Lili to osierocone kociątko z uszkodzonym oczkiem. Trafiła do nas jako 4 tyg maluszek. Zapowiadało się, że jej droga do samodzielności i adopcji będzie szybka i prosta. Niestety los okazał się mniej przychylny i droga jaką pokonuje ten maluszek jest strasznie wyboista i pełna zakrętów.

Początek maja był okresem, gdy biegunka mimo leczenia tak osłabiła malutką, że trafiła na dyżur i szpital. Dostawała leki i kroplówki dożylnie pompą. Dzięki staraniom lekarzy i trosce DT przeżyła. Takie leczenie jest jednak bardzo kosztowne. 1024 zł kosztowały nas te dni walki.

Gdy już myśleliśmy że to już koniec problemów i dziecko wychorowało się już swoje... dopadł Lili kaliciwirus. Kulawizna, wysoka gorączka, zaparcia i znów mimo natychmiastowej reakcji i leczenia malutkiej w przychodni... jej stan się pogarszał gwałtownie i znów trafiła na dyżur i szpital. Dzięki temu przeżyła. Koszty jednak są kosmiczne. 1519 zł za 3 dni leczenia.

Mamy więc maluszka, który nie został jeszcze odrobaczony ani zaszczepiony, czeka na konsultację okulistyczną, a na ten moment leczenie kosztowało 2,5 tys i nie mamy żadnej pewności czy to koniec leczenia. Przy tak osłabionym maluszku może nam jeszcze chorować.

Jesteśmy małą fundacją, ale całym sercem walczymy o kociaki. Nie chcemy by finanse, którymi nie dysponujemy stały się wyznacznikiem bezpieczeństwa i walki o życie podopiecznych. Z całego serca dziękujemy za pomoc i wsparcie. W imieniu swoim i Lilusi.