id: w8fcej

Opłacenie operacji i leczenia Campariego w klinice

Opłacenie operacji i leczenia Campariego w klinice

Nasi użytkownicy założyli 1 156 655 zrzutek i zebrali 1 200 757 689 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Opis zrzutki

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj, decyzja o zakupie Campariego była spontaniczna, jak cała pasja do koni....

zaczęło się ok 7 lat temu, kiedy uratowałam mu życie przed losem konia ciągnącego wóz na morskie oko... to była miłość od pierwszego wejrzenia, mimo tego że wszyscy mówili, nie pakuj się w to, to trudny koń - zrobi Ci krzywdę. Fakt, tak było, pierwsze dwa lata to pot i łzy, to ciągła praca o zaufanie, o wiarę w to, że człowiek może pokochać, nie krzywdzić. Konsekwencja i miłość wygrały, oboje zaczęliśmy sobie ufać, widzieć w sobie partnera, towarzysza, przyjaciela.


Kolejne lata tylko wzmacniały tą więź, Spędzaliśmy razem czas, zawsze będąc po swojej stronie. W zdrowiu i chorobie, kiedy ja potrzebowałam przyjaciela w trudniejszych chwilach, On był, kiedy On potrzebował mnie - byłam. Trudna droga która pokonaliśmy doprowadziła nas do własnego wspólnego domu, razem z Czesiem, starszym "bratem" stworzyliśmy rodzinę. (Czesio jest moim drugim konikiem, 26 letnim wałaszkiem, którego mam już 20 lat!:) w 2022 roku udało mi się w końcu zabrać je do siebie i dać im najlepszy jaki tylko mogę DOM.


Niestety w miniona niedzielę 31.07 zdarzył się straszny wypadek, kiedy już zaczynałam wierzyć, że najgorsze za nami, tułaczka, walka o zdrowie, Camp wystraszył się czegoś i wpadł na płot wbijając sobie drewnianą sztalugę w mięsień piersiowy na głębokość jak się okazało w klinice 50 cm.. Wierzę jednak, że to ta wielka więź jaka mamy uratowała mu życie! odpoczywając nagle, poczułam niepokój, weszłam na telefon aby zobaczyć na kamerze czy wszystko w porządku i zobaczyłam obraz którego nigdy nie zapomnę, przez który nie potrafię spać .... zobaczyłam jak jak wisi na płocie... zerwałam się wybiegłam ale było już za późno, z całą siła jaka w sobie miał przebiegł na drugą stronę i wykrwawiając się w amoku biegał do okoła. Kiedy mnie zobaczył, zatrzymał sie i przybiegł pokazując - na pierś. W oczach widziałam niesamowity ból i strach, oraz błaganie o pomoc. Nie zastanawiałam się, zaczęłam ściągać z siebie ubrania i tamować krwotok, było zimno padało, ale to nie przeszkadzało w tym, abym znalazła w sobie siłę i zachowała zimna krew (a boje się jej panicznie). Szybki telefon do weterynarza, na szczęście mimo niedzieli udało się aby pani Doktor przyjechała. Koń ledwo już stał na nogach, krew z rany tryskala na wszystkie strony. Nie wiedziałam co robić, czy uda się utrzymać go przy życiu. Jeden zastrzyk, drugi zastrzyk, ciągłe tamowanie, wszystkie ręczniki prześcieradła, wszystko co tylko było w domu. Telefon do kliniki i modlitwa czy nas przyjmą. Udało sie, Pan doktor z Czeskiej kliniki w Ostravie powiedział, że musimy przyjechać jak najszybciej, każda minuta jest tą która oddala go od szansy na przeżycie. Kilka telefonów transport i jedziemy. Nie był w stanie iść, rozerwany mięsień praktycznie sparaliżował mu nogę, w kilka osób dosłownie doprowadziliśmy go do przyczepy. Nigdy w niej nie jechał, myślałam że nie wejdzie, mówiłam mu - Campari musisz mi zaufać, tak jak te 7 lat temu, tak jak zawsze, zrobię wszystko aby Cie nie zawieść! Zaufał, jakby wiedział, że to jego jedyna szansa zostawiając za sobą dom rodzinę i przyjaciela, nie wiedząc czy wróci... Zaufał.


Ta decyzja była również spontaniczna, tak jak cała pasja i miłość do koni... Spontaniczna bo wiedziałam, że nie udźwignę finansowo tej operacji i pobytu w klinice. Nie mogłam jednak postąpić inaczej, nie mogłam zawieść przyjaciela. :(:( Dojechaliśmy bezpiecznie, zabieg się udał, ale czas przebywania w klinice będzie długi i kosztowny, wstępny kosztorys pobytu wraz z zabiegiem to ok 6-8 tys złotych, potem kontrole, rehabilitacja (ok 6 mce w zależności od skutków urazu) - nie wiadomo czy będzie w stanie pełni sprawnie się poruszać :( Dla mnie jednak to nie jest problem, większość życia poświęciłam zwierzętom, ratowaniu ich, znajdowaniu dobrych kochających domów. Serce mam wielkie, ale w obecnej sytuacji niestety koszty mnie przerosły :( Nigdy nie zakładałam żadnej zrzutki, zawsze wolałam sprzedać coś co mam, kiedy brakowało.. tutaj niestety musze prosić o pomoc ludzi dobrej woli, nie umiem oszacować ile finalnie będzie wynosić to leczenie, rehabilitacja, ale liczy się każda złotówka dla mnie, ponieważ wiem, że chce mu zapewnić najlepsza z możliwych opiekę. Na taką zasługuje i taką mu obiecałam, jako jego przyjaciel, rodzina.


Obecnie w klinice mija 2 doba, jestem w ciągłym kontakcie z lekarzem prowadzącym. Wiem, że jest stabilny, ale stracił 30 % krwi. Proces odbudowy tej straty będzie trwał długo... Jednak jest silny bo ma do kogo i czego wracać, dlatego głęboko wierze, że da radę! a i ja z Waszą pomocą poradzę sobie udźwignąć tą tragedie.


Na ten moment mam tylko wypis z wizyty terenowej lekarza weterynarii który przyjechał do nas po zdarzeniu, dokumentację z kliniki będę miała dopiero po wypisie, oczywiście komplet dołączę jak tylko otrzymam.


Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Pierwsza na świecie karta do przyjmowania wpłat. Karta Wpłatnicza.
Pierwsza na świecie karta do przyjmowania wpłat. Karta Wpłatnicza.
Dowiedz się więcej

Jeszcze nikt nie założył skarbonki na tej zrzutce. Twoja może być pierwsza!

Wpłaty 148

preloader

Komentarze 3

 
2500 znaków