.
Dla nich to miało znaczenie...
Resztę uczuć złych pominę....życzmy maluchom szczęścia...tam, gdzie są nic już im nigdy nie będzie groziło.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!