Na rehabilitację dziecka i proces sądowy za błędy medyczne
Na rehabilitację dziecka i proces sądowy za błędy medyczne
Nasi użytkownicy założyli 1 229 602 zrzutki i zebrali 1 357 518 960 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Aktualności3
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.
Opis zrzutki
2. Lekarz ( nieznane dla mnie imię i nazwisko), starszy lekarz z izby przyjęć:
Starszy lekarz, którego nazwiska oraz imienia nie znam, na izbie przyjęć odmówił mi wykonania USG. Przyjechałam z bólem podbrzusza. Założył rękawiczkę, włożył mi palca, stwierdził,że nie zrobi mi USG. Powiedział,żeby zapisać mnie na konkretny termin do doktor. Data oraz dzień tego trefnego badania jest zapewne zapisana w historii moich przybyć na izbę. Nie otrzymałam od tego lekarza fachowej pomocy.Prosiłam o pomoc w utratowaniu mojego nienarodzonego dziecka. Moje proszenie o pomoc było dla niektórych lekarzy oraz personelu sredniego (pielegniarki) głuche. Nie zostałam tam odpowiednio zdiagnozowana. Błędnie wystawiono diagnozę. Zakładano,że płód niebawem umrze wewnątrzmacicznie bądz dziecko urodzi się martwe. Po cesarskim cięciu oraz badaniu histopatologicznym okazało się,że miałam zawał łożyska i krwiaka, a nie żadną jak podejrzewano chorioangiomę-guz łożyska. Po fakcie, jest dla mnie wiadome,że zawały łożyska oraz krwiaki można leczyć lekami oraz można stosować zastrzyki lub leki przeciwzakrzepowe, a ja ich nie otrzymałam w trakcie trwania ciąży. Otrzymałam zastrzyk w brzuch dopiero po cesarskim cięciu. Lekarz odzywała się do mnie bez szacunku, ponieważ jej teksty w stylu: “po co ona tu leży” nie są odpowiednie dla lekarza. Nie zapytała się mnie o zgodę na badanie ginekologiczne przy studentach. Powiedziałam,że nie wyrażam zgody,żeby przy badaniu ginekologicznym obserwowali mnie studenci. Pomimo zastosowania parawanu, studenci widzieli wszystko. Lekarz badała moje organy rodne bardzo agresywnie, a to mnie bolało. Co więcej, sytuacja powtórzyła się, po cesarskim cięciu. Przed opuszczeniem szpitala, musiałam podniesc przy jej studentach bluzkę, pokazac piersi do badania. Lekarz powiedziala, ze przepisuje mi lek o nazwie Bromergon. Dr powiedziała,że Bromergon jest “na mleczko”. To miało znaczyć, że ten lek ma być stosowany w celu wystąpienia laktacji, bo przecież mleko matki jest niczym lek dla wczesniaka. Okazało się, że lek w celu wywołania laktacji, jest lekiem powstrzymującym laktację. Mam jedno zasadnicze pytanie, dlaczego w tak chamski sposób zostałam przez tę panią potraktowana?
Lekarz (niezane imię i nazwisko), który mnie obrażał. Swiadkiem była m.in. inna lekarz. W gabinecie zabiegowym padły w stosunku do mojej osoby bulwersujące słowa, których nigdy nie zapomnę:
Lekarz: -„Czy ma pani męża”?
Ja: -„Nie mam. Ale czy ma to dla Pana jakies znaczenie”?
Lekarz: „MA, BO JA JESTEM STAREJ DATY”
Jedynie co mogę pochwalić to, że w szpitalu zostala przeprowadzona amniopunkcja, do której nie mam żadnych zastrzeżeń. Wody płodowe były krwiste. Po przeprowadzonej amniopunkcji, lekarz wypisała mnie do domu z małowodziem. Musiałam szukać ratunku w Instytucie Matki Polki w Łodzi, gdzie zostałam również potraktowana dosyć przedmiotowo,ale to osobny temat. Po dwóch tygodniach do trafiłam ponownie do szpitala z bezwodziem. Nikt mną nie przejmował się. Doktor nie kazał mówić publicznie o swojej ciąży przy pacjentkach na obchodzie i w tym celu zawołał mnie na rozmowę do gabinetu zabiegowego. Powiedziano mi,że nie ma znaczenia czy będę pozostawać w szpitalu, czy w domu, bo przebiegu ciąży to nie zmieni. Ogólnie zaleceniem, było to ,że po wyjsciu ze szpitala mam kontrolować czy ciąża obumiera czy też nie. W domu czułam się zle, nie mogłam chodzić, czułam opor przy chodzeniu, bo miałam obkurczoną macicę.
Dwa tygodnie pozniej, urodzilam wczesniaka o masie 500 gram w 26 tygodniu ciąży ( 6 miesiąc). Dziecko przyszło na swiat w stanie fatalnym (3 apgar) z niewykształconymi organami np. płuca, miało wylewy II stopnia i inne choroby wczesniacze. Lekarki sprawowały opiekę należycie i dziecko stopniowo odzyskiwało siły. Niestety, samoistna zmiana prowadzących nastąpiła już po wyjasnionej sprawie z rączką dziecka, o której pisać już nie będę. Dziecko wtedy zaczęło mieć różne zawirowania zdrowotne typu: powrotne zapalenia płuc, wenflon w głowie zaraz po przebytym szczepieniu na gruzlicę( szczepionka Pentaxim 5 w 1). Dziecko opuscilo inkubator, oddychało przez maseczkę. Doktor stwierdziła ,że dziecko jest do wypisu. Dr postawiła nam twardy warunek. Dziecko wyjdzie ze szpitala wtedy, gdy ja nauczę się podstawowych czynnosci higienicznych. Musiałam przychodzić do szpitala, by “poznawać swoje dziecko” “Pani, jej w ogóle nie zna, nie wystarczy tylko, że pani przyjdzie na dwie godziny”. Odpowiedzialam pani doktor wanat, ze dziecko ma w domu bardzo dobre warunki,jak i rownież bedzie przychodzić do nas pielegniarka srodowiskowa. Jednak doktor odpowiedziala: “ Ja nie o to pytałam”. Każde spotkanie z doktor było dla mnie stresujące. Ostatecznie dziecko opuscilo szpital pod koniec marca z zadyszką, ciężką dysplazją oskrzelowo płucną. Dr nakazała przypiąć dziecko pod Hospicjum Domowe. Dziecko oddychało w domu bardzo ciężko, dławiło się swoimi wydzielinami, które były odsysane ssaki em LSU. Doktor przed wypisisem powiedziała nam, że dziecko często męczy się ze swoim oddechem, dlatego trzeba dziecko podłączać pod koncentrator tlenu. W domu podłączalimy dziecku koncentrator tlenu, gdy dziecku było brak tchu. Do domu przyszła pielęgniarka z Hospicjum, a wtedy dziecko miało saturację 30, 40. Pielęgniaka z hospicjum stwierdziła, że dziecko jest przyzwyczajone do takich warunków, a pulsoksymetr zapewne jest zpsuty i należy go schować. Pulsoksymetr nie był zepsuty. Zaskakującym zjawiskiem było dla nas, że zaraz po wizycie pielgniarskiej przyszedł do nas pulmonolog dla osób dorosłych, który stwierdził,że w płucach nic nie słyszy, ale okreslił: “może na RTG, co by się znalazlo” 6 kwietnia 2021 r. mielismy zaplanowaną wizyte w innym szpitalu w celu zakwalifikowania dziecka na szczepienie w pazdzierniku szczepionką “Synagis” przeciwko wirusowi RSV, bardzo groznego dla wczesniakow. Dobrze,że ta wizyta odbyła się, bo dzięki tej wizycie dziecko przeżyło. Gdyby zatrzymanie akcji krążeniowo oddechowej nastąpiło w domu, zapewne nastąpiłaby smierć. Przez zaniedbania NIEKTÓRYCH lekarzy ze szpitala im. dziecko było w stanie umierającym z poważnym uszkodzeniem płuc, patologią układu krążenia, niedotlenieniem spowodowanym zatrzymaniem akcji krązeniowo oddechowej, uszkodzeniem układu nerwowego. Pielegniarki nie były mi pomocne. Pewna pielęgniarka zrobiła zatrzyk mi tak, że powstał mi bardzo widoczny siniak. Na kserokopii dokumentacji medycznej panie pielęgniarki obserwowały, czy jestem dostępna na Facebooku. W dokumentach przez kilka dni była prowadzona dokumentacja medyczna sledzaca moją aktywosc w internecie. Dołączam kartkę z dokumentacji medycznej sporzadzonej przez pielegniarki do tejze skargi: „Siedzi na mediach społecznosciowych”, „przebywa w łóżku do godziny 18.00” Obserwacja, czy przebywam na mediach społecznosciowych była obserwowana przez kilka najblizszych dni, a stan płodu był fatalny. Czy tym powinny zajmowac się panie pielegniarki na dyżurze podczas godzin swojej pracy? Córka przeżyła, ale wymaga stałej rehabilitacji, którą ciężko nam finansować, bo to ogromne koszta. Chcielibyśmy wytoczyć proces za błędy medyczne i wywalczyć odszkodowanie za bardzo ciężki uszczerbek na zdrowiu.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!