id: m8txn8

Pomóż nam naprawić błąd lekarski sprzed 8 lat i spełnić marzenie o potomstwie - na diagnozę i leczenie in vitro dla Magdy i Michała

Pomóż nam naprawić błąd lekarski sprzed 8 lat i spełnić marzenie o potomstwie - na diagnozę i leczenie in vitro dla Magdy i Michała

Nasi użytkownicy założyli 1 159 082 zrzutki i zebrali 1 203 727 688 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Aktualności5

  • Ponowna aktualizacja naszych działań. Dzięki Waszym wpłatom, wsparciu i pożyczkom rodziny udało się osiągnąć cztery zarodki, czyli cztery potencjalne szanse na rodzicielstwo.


    Chcielibyśmy w tym miejscu powiedzieć, że dalej już z górki i spełnienie marzeń to już tylko kwestia czasu, ale niestety nie ma łatwo. Lekarz prowadząca zadecydowała o braku możliwości przeprowadzenia świeżego transferu ze względu na ryzyko hiperstymulacji oraz pewnymi zmianami widocznymi w trakcie badania ginekologicznego. Po emocjonalnie burzliwych rozmowach i konsultacjach z lekarzami zdecydowaliśmy się na kolejne badania mające na celu potwierdzenie lub wykluczenie adenomiozy lub endometriozy. Pozwoli to lekarzom stworzyć odpowiedni plan leczenia zwiększający szansę powodzenia transferu. Koszt zabiegu histeroskopii, badań niezbędnych do jego przeprowadzenia oraz ewentualnej biopsji waha się pomiędzy 4 a 5000 złotych (sama histeroskopia to 3200 plus badania, ceny biopsji u specjalisty, do którego Magda jest umówiona zaczynają się od 650 złotych). Myszy udało się się wywalczyć na grudzień termin do specjalisty, co jest jej niewątpliwym sukcesem, ponieważ normalny czas oczekiwania, to od pół roku do nawet dwóch lat.


    Dziękujemy raz jeszcze na dotychczasowe wsparcie, które znacznie przybliżyło nas do celu i gorąco prosimy o dalsze dobre słowo, ewentualne cegiełki, jeśli ktoś może lub szepnięcie komuś o zbiórce.

    0Komentarzy
     
    2500 znaków

    Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!

    Czytaj więcej
Ta zrzutka nie ma jeszcze aktualności.

Ta zrzutka nie ma jeszcze aktualności.

Opis zrzutki

Hej, z tej strony Michał i Magda znani wśród niektórych jako Baki i Mysza. Zwierzolubne pozytywne istoty, kochające kontakt z ludźmi, poznawanie nowych krajów, kultur i inne formy aktywnego spędzania czasu. Przez długie lata pracowaliśmy jako instruktorzy zajęć linowych, survivalowych i wszelkiej maści rekreacyjnych na obozach dla dzieci i młodzieży (w tej pracy również się poznaliśmy) przekazując swoją pasję, umiejętności i energię ogromnej liczbie dzieciaków mając nadzieję, że w niedługim czasie to samo będziemy robić z własnymi pociechami.


Niestety jak to zdarza się Michałowi mówić – życie miażdży wyobraźnię. W tej chwili z powodów, które opiszemy poniżej jedynym sposobem na spełnienie naszych marzeń jest in vitro. Chociaż ciężko w kilku słowach opisać wieloletnią walkę oraz to co nas spotkało, ale poniżej spróbujemy streścić. Podjęcie decyzji o utworzeniu tej zbiórki nie przyszło nam łatwo, zwłaszcza Michałowi, dla którego punktem honoru jest radzenie sobie w trudnych sytuacjach samodzielnie, ale niestety dotarliśmy do ściany i nawet on uznał, że należy dumę schować do kieszeni i poprosić o wsparcie w przebiciu tego muru, bo jak to mówią wstyd to kraść, więc staramy się przełamać i poprosić tu o wsparcie. W skrócie, potrzebujemy zastrzyku finansowego by móc podejść do procedury in vitro oraz wykonać pozostałe badania genetyczne i przeprowadzić ponownie do Polski. Szczegóły dlaczego nas los do tego przymusił poniżej.


Utworzenie tej zbiórki wypada niemal dokładnie osiem lat po utracie przez nas pierwszej i jak do tej pory jedynej ciąży. Tak naprawdę nie znamy do dziś przyczyny dlaczego doszło do poronienia, jednakże do ciężkich przeżyć psychicznych doszły również fizyczne. Cofnijmy się do czerwca 2015 roku, Magda nie była jeszcze na wizycie potwierdzającej ciąże, ale kilka dni wcześniej w dzień matki wykonaliśmy jedyny do tej pory nasz pozytywny test, niestety po kilku dniach dostała plamienia/krwawienia, szybko poszła do ginekolog we Wrocławiu gdzie pani doktor nie wykonała nawet żadnego badania i kazała się cieszyć ze straty, bo tak się dzieje z początkową ciążą i że jest Magda za młoda na ciążę. W trakcie weekendu 13 czerwca umówiliśmy wizytę u ginekologa w Szczecinie, który potwierdził utratę ciąży. Poinformował nas, że wszystko jest ok, organizm sam się oczyści i nie będzie żadnych komplikacji przy kolejnej próbie. Było nam przykro, ale staraliśmy się przejść do codzienności dość szybko. Wróciliśmy do pracy, mijały dni, organizm się oczyszczał - tak myśleliśmy, natomiast 3 tygodnie po wizycie i wspomnianych zapewnieniach Magda pojawiły się intensywniejsze krwawienia połączone z potwornymi bólami brzucha, przyprawiającymi prawie o omdlenia, więc pełni niepokoju, że jednak coś dzieje się nie tak umówiliśmy się do innego ginekologa, który wydał diagnozę o poporonnym stanie zapalnym i zalecił hospitalizację w celu oczyszczenia łyżeczkowaniem. Gdybyśmy tego zaniechali w ciągu kilku dni wdałaby się sepsa. Otrzymaliśmy również informację od lekarza, że grubość pozostałości po ciąży świadczy, że nie było szans na samooczyszczenie. Pobyt w szpitalu był traumatycznym przeżyciem, ale to dłuższa historia o stanie służby zdrowia, więc w telegraficznym skrócie. Magda leżała po stracie na sali z kobietami czekającymi na rozwiązanie i innymi starszymi paniami po zabiegach na różne mięśniaki itp. Panie nie omieszkały obgadać leżącej Magdy obok, że taka młoda i się puściła a teraz płacze, podobnie panie pielęgniarki. Po zabiegu kolejny raz zapewniono nas, że wszystko będzie w porządku. Po tych przeżyciach uznaliśmy, że damy sobie czas, że może przygotujemy się na to wszystko lepiej. Oczywiście instynkt dość szybko po starcie nabrał na sile i zdarzały nam się cykle gdzie próbowaliśmy.


Od około 2019 roku Magda po kilku cyklach gdzie nie było ciąży zaczęła szukać przyczyny gdzie leży problem. Początkowo otrzymywaliśmy tylko wiadomości, że za krótko się staramy, a fakt, że w pierwszą ciążę zaszliśmy bez jakichkolwiek problemów oraz, że w trakcie zabiegu łyżeczkowania mogło dojść do uszkodzenia narządów nie był dla lekarzy powodem do przeprowadzenia jakichkolwiek badań. Kolejne próby nadal były bezskutecznie, więc już sami pomyśleliśmy, że „ok, przecież nie każdemu udaje się za pierwszym razem, niektórzy starają się nawet rok”, ale po wspomnianym okresie zaczęły się kolejne niepokoje i wizyty u ginekologów zarówno na NFZ, jak i prywatnie. Mimo zgłaszanych przez Magdę sygnałów, że miesiączki robią się coraz bardziej bolesne i dłuższe na każdej wizycie byliśmy zapewniani, że wszystko jest ok. Około rok temu zaczęliśmy kopać jeszcze intensywniej.


Strata dziecka z 2015 roku nie dawała Magdzie spokoju, było prawdopodobieństwo, że to sytuacja losowa, że za dużo było stresu w tym czasie, ale na drugiej szali pytania a co jeśli mamy choroby genetyczne, mało prawdopodobne, bo śledząc zdrowie dwóch rodzin nic takiego miejsca nie miało, ale dla pewności wykonaliśmy testy DNA na nosicielstwo podstawowych chorób. DNA czyste, badania hormonów zalecane przez lekarzy w normie, wszelkie inne badania ok. Zaczęliśmy sprawdzać fora zrzeszające osoby z podobnymi problemami, inni lekarze, badania wykonywane prywatnie, itp.


Podczas jednej z takich wizyt w styczniu tego roku mającej na celu stwierdzenie lub wykluczenie endometriozy u Magdy został stwierdzony tzw. zespół biernego przekrwienia miednicy mniejszej oraz niedrożność żyły przymacicznej, co dało nam informację, że nie zostało nam zbyt dużo czasu na starania.


Wcześniej lekarze próbowali się doszukiwać rozmaitych przyczyn. Stany zapalne związane z zębami? Cyk 10 000 na naprawę klawiatury Michała, tyle samo na zęby Magdy plus u niej kolejne 10 000 na leczenie ortodontyczne mające wyeliminować przyczynę stanów zapalnych dziąseł - zbyt małe przestrzenie międzyzębowe (tu niestety padliśmy ofiarą niedopowiedzeń i sprawa jest w toku ponieważ leczenie nie zakończyło się ostatecznie dobrze). Zbyt duży stres, blokada w głowie? Zmiana pracy, pozbycie się ogromnego kompleksu Magdy, czyli częściowego łysienia za pomocą kosztownego zabiegu przeszczepienia włosów, powrót do częstszej aktywności fizycznej, wyczekiwane przygotowania i cudowny dzień ślubu, podróż poślubna… Efekt? Jeśli chodzi o główny cel, jakim było zajście w ciążę niestety żaden. Przez ostatnich kilka miesięcy zintensyfikowaliśmy nasze starania i poszukiwanie przyczyn niepowodzeń chyba najbardziej jak to możliwe. Suplementacja witaminowa, kosztująca nas ponad 1 000 zł każdego miesiąca, wizyty u lekarzy zarówno w Holandii, gdzie obecnie mieszkamy i pracujemy, jak i prywatne wizyty i badania w Polsce, zmiana diety na jeszcze zdrowszą.


Niestety każdy miesiąc, każda tylko pojedyncza kreska na teście i pojawiająca się miesiączka, to kolejne rozczarowanie, prowadzące do pogorszenia się stanu psychicznego, kłótni i niejednokrotnie niemal rozstania. Nie tak powinien wyglądać pierwszy rok po ślubie a jednak. Za każdym razem, kiedy opadał kurz po ciężkim okresie pojawiały się nieznośne pytania – Dlaczego? Co jest nie tak? Odpowiedź otrzymaliśmy – o ironio – w Dniu Matki. Zdecydowaliśmy się kolejny raz poświęcić dużą kwotę pieniędzy i pojechać do Polski na zabieg sprawdzający drożność jajowodów, którego nie mogliśmy doprosić się w Holandii. Prawdę mówiąc żaden z polskich lekarzy również nie wspomniał, że po tylu latach prób powinniśmy mieć to zbadane zwłaszcza, że problemy z nasieniem, hormonami i innymi chorobami zostały wykluczone. Na informację o takim badaniu trafiła Magda po spędzeniu kilkudziesięciu godzin studiując dostępną literaturę nt. płodności i rozrodu oraz szukając podobnych przypadków. Co ciekawe musieliśmy twardo postawić na swoim odnośnie konieczności przeprowadzenia tego zabiegu. Po wielu telefonach do klinik niepłodności udało nam się umówić na konsultację telefoniczną z kliniką w Szczecinie, podczas której Pani doktor wysłuchawszy naszej historii podważyła wiarygodność badań wykluczających endometriozę przeprowadzonych w Warszawie i zaproponowała stosowanie tabletek antykoncepcyjnych w trakcie najbliższych trzech cykli, by sprawdzić czy okres się złagodzi i dopiero wtedy ewentualne przeprowadzenie badania drożności.


Po dalszych poszukiwaniach wybór padł na klinikę niepłodności w Poznaniu. Mieliśmy sporą nadzieję, że nawet jeśli jajowody okażą się niedrożne, to podobnie jak w przypadku innych par podczas zabiegu uda się je przepchać na tyle, żeby odnieść sukces. Po badaniu mówiąc kolokwialnie szok, niedowierzanie i rozczarowanie. Jajowody okazały się na tyle niedrożne, że nawet nie udało się wstrzyknąć w nie ani grama kontrastu. Rokowania lekarza wskazały nam dwie ścieżki do dalszych starań. Zabieg laparoskopii, który mógłby spowodować chociaż częściowe udrożnienie jajowodów oraz in vitro. Pierwszą opcję odradził nam już sam lekarz przeprowadzający badanie, jak również kilku innych, których o to pytaliśmy. Wszyscy byli zgodni co do zbyt dużego zagrożenia całkowitego uszkodzenia jajowodów, lub ogromnego prawdopodobieństwa ciąży pozamacicznej. Kilku powiedziało nawet, że po takim zabiegu i komplikacjach jakie mogą się pojawić wykluczone będzie nawet in vitro. Informacje te spowodowały kolejne stany załamania, kłótnie. Nie pomagał fakt, że lekarz przeprowadzający badanie poinformował nas, że jeśli chodzi o przyczynę tej sytuacji, wszystko wskazuje na stan zapalny po poronieniu. Innymi słowy z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że gdyby osiem lat temu lekarze nie zbagatelizowali problemów Magdy po utracie ciąży, moglibyśmy już od dawna cieszyć się życiem z naszymi wymarzonymi pociechami. Całe nasze życie mogło inaczej wyglądać.


 Ostatecznie decyzja została podjęta, skoro jest szansa, to zrobimy wszystko, żeby ją wykorzystać więc wracamy do Polski. Teraz będziemy mieć miesiąc by pozamykać sprawy z Holandią, znaleźć mieszkanie do wynajęcia w Polsce i pracę.


 Jesteśmy umówieni w warszawskiej klinice poleconej przez kilku znajomych, którzy dzięki pomocy lekarzy mogą cieszyć się błogosławionym stanem a niektórzy swoimi pociechami. Mamy ogromną nadzieję na powodzenie naszych działań, zwłaszcza teraz póki nasze wyniki są wyciągnięte do wartości książkowych oraz mimo wysokiego czynnika reumatoidalnego u Magdy żadne stany zapalne na chwile obecną się nie toczą i nie ma w organizmie przeciwciał ANA.


Przeszkodą jaka staje nam na drodze stają się pieniądze i ograniczony czas na działanie. Przez zmianę pracy na mniej obciążającą fizycznie zarabiamy niemal o połowę mniej niż choćby rok temu. Spłacamy kredyty wzięte na wizyty u lekarzy, zabiegi zdrowotne itp. Ceny mieszkań w Polsce porażają no i oczywiście do wszystkiego dochodzi koszt samego procesu in vitro. Średnie koszty w przypadku sukcesu już przy pierwszym transferze to ok. 20 000 złotych do tego koszta dojazdów oraz pozostałych badań genetycznych, których jeszcze nie mamy przeprowadzonych.


Niestety nie łapiemy się na żadne do finansowanie. Pechowo, choć dziwnie to zabrzmi brakuje nam kilku kilometrów. Jesteśmy zameldowani u rodziców i w przypadku Michała do granicy gminy Nowogard, która oferuje dofinansowanie w kwocie 10 000 złotych odległość to ok 15 km. Rodzice Magdy mieszkają z kolei ok. 10 km od granicy województwa mazowieckiego, gdzie pary mogą liczyć na dofinansowanie 6 000 złotych. Jeszcze z miesiąc temu był nabór na refundowaną w pełni procedurę in vitro w ramach kampanii In vitro to HIT, niestety jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że kiedykolwiek nas to czeka.


Pewnie zadajecie sobie pytanie, dlaczego decydujemy się na trudny powrót do Polski w dobie szalejącego kryzysu zamiast podejść do in vitro na miejscu w Holandii. Otóż po pierwsze kolejny raz koszty. Procedura tutaj jest zdecydowanie droższa. Można otrzymać częściową refundację, ale musielibyśmy zmienić pakiet ubezpieczeniowy, na taki który kosztowałby nas niemal 200-300 euro od osoby miesięcznie, takiej zmiany moglibyśmy dokonać dopiero w grudniu a mając na uwadze nasz wiek (31 oraz 33 lata) oraz konieczność jak najszybszego przeprowadzenia zabiegu rozwiązującego wspomniany wcześniej problem żyły przymacicznej u Magdy i pozostałych chorób, które być może z czasem dadzą o sobie znać zabierając nam możliwości skorzystania z in vitro (choroby reumatoidalne), nie możemy pozwolić sobie na czekanie. Po drugie system ochrony zdrowia w Holandii uchodzi za skuteczny i rzeczywiście taki jest, jednakże dopiero po dostaniu się do specjalistów, co wcale nie jest takie łatwe. Najpierw należy umówić się do lekarza domowego – czas oczekiwania 1 - 2 tygodnie. Następnie należy go przekonać, że rzeczywiście pomoc specjalisty jest potrzebna, co z reguły oznacza wykonanie kilku badań wstępnych i oczekiwanie kolejnego tygodnia na decyzję odnośnie skierowania do specjalisty. Kiedy już uda się osiągnąć sukces i otrzymać skierowanie, należy zadzwonić do kliniki i umówić wizytę. My w zależności od specjalizacji lekarza na każdą czekaliśmy 1 – 3 miesięcy. Znamy wiele przypadków, gdzie przez taką biurokrację i wydłużający się czas na pomoc było już za późno. Ostatnim powodem, dla którego konieczny jest nasz powrót do Polski jest informacja od lekarza, że z powodu niedrożnej żyły, przez cały okres ciąży konieczne jest przyjmowanie zastrzyków przeciwzakrzepowych oraz leków regulujących progesteron na co w Holandii nie możemy liczyć.

 


Jeśli dotarłeś/aś tutaj bardzo dziękujemy za przeczytanie naszej historii, mamy nadzieję, że los i w końcu do nas się uśmiechnie. Czeka nas ciężka droga, ponieważ wbrew retoryce partii rządzącej na czele z Panią poseł Bartuś oraz nomen omen rzecznikiem praw dziecka Panem Pawlakiem, in vitro nie jest fabryką dzieci, do której przychodzi i płaci się za gotowy „produkt”. Jest to proces leczenie pod opieką lekarzy specjalistów, składający się z szeregu etapów, między innymi bolesnych zastrzyków hormonalnych, mających na celu zwiększenie owulacji. W skrócie jest to proces leczenia mający doprowadzić do zajścia w ciążę pomimo czynników, które uniemożliwiają osiągnięcie tego celu w sposób powszechnie znany.


Będziemy wdzięczni za każdą formę wsparcia, finansową tu na zbiórce, dobre słowo, modlitwę, czy przysłowiowe trzymanie kciuków za spełnienie naszego marzenia.


Straciliśmy już wiele lat w nierównej walce z niepłodnością do której z dużym prawdopodobieństwem przyczyniły się zaniedbania lekarskie sprzed kilku lat. Moglibyśmy teraz próbować dochodzić swoich praw czy szukać winnych, lub myśleć co by było gdyby pewne rzeczy zadziały się inaczej. Tylko, że to nie zmieni naszej historii, nie cofnie czasu, dlatego chcemy się zmierzyć z tym co mamy tu i teraz, zawalczyć o nasze przyszłe szczęście i nasze maleństwo. 


Ustawiamy czas zbiórki na 100 dni, tyle zostało nam do pierwszej rocznicy ślubu, ale mamy nadzieję, że przy najlepszym wariancie naszej walki będziemy obchodzić to we trójkę z maleństwem w brzuszku.


Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Przyjmuj wpłaty gdziekolwiek jesteś.
Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Przyjmuj wpłaty gdziekolwiek jesteś.
Dowiedz się więcej

Jeszcze nikt nie założył skarbonki na tej zrzutce. Twoja może być pierwsza!

Wpłaty 180

preloader

Komentarze 24

 
2500 znaków