id: pau2ep

Dla Franusia Sobeckiego

Dla Franusia Sobeckiego

Nasi użytkownicy założyli 1 216 019 zrzutek i zebrali 1 317 844 859 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Opis zrzutki

Jestem Franek, urodziłem się dużo przed czasem ponieważ w 26 tygodniu ciąży. Spędziłem w brzuchu mamy wraz z moim braciszkiem bliźniakiem 6 miesięcy. Niestety łożysko Filipka zaczęło się zbyt szybko odklejać co wyszło dopiero przed decyzją pani doktor o nagłym cięciu cesarskim. Zespół lekarzy miał kilkanaście minut, aby nas wyciągnąć, inaczej cała nasza trójka by nie przeżyła. Wyciągnęli nas z brzucha szybko i sprawnie, nie było słychać płaczu, nie byliśmy w stanie samodzielnie złapać oddechu, na sali panowała tylko cisza... Trafiliśmy na oddział neonatologiczny, ratujący życie. Maszyny pomagające nam oddychać, obce głosy i przede wszystkim brak Filipa obok to bardzo stresująca sytuacja dla mnie, dla rodziców, dziadków. Po kilkunastu godzinach mama otrzymała wiadomość, że Filip umiera, położna przyszła z zapytaniem czy chce go ochrzcić. Tata niestety nie zdążył Go zobaczyć ponieważ był w drodze do Polski. Mieliśmy w czwórkę mieszkać w naszym domku w Holandii... Życie przewróciło nam się do góry nogami, ale ja nadal walczyłem. 


Po dwóch dobach rodzice otrzymali wiadomość, że miałem wylew krwi do mózgu, obszar zajęty był bardzo duży... Dodatkowo przewód w serduszku jest niedomknięty. Kilka tygodni byłem podłączony do respiratora/CPAP. Do tego doszły kolejne złe wieści, pojawiło się wodogłowie pokrwotoczne, punkcje w lędźwia z pobieraniem płynu mózgowo-rdzeniowego niewiele dały i rodzice dostali propozycje przetransportowania mnie do innego szpitala, gdzie mogą wykonać zabieg chirurgiczny leczący wodogłowie. Oczywiście mama podpisała zgodę. W ostatni dzień spędzony w tym szpitalu mama po raz pierwszy zobaczyła mnie bez maski tlenowej, oddychałem samodzielnie i sprawiłem jej ogromną radość. Trafiłem do nowego szpitala we Wrocławiu, niestety przez kilka dni mama nie mogła mnie odwiedzać ponieważ warunkiem było szczepienie na Covid. Ciocie położne i lekarki dobrze się mną zajmowały, przynosiły kołderki, otulacze, jednak nie było ze mną najlepiej... Zachorowałem na sepsę, zaczęła się walka o moje życie. Wielkie strzykawy, antybiotyki przez co wyglądałem zupełnie inaczej, lekarki myślały, że nie przeżyje nocy... Ja nadal walczyłem! Niedziela, dzień kiedy po raz pierwszy odwiedziła mnie mama w nowym miejscu, początkowo mnie nie poznała byłem tak napuchnięty, ale gdy usłyszałem jej głos, wiedziałem, że muszę żyć, dla niej, dla taty, dla dziadków i przede wszystkim dla Filipka. Kilkanaście dni spędziłem w śpiączce, aby nie czuć bólu, tata ponownie przyjechał do Polski żeby móc mnie zobaczyć. Gdy poczułem jego obecność wiedziałem, że nie mogę się poddać! Stan zapalny w organizmie powoli spadał, respirator oddychający za mnie znowu zmienili na maskę tlenową. Po kilku dniach zmieniłem sale dla dzieci mniej wymagających. Moja główka mimo złego obrazu USG (jak to po udarze mózgu bywa) nie wymagała interwencji chirurgicznej. Rezonans to potwierdził. Nadal dostawałem mleko mamy sondą do brzuszka, następnie do noska. Nadszedł dzień kiedy mogłem się przytulić do mamy, następnego dnia do taty, poczuć ich ciepło i zapach. Niesamowite uczucie! 


Po czasie okazało się, że moje oczka wymagają laseroterapii w innym szpitalu, abym mógł lepiej widzieć. I kolejna wycieczka... Podobają mi się te podróże, jednak najbardziej chciałem wrócić do moich pań położnych, lekarek, które tak o mnie dbały. Po 4 dniach się udało, powolutku zaczynałem jeść butelką małe porcje i to był warunek, aby móc wyjść do domu. Opanowałem butelkę, zaczęły się szczepienia, które wskazywały, że wyjście do domu jest już niedaleko... Niestety kilka dni przed wyjściem obwód mojej główki zaczął się bardzo powiększać. Nawet 2 cm więcej jednego dnia. Pomimo tego, że tak kocham jeść nie miałem apetytu, parametry zaczęły mi bardzo spadać i panie doktor musiały interweniować. Jak się okazało wytworzyło się zbyt duże ciśnienie w główce i znowu zaczęła się walka o życie. Po wszystkich badaniach chirurdzy postanowili o zabiegu wszczepienia zbiornika Rickhama. Zbiornik posłużył mi tylko dwa tygodnie ponieważ nadal gromadziło mi się zbyt dużo płynu i lekarze raz-dwa razy dziennie musieli mi go odbarczać. Decyzja o ponownym zrobieniu rezonansu. Zostałem zakwalifikowany do zabiegu wszczepienia zastawki komorowo-otrzewnowej. Przeważnie wszczepia się go starszym dzieciom, ale nie było wyjścia, zabieg należy do tych ratujących życie. Podczas zabiegu udało się zoperować mi przepukliny, ale dni po zabiegu nie były łatwe. Znowu stan określony jako ciężki, wprowadzono mnie w śpiączkę. Na szczęście powoli zacząłem się wybudzać i wracać do siebie. Po dwóch tygodniach po zabiegu, 4 miesiącach spędzonych w szpitalu nadszedł ten wielki, wyczekiwany dzień. Niestety nie mógł odebrać mnie tatuś, gdyż musi ciężko pracować na moją rehabilitacje, wizyty u specjalistów, ale jeszcze trochę i się zobaczymy. Wiem, że w tych najcięższych chwilach był ze mną mój Anioł Stróż, Filipek, walczyliśmy we dwóch i będziemy walczyć do końca! 


Ale się rozpisałem... Teraz znacie już moją historię. Udar mózgu, zawsze pozostawia po sobie ślad, ale rehabilitacja ponoć działa cuda. Muszę być pod stałą opieką neurochirurga, radiologów, neurologa, okulisty, kardiologa... Pierwszy rok życia jest najważniejszy, im więcej zajęć tym lepiej, turnusy rehabilitacyjne to bardzo kosztowna sprawa, dlatego bardzo proszę Was o pomoc, abym mógł lepiej funkcjonować. 

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Przyjmuj wpłaty gdziekolwiek jesteś.
Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Przyjmuj wpłaty gdziekolwiek jesteś.
Dowiedz się więcej

Wpłaty 201

preloader

Komentarze 8

 
2500 znaków