Kim jest Łatek? Kotem.

A dokładniej, moim kotem, co stawia go w dość specyficznym położeniu.

Ogóle jest to mój tymczas, który jest u mnie dłużej, niż niektóre moje koty. Status tymczasa stracił nie tak dawno temu i mogę do niego bez skrępowania mówić 'synu'.

A był taki dzień, kiedy to wszystko się zaczęło i zobaczyłam Łatka cień, czy tam przelatującego nade mną i wiedziałam wtedy, że to zaszło za daleko i nie ma co się oszukiwać, ten kot zostaje ze mną.

Ogólnie to on się wziął nie wiadomo skąd, jakaś pani oddała go pod opiekę jednego z weterynarzy , bo luźno cytując wypis z karty wizyty, przestraszyła się jego ataku autoagresji i krew tryskała na ściany. Prawie 3 lata później, stało się to samo u mnie, gdzie kot od prawie dwóch lat był na lekach.

Makabra, co? Ano nie do końca. Łatek jest przerośniętym kociakiem. Jak tylko ktoś przekroczy próg mojego mieszkania, tak Łatek jest gotowy do zaatakowania swoją miłością.

Jest definicją bezwarunkowej, czystej miłości. Ma nawet łatkę w kształcie serca! Nie ma przypadków!

Przez to, że Łaciu kocha każdym atomem swojej ciała, to jest niesamowicie wrażliwy, dlatego też tak bardzo jego problemy zdrowotne eskalują przekładając się na jego zachowanie.

Z czym walczymy? Z caliciwirusem i zwyrodnieniem kręgosłupa. W tym celu czekają nas przygody takie, jak:

- radykalna ekstrakcja zębów. Czekają nas dwa zabiegi, koszt ok. 1000 zł.

Mimo sanacji we wrześniu i długiej antybiotykoterapii utrzymuje się stan zapalny dziąseł. Niestety jedyną opcją aby mu trwale pomóc jest usunięcie wszystkich zębów.

Ma go buzia nie boleć. A przy okazji, jak nie będzie miał zębów, to już nie porani sobie ogona <big brain moment>.

- blokada kręgosłupa. Taki tam zastrzyk sterydu w rdzeń. Ma to zapobiegać podrażnianiu zakończeń nerwowych i to u maluszka działa cuda! Mieliśmy dwa lata spokoju, chcę kolejne.

Koszt: 1000 zł.

Pozostała kwota: na wypadek komplikacji, dojazdy do i z lecznicy, środki higieniczne, rekonwalescencję po zabiegach (jest kotem, silnym, dojdzie do siebie szybciej, niż mi się wydaje, ale jednak to nie wyrywanie kilku zębów na krzyż), taki backup.

Tak, odpowiedzialny opiekun powinien mieć odłożoną kwotę na nagłe sytuacje, a ta nie jest aż tak nagła. Jednak wyszło tak, że jestem jedynym opiekunem 5 kocich huncwotów i nie mam po 2 koła na każdego, jeszcze. I w tym momencie 3 koty do sanacji, z czego jedna na cito, plus dużo innych rzeczy na które niebawem muszę wydać kupę kasy i to wszystko nie może czekać aż się odbuduję finansowo, bo będzie źle. A dopiero zaczynam się odbijać po chorobie Stasia.

Dzisiaj chwilę po 12 w okolicy Bronowic było czuć tąpnięcie. Spadł mi kamień z serca (do nerek), że nie dzieje się mu nic, z czym do tej pory już nie mieliśmy do czynienia.

A wychodziłam w wisielczym nastroju myśląc, jak w razie W ogarnąć kolejną wycieczkę do Wrocławia na MRI.

Dziś miał założoną pierwszą blokadę w serii i wrócił mój wielki kociak. W końcu nie ma spiętych mięśni, kica najweselej, nie złości się na siebie ani na inne koty. To mu naprawdę pomaga.

Grosza daj wiedźminowi!