We wrześniu natknęłam się na kolejne stado kotów bytujących w centrum miasta, zaraz przy ruchliwej, głównej ulicy. Koty były przeganiane przez właścicieli posesji, szczute psami przez niektórych mieszkańców, a przez niektórych na szczęście wbrew zakazom właścicieli - dokarmiane.

Skończyło się oczywiście tak, że część kotów zabrałam ja, ponieważ nikt inny nie zareagował, część nadal została …. Do wykastrowania były 2 kotki ( jedna musiała na cito mieć kastrację aborcyjną, druga nadal zmaga się z infekcją więc kastracja dopiero po wyleczeniu ) i 4 młode kocurki.

W przyszłym tygodniu po kolei kocurki będą umawiane na kastrację. Mam pod samodzielną opieką 27 kotów, ogromne długi w gabinecie weterynaryjnym, więc bez Waszej pomocy nie będę w stanie pozwolić sobie na kolejne wydatki :( a kastracja jest koniecznością 😔

Po raz nie wiem już który - ogromnie proszę Was o najdrobniejsze wpłaty 🙏