Dramat i tragiczna śmierć mojej mamy !! walka o sprawiedliwość !!
Dramat i tragiczna śmierć mojej mamy !! walka o sprawiedliwość !!
Nasi użytkownicy założyli 1 226 404 zrzutki i zebrali 1 348 648 407 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Kto znał Basieńkę - Moją Ukochaną Mamcię, wie, że pomimo trudnego życia zawsze była uśmiechniętą, energiczną, towarzyską i pozytywnie nastawioną osobą. Lubiła żartować i była lubiana. Była też bardzo empatyczna i pomocna. Niejednokrotnie potrafiła oddać komuś swoje ostatnie pieniądze, jedzenie czy leki. Nie zastanawiała się dwa razy gdy ktoś potrzebował pomocy. Przychodziło jej to naturalnie. Niestety przegrała swoją wieloletnią walkę o zdrowie. Kilka dni przed śmiercią w akcie desperacji napisała nawet do telewizji. Ten tekst chyba najlepiej wszystko wyjaśni:
"Piszę do Państwa, bo nie widzę już dla siebie ratunku. Jest tak źle, że myślę o drugiej już próbie samobójczej. Powodem takiego stanu rzeczy jest "leczenie" mnie przez ortopedę. Urodziłam się w 1956 r z wrodzonym podwichnięciem obu bioder. Po długim leczeniu, żyłam i chodziłam narmalnie. W latach 90-tych dopiero zaszła potrzeba wstawienia endoprotezy stawu biodrowego. Po paru latach otrzymałam drugą endoprotezę i było dobrze, aż zaczęły się ostre bóle kręgosłupa. Jeden z ortopedów w Szczecinie, zawyrokował, że trzeba operacyjnie odbarczyć nerw. I zaczęła się gehenna. Jedna nieudana operacja za drugą. W dwóch pierwszych (2009-2011) lekarz pociął kręgosłup, wstawił stabilizację, ale nie uzyskał odbarczenia !!
Później już było tylko gorzej. Zaczęła się psuć stabilizacja. Operacje naprawcze, a także wszczepienie neurostabilizatora p/bólowego. Tych operacji przeszłam sporo. Ciężko mi zliczyć, gdyż dokumentacja w szufladzie, a ja piszę leżąc... ciężko nawet pisać... więc operacji "naprawczych" było ok 10
Za każdym razem nie trzymało się wszystko dłużej niż 2 lata. Ostatnio już po miesiącu czuję, że się rozeszło. Cierpię strasznie. Ostatni "fachowiec", który podjął się wyprostowania mnie (bo kilka lat już chodziłam zgięta w pół) operował mnie 2x. Obiecał, że zacementuje i wzmocni. Ta operacja odbyła się we wrześniu 2020r, a w październiku rozeszla się stabilizacja (Dr twierdził, że to niemożliwe) i jeszcze otworzyła sie rana. Zrobiła się przetoka i już od tej pory do dzisiaj leci z tych pleców. Dr od początku zbagatelizował sprawę, udając że to niegroźne. Już zaczęła się epidemia i oczywiście wszystko poszło na covid. Nie ma gdzie zoperować itd... najgorsze, że stabilizacja musi uciskać płuca bo nie mogę oddychać. Ale myślałam, że będzie dobrze, bo nareszcie doszło do kolejnej naprawczej operacji.
Operował mnie ten sam Dr bo nikt inny nie podjąłby się po nikim operować. Wszyscy odsyłają mnie do operatora. Ale miejsce operowania powiększyło się... już nie operowane "tylko" kręgosłup lędźwiowy ale też i piersiowy. Niestety poszłam do szpitala z małym wysiękiem na plecach, a wyszłam po prostu z fontanną, co przemilczano... ja obolała i leżąca nie mogłam zobaczyć pleców. Dr "leczył " mnie przez telefon lub przekazując z ukrycia innym lekarzom w poradni kolejne i kolejne antybiotyki. Efektem tego dwumiesięcznego leczenia było zrujnowanie ukladu pokarmowo wydalniczego. Dr zdecydował o kolejnej rewizji... ale czekam na telefon od niego. Miał załatwić miejsce w szpitalu... i tak od chwili obietnicy (miało trwać ok tygodnia) minął już trzeci tydzień. A mój stan tragicznie się pogorszył. Ważę już 35 kg... i duszę się...
Doktor nie reaguje na moje prośby o przyspieszenie. Napisałam do niego sms i wysłałam zdjęcie pleców (w międzyczasie zrobił mi się ogromny bliznowiec)"
Niestety mama nie doczekała pomocy, zmarła 19 czerwca 2021.
Lekarz pod, którego "opieką" była ignorował jej rozpaczliwe błaganie o pomoc, pomimo, że miał świadomość tego w jak tragicznym stanie była. Zostawiła dramatyczne liściki z, których wynikałoby, że odebrała sobie życie, bo nie zniosła już dłużej cierpienia. Jednak czekamy na wyniki sekcji zwłok aby potwierdzić przyczynę śmierci. Mama godzinę przed śmiercią skarżyła się, że nie może oddychać, miała również zakażoną, od wielu miesięcy niegojącą się ranę pooperacyjną, prawdopodobnie gronkowca, a także ból jakiego nie możemy sobie nawet wyobrazić.
Była skrajnie wyczerpana walką o oddech i choćby chwilę bez bólu... organy wewnętrzne również przestały działać jak należy, gdyż przez ten ból brała bardzo silne leki przeciwbólowe, a antybiotyki, które jej przepisano na tę niegojącą się ranę, nie dość, że były nietrafione (przepisane w ciemno bez wymazu!), to jeszcze totalnie zniszczyły ją od środka. Nie mogła jeść, bo po wszystkim bolał ją żołądek. Nikła z dnia na dzień w oczach. Jej życie to była wegetacja jednym słowem. Wszystko to doprowadziło ją tam gdzie jest teraz... ;(
Życie nigdy jej nie rozpieszczało. Nie miała nawet okazji zwiedzić świata. Chciałam jej to wynagrodzić chociaż troszkę i spełnić jej kilka marzeń. Miałam plan zabrać ją na prawdziwe wakacje na, których nie była NIGDY, a także na koncert jej ukochanego zespołu Metallica. No i oczywiście na prawdziwe, porządne leczenie. Myślałam nad leczeniem za granicą i pracowałam na realizację tego. Nie zdążyłam...
Tak bardzo mi dopingowała i czekała na mój sukces w obecnej pracy, której się podjęłam jakieś 2 lata temu, gdzie mam ogromne możliwości rozwoju. Jednak to wymaga czasu. Nie doczekała, nie zobaczy już nic...
Była mi bardzo bliska, jeszcze nie tak dawno nie wyobrażałam sobie jej odejścia, bo nie ma drugiej osoby na tym świecie z, którą rozumiałabym się na takim poziome co z moją Basią... a teraz przyszło mi się z tym zmierzyć. Nie zdążyłam się z nią nawet pożegnać. Mieszkam za granicą, mama nie chciała abym przyjeżdżała się nią zajmować, było to dla niej niekomfortowe. Jednak cieszyła się bardzo gdy poinformowałam ją o moich odwiedzinach w lipcu... żadna z nas nie doczekała tej wizyty... Gdy po otrzymaniu tej strasznej wiadomości przyjechałam do Polski i weszłam do mieszkania mojej mamy, w pokoju stała torba z rzeczami przygotowana do szpitala... Moje serce jest rozerwane na strzępy.
Pewnie nigdy nie pogodzę się z tym co się stało i nie mogę tego tak zostawić. Po prostu nie mogę pozwolić na to aby śmierć mojej mamy poszła na marne i żeby inni ludzie byli dalej tak traktowani... Poza tym była to ostatnia wola mojej mamy, bo z jej zapisków wyczytałam by tego nie darować. Zgłosiłam sprawę do prokuratury (jeszcze przed odnalezieniem zapisków mamy), która podjęła decyzję o wszczęciu śledztwa. Jednak koszty z tym związane, adwokata oraz pogrzebu przekraczają moje możliwości i dlatego bardzo proszę o wsparcie.
Jeżeli ktoś nie chce wpłacać przez portal, podaję bezpośrednio mój polski numer konta ING:
06 1050 1559 1000 0092 2672 3758
Ewa Baran
Nie pozwólmy by osoba odpowiedzialna za śmierć mojej mamy pozostała bezkarna !
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!