Walka Krzysia o powrót do życia
Walka Krzysia o powrót do życia
Nasi użytkownicy założyli 1 231 867 zrzutek i zebrali 1 365 350 270 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Aktualności5
-
Kochani od 2 tygodni jesteśmy w Donum Corde pod Rzeszowem. Mają tutaj nowoczesny sprzęt do fizjoterapii.
Krzysiu walczy dzielnie i robi postępy. Bardzo potrzebujemy Waszego wsparcia, koszty pobytu i rehabilitacji Krzysia są ogromne. Jest to około 40 tyś miesięcznie. Bez Was nie damy rady.
Zapraszamy na naszą stronę, gdzie znajdziecie najnowsze wieści:
Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.
Opis zrzutki
Nie doceniamy tego co mamy i tego co możemy. Wydaje nam się, że coś po prostu jest i już zawsze będzie.
Niestety całe życie może się zmienić w ciągu jednej chwili.
Piękna, słoneczna, ciepła sobota. Postanawiamy spędzić ją na ogródku. Nagle Krzysiu źle się poczuł. Powiedział, że boli go w klatce piersiowej, ale pewnie zaraz przejdzie, powiedział że mam się nie martwić. Po chwili siada na łóżku w altance i kiedy chce wstać osuwa się na ziemię. Zawał.
Biorę go w ramiona ,ostatnie spojrzenie w oczy i Krzysiu przestaje się poruszać, nie reaguje, nie oddycha, nie wykazuje żadnych funkcji życiowych. Kładę go na podłodze, krzyczę żeby ktoś zadzwonił po pogotowie i zaczyna reanimację...zaczynam walkę o jego życie.
Nagle czas zwalnia, jakby się zatrzymał. 8 minut do przyjazdu karetki trwa całą wieczność. Wreszcie są, ratownicy, helikopter, policja. Zaczyna się zamieszanie, wszyscy coś krzyczą, biegają, zadają pytania.
12:48 ratownicy zaczynają reanimację w małej altance, gdzie temperatura jest wysoka i nie ma czym oddychać. Siedzę na zewnątrz, ściskam obrączkę z całych sił i modlę się. W otwartych drzwiach altanki widzę tylko nogi Krzysia, które za każdym razem gdy ratownik używa defibrylatora unoszą się do góry i uderzają o ziemię. Jacyś ludzie do mnie podchodzą, coś mówią, a ja nie słyszę nic tylko ładowanie defibrylatora i uderzenie nóg Krzysia o ziemię. Cała ekipa walczy o niego w pocie czoła, a po każdej defibrylacji i podaniu mu adrenaliny widzę jak jeden z sanitariuszy kiwa głową że nie ma reakcji, że nic się nie dzieje, nie przywrócono funkcji życiowych. Akcja trwa ponad godzinę.
Karetka jedzie do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, a my za nią. Izba przyjęć, papiery, Krzysiu trafia na badania. Czekamy...i czekamy. Siostra Krzysia przynosi mi ze szpitalnego kiosku kawę. Podnoszę plastikową przykrywkę, żeby ją wywalić, bo nie lubię przez nie pić i widzę dwa serca. Pomyślałam, to nie może być przypadek, musi być dobrze! To "wiadomość" od Krzysia.
Po dłuższym czasie podchodzi do mnie lekarka i mówi, że wiozą Krzysia na salę operacyjną, że mamy się przygotować na najgorsze. Miał bardzo silny zawał serca, ma połamane żebra, mostek, jest niewydolny krążeniowo, jest bardzo słaby. W skutek tak długiej reanimacji doszło do niedotlenienia mózgu i obrzęku. Stan jest bardzo ciężki zagrażający życiu...mówiła coś jeszcze, ale jej głos już do mnie do docierał, byłam myślami już zupełnie gdzieś indziej z Krzysiem. Usłyszałam tylko na sam koniec jak powiedziała "Mąż może nie przeżyć operacji."
Operacja trwała kilka godzin. 19:40 wreszcie jest, wywożą go z sali operacyjnej. Mogę go zobaczyć przez tą chwilę jak jadą z nim do windy i na oddział intensywnej terapii. Tam kolejne minuty, godziny czekania pod drzwiami na jakąkolwiek informację.
22:15 wychodzi lekarz i mówi co i jak...pozwalają mi do niego wejść na chwilę. Dezynfekcja, fartuch, maska, rękawiczki, wchodzę. Na pierwszym planie łóżko z mnóstwem sprzętu, każdy wydaje jakiś inny mniej lub bardziej przeraźliwy dźwięk. Wszystko pika, mruga, piszczy, pełno rurek i pomiędzy nimi leży Krzysiu.
Podeszłam do niego, położyłam moją dłoń na jego i powiedziałam "Chłopaku nie rób mi tego, nie znam bardziej upartej i zawziętej osoby niż Ty, musisz dać radę!"
Na OIT w Zabrze byliśmy w sumie prawie 7 tygodni. Przez ten czas bardzo dużo się działo. Te dobre informacje, przeplatały się z tymi złymi. Huśtawka emocji, płacz, radość, frustracja, wszystko na raz. Krzysiu nie reagował na leki, usłyszałam 2 czy 3 razy, że mam przygotować się na najgorsze, że on umrze. On jednak pokazał, swoją upartość i za każdym razem walczył.
Spędziliśmy tam naszą 12 rocznicę ślubu i 43 urodziny Krzysia.
Teraz przebywamy w Górnośląskim Centrum Rehabilitacji w Tarnowskich Górach na oddziale rehabilitacji leczniczej dla osób dorosłych w śpiączce.
Krzysiu ma tutaj świetną opiekę lekarską, ma rehabilitację, psychologa, logopedę, gdzie każda z tych osób jest aniołem. Walczymy o każdy dzień, cieszymy się każdą chwilą. Krzysiu ma głębokie uszkodzenie mózgu i cały czas od dnia wypadku przebywa w śpiączce. Największą dla mnie radością w ciągu ostatnich tygodni, była informacja od pani fizjoterapeutki, że Krzysiu może na wózku pojechać na spacer. Pierwszy wspólny, kilkuminutowy spacer po ponad 2 miesiącach przebywania w salach szpitalnych. Poryczałam się ze szczęścia i radości.
Pobyt w ośrodku i opieka są refundowane przez NFZ. Jest jednak długa lista rzeczy dodatkowych, które kupujemy i załatwiamy we własnym zakresie i płacimy za to prywatnie. Począwszy od środków do higieny, suplementów diety, witamin, tabletek pobudzających pracę mózgu (same one kosztują 7 tyś za kurację 90 dniową ) odzieży, kołdry przeciwodleżynowej, kołdry do rehabilitacji, taśmy do tapingu, itd (lista jest długa i co chwilę dochodzi coś nowego) Są to kwoty rzędu kilku tysięcy miesięcznie.
Dodatkowo czas jaki możemy być na oddziale śpiączkowym jest ograniczony przepisami ( jest to w sumie maksymalnie 12-cie miesięcy, chyba że Krzysiu wybudzi się wcześniej) i bez względu na to w jakim stanie będzie, to będziemy musieli opuścić oddział. Co potem???? Później są tzw. ZOL-e, czyli Zakłady Opiekuńczo Lecznicze, dofinansowywane z NFZ-tu. Rozmawiam z różnymi osobami, które miały, bądź aktualnie mają styczność z tego typu placówkami i w wielu z tych miejsc opieka pozostawia wiele do życzenia. Miejsce w takiej placówce też nie jest od ręki, co wiąże się z tym, że trzeba taką osobą zabrać do domu, gdzie musisz jej zapewnić odpowiedni sprzęt i opiekę, a to są gigantyczne koszty.
Pobyt w prywatnym, specjalistycznym ośrodku wraz z opieką medyczną, rehabilitacją, lekami itd. do którego chcemy trafić nazywa się Votum i mieści się pod Krakowem. Koszt takiego pobytu to około 30 tysięcy miesięcznie.
Jest to miejsce w którym dzieją się cuda. Znam osobiście osoby, które tam były i wiem w jakim stanie tam trafiły. Niestety nie dam rady sama, uciągnąć tego wszystkiego finansowo, dlatego potrzebuję Waszej pomocy.
Dziękujmy, ściskamy M i K.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Duzy torcik❤️
Duzo Zdrowka Krzysiu❤️❤️❤️
Wpłata za wygraną licytacje
Wpłata za wygraną licytacje
Wygrana licytacja