Lucek od początku miał w życiu pod górkę. Jego rodzeństwo umarło na białaczkę, a on jako jedyny z całego miotu okazał się nie zarażony. Jednak długo walczył z kocim katarem i innymi infekcjami. A jak wydawało się, że najgorsze już za nim - padła diagnoza zapalenia otrzewnej. Dzięki szybkiemu leczeniu udało się zwalczyć chorobę i szybko stał się aktywnym, ciekawskim kociakiem.

Jednak pod koniec kuracji wciąż miał niewielką ilość płynu, przez co musiała być przedłużona. Kiedy zdecydowaliśmy się ją zakończyć, bo wyniki krwi były dobre, po paru dniach kociak stał się osowiały i stracił apetyt. Kolejne badania nas zmroziły: testy na mykoplazmę oraz toksoplazmozę wyszły pozytywne! Okazało się, że jego małe ciałko cały czas walczyło nie z jedną a z trzema chorobami!

Mykoplazmę udało się już zwalczyć, ale wtedy uderzyła toksoplazmoza. W ciągu dwóch dni sprowadziła normalnie funkcjonującego kota do leżącego, porażonego ciałka. Przednie łapki miał sztywne i ledwie był w stanie ruszać głową. Antybiotyk nie pomagał a rokowania były bardzo złe.

Jednak nie możemy się poddać po tylu miesiącach walki. Ponownie zaczynamy kurację, ale nasze konto świeci pustkami a zrzutki na inne zwierzaki stoją w miejscu. Błagamy o pomoc dla tego skrzywdzonego przez los kotka, żeby w końcu mógł zaznać kociego dzieciństwa, zabaw i szaleństw a później zasnąć na rękach opiekuna, zmęczony dokazywaniem.

Każda złotówka i udostępnienie są na wagę złota. Błagamy o pomoc, ten biedny kociak zawrócił prawie z pod bram śmierci bo tak bardzo chce żyć. Niestety rachunek za diagnostykę, pobyt w szpitalu oraz dalsze leczenie są ogromne. Jednak nie możemy spojrzeć mu w oczy i nie podjąć walki, póki jest nadzieja.

Lucek jest podopiecznym Chełmskiej Straży Ochrony Zwierząt Sekcji Lublin a ja jestem jego tymczasową opiekunką.