id: kh3m9x

Czy dziewczynki odzyskają swojego ojca, którego spotkało to samo, co pana Komendę?

Czy dziewczynki odzyskają swojego ojca, którego spotkało to samo, co pana Komendę?

Nasi użytkownicy założyli 1 160 987 zrzutek i zebrali 1 205 512 351 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Opis zrzutki

Zrzutka jest na wynajęcie kancelarii, która złoży wniosek o ponowy proces. Niestety - może była łapówka - bo proces był mało, że stronniczy, ale zwyczajnie sfałszowany i kancelarie nie chcą się za to brać - na pewno trzeba będzie zebrać dużą kwotę, żeby przeprowadzić ten proces.

Będzie wam bardzo trudno uwierzyć w to, co opiszę, dzięki Bogu mam wszystkie dowody w postaci dokumentów sądowych, nagrań audio/wideo konfliktu rodzinnego, do czego będę umieszczał odnośniki dowód. W sądzie nagrania nie były uwzględnione, ale są i może się w końcu przydadzą.


Mama dwóch dziewczynek w czerwcu 2016 spadła z balkonu swojego mieszkania. Na szczęście ani jej, ani dziecku - była w 5 miesiącu, nic się nie stało. Jej mąż - mój syn, został aresztowany i skazany na 15 lat więzienia. Syn przebywa w więzieniu już 7 lat. Starsza Luba była mocno związana z tatą, a młodsza Aida urodziła się po jego aresztowaniu - dziewczynka ma więc już 7 lat i ani nasza rodzina, ani nasz syn nigdy jej nie widzieliśmy.

oih4kkWN0ncw4GIg.jpg

Na zdjęciach jest Luba, gdy jej tato nie był jeszcze w więzieniu, czyli gdy Luba była malutka. Zdjęć drugiej wnuczki nie mamy. Zdjęcia Luby są zrobione w naszym domu, gdzie często nas odwiedzali i dziadek - czyli ja - brał wnuczkę na plac zabaw - dwa ostanie zdjęcia. Luba trzymała się zawsze blisko taty, siedziała przy stole u niego na kolanach, bo mama nie wykazywała instynktu macierzyńskiego. Nie było to jednak problemem, bo podzielili się rolami. Tata gotował, prał i prowadził gospodarstwo domowe, a z żoną dzielili wspólne zainteresowanie fotografiką - nagrody na konkursach, jeździli na wycieczki rowerowe, oglądali ambitne kino polskie, rosyjskie czy skandynawskie. Gdy syn został aresztowany i zniknął z życia Luby, dziecko przeszło załamanie nerwowe. Dowiedzieliśmy się o tym, ponieważ ojciec matki, u którego teraz mieszkają, złożył na Policję zawiadomienie o załamaniu nerwowym wnuczki, o co oskarżył mojego syna. Niedorzeczność, która pokazuje stan umysłu tej osoby.


Z rodziną syna byliśmy blisko związani, często nas odwiedzali, teściowa wracając z pracy robiła dla nich zakupy, żeby im pomóc, ja pracowałem blisko ich mieszkania, więc często u nich bywałem, czy to na "ambitne" kino, które dla mnie było trochę za ciężkie, czy na pizzę, którą piekł syn, czy też oni przyprowadzali mi Lubę do pracy, jak chcieli pojechać na wycieczkę rowerową.

Synowa miała konflikt ze swoim ojcem o darowane jej mieszkanie, ale uważali, że sami sobie z tym poradzą. Dziś wiemy, że nie docenili tego człowieka, do czego jest zdolny.

Syn dostał się na studia doktoranckie z filozofii do Krakowa i postanowili sprzedać mieszkanie i tam się przenieść.

Spotkało się to ze sprzeciwem ojca synowej. Żeby zablokować sprzedaż, ojciec synowej złożył na jej rodzinę donos do MOPS o przemoc domową. Dzięki temu, że synowa nagrała ukrytą kamerą rozmowę z nim w dniu, w którym złożył donos, jest dowód, że donos był fałszywy i miał na celu wsadzenie zięcia do więzienia i zablokowanie sprzedaży. Synowa domagała się wycofania donosu, bardzo cierpiała z tego powodu, bo mówiono jej, że ją kochają, że darowizna jest zabezpieczeniem na jej przyszłość.

O zamiarze sprzedaży mieszkania powiedziała rodzicom na jesieni 2013r., ale z rozmowy wróciła zapłakana - wybuchł konflikt, bo okazało się, że mieszkanie nie należy do niej, a zostało zapisane na nią, żeby ojciec nie musiał zapłacić podatku. Jeszcze w styczniu i lutym 2016r nagrała dwie rozmowy z matką, na których mówiła, że kochają się z mężem i mają plany na przyszłość. W czerwcu jej rodziny już nie było, a mój syn zamiast doktoratu, znalazł się w więzieniu.


Synowa znajdowała się pod presją pod dużą presją ojca, którego się bała.



bo w czerwcu synowa - prawdopodobnie podczas próby zdjęcia z balkonu baneru o sprzedaży mieszkania - spadła i odwieziono ją do szpitala, a syna aresztowano. Zanim przyjechało pogotowie, poprosiła robotnika na dole, żeby pan do nas zadzwonił i zawiadomił nas o zdarzeniu. Pojechaliśmy więc do szpitala, gdzie uspokajała nas, byśmy nie obawiali się o syna, bo zeznała, że nie przyczynił się do jej upadku. Rzeczywiście złożyła takie zeznanie. W szpitalu napisała też wniosek, żeby rodziną zastępczą dla córki była nasza rodzina, czyli rodzina męża, a nie jej rodzina, z którą miała konflikt. Niestety, do szpitala przyjechał jej ojciec i napisała drugi wniosek, żeby rodziną zastępczą była jej rodzina, a do swojej teściowej, czyli matki męża napisała - mamo, nie będziemy mogły się już widywać.

Po wyjściu zamieszkała z ojcem i w Sądzie składała fałszywe zeznania przygotowane jej na kartkach. Ponieważ mamy nagrania jej trzyletniego konfliktu z ojcem, gdzie jest wszystko, cokolwiek mogli zeznać ci świadkowie, łatwo można było wykazać, że nie zeznaje prawdy. Więcej nawet, bo w czasie procesu syn przyłapał ją na kłamstwie, że wszystko jest zmyślone. Niestety, zarówno Sąd jak i nasz prawnik, zignorowali to.


Wynajęliśmy dwóch adwokatów, na których wydaliśmy grupo ponad 40 tyś zł, ale proces odbył się tak, jakby w ogóle nie było obrony. Jeden adwokat przymknął oko na naruszenia sądu, a drugi apelację złożył po terminie, a do pisma do Rzecznika Praw Człowieka w Strasburgu nie dołączył płyty z załącznikami i pismo nie zostało przyjęte.

Tu zaczyna się dramat, bo zapoznaliśmy się z aktami i okazało się, że Sąd sfałszował proces - zmienione zeznanie świadka i w ten sposób wykreowane fałszywe pobicie dzień przed upadkiem z balkonu, ukryte dowody niewinności, fałszywe opinie biegłych - jeden napisał rzetelnie, to zastąpiono tą opinię inną. A nawet samo zeznanie synowej - już byłej, bo jej ojciec przeprowadził rozwód - że syn nie usiłował jej zabić, też zostało zignorowane. Zeznała wyraźnie:

“Nie wiem, czy mogłam być źle zrozumiana przez kogoś tam na miejscu. Być może ktoś zauważył mojego męża na balkonie i pomyślał, że to mąż mnie pchnął. Ja nikomu czegoś takiego nie mówiłam. Nie mogło być takiej sytuacji, że byłam już gotowa do zsunięcia, a mąż mnie pchnął, a ja bym tego nie widziała, bo jak już mówiłam, przed samym zejściem z balkonu odwróciłam się przodem do mieszkania, tak więc musiałabym męża zobaczyć, a nie było go obok mnie. Nie było go w ogóle na balkonie."

Zeznała jednak, że syn miał ją bić metalową rurką i dlatego chciała wyjść przez balkon. Podczas przeszukania mieszkania rurki nie znaleziono, a ona sama nie potwierdziła już jej istnienia. Sędzia napisała:

"Przedmiotowa rurka nie została zabezpieczana przez funkcjonariuszy Policji, niemniej jest to zaniedbanie leżące po stronie organów ścigania, a nie mogące obciążać pokrzywdzonej i oceny jej wiarygodności."

Naruszenia popełnione przez Sąd okazały się gwoździem do trumny, bo nie ma możliwości wystąpienia przeciwko sędziemu - złożyliśmy szereg zawiadomień, wszystkie zignorowane. Apelacja skopiowała do swojego uzasadnienia nieprawdy z uzasadnienia pierwszej instancji i dodała kolejne, a Kasacja odbyła się bez protokołu i uzasadnienia i zatwierdziła wyrok bez odwołania.


Jednym z poważnych naruszeń był eksperyment procesowy, który miał potwierdzić możliwość wyrzucenia kobiety z balkonu. Eksperyment odbył się jednak bez udziału oskarżonego i jego adwokata, a dlatego, że balkon był już uprzątnięty - gdzie prokurator napisała w oględzinach balkonu, że miejsce to było trudno dostępne nawet dla jednej osoby. Oględziny te w wyroku zostały zastąpione innymi oględzinami, bez tego stwierdzenia.

K8aRlePgDFxZqfr8.png

Zdjęcie z eksperymentu procesowego. Pozorantka była wyższa od żony syna, a i tak widać, że balustrada balkonu jest zbyt wysoka, żeby wypchnąć kogoś przez samo popchnięcie. Aby kogoś wyrzucić, trzeba osobę chwycić za ubrania, podnieść i przerzucić na drugą stronę. Wyrzucana osoba broniłaby się i doszłoby do szarpania. Tym czasem badanie DNA wykazało obustronny brak śladów DNA u syna i jego żony. Stąd pomysł, że doszło nie do wyrzucenia, ale do wypchnięcia, że dłonie leżały płasko na barkach i dlatego pod paznokciami nie było DNA. Dlaczego nie było go też u ofiary, tego Sąd nie napisał.

Proces farsa oraz nasza tragedia i wielkie cierpienie, że żyjemy w takim kraju. Zniszczone życie mojego syna i jego rodziny.

Tu link do strony, gdzie wszystko jest dokładnie opisane z przytoczonymi rozmowami z nagrań i faktami z akt.


A tak wyglądał balkon w dniu zdarzenia:

ps5dH57EkzppFPmt.jpg

Zdjęcie zostało wykonane przez prokurator w czasie oględzin balkonu. Natomiast pozorant i pozorantka podczas eksperymentu procesowego stoją na balkonie już uprzątniętym.





Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Twój mini-terminal.
Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Twój mini-terminal.
Dowiedz się więcej

Wpłaty

nikt jeszcze nie wpłacił, możesz być pierwszy!

Nikt jeszcze nie wpłacił, możesz być pierwszy!

Wpłać

Komentarze

 
2500 znaków
Zrzutka - Brak zdjęć

Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!