Na rehabilitację ojca, nowy dach i komin, remont domu, spłatę zobowiązań, stworzenie miejsca pracy
Na rehabilitację ojca, nowy dach i komin, remont domu, spłatę zobowiązań, stworzenie miejsca pracy
Nasi użytkownicy założyli 1 231 494 zrzutki i zebrali 1 364 150 735 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Sytuacja jest dla mnie całkiem nowa i okazuje się, że, co tu dużo mówić, po prostu trudna... W całym moim dotychczasowym życiu nigdy nie musiałem nikogo prosić o pomoc, a już zupełnie nie o finansową, zawsze byłem samowystarczalny, a często po tej drugiej stronie – pomagającej (czy to w formie finansowej czy wolontariatu), patrząc z perspektywy czasu i dnia dzisiejszego, jakże bardziej komfortowej i bezpiecznej stronie... bo ile łatwiej w sensie psychicznym jest wysłać pomocowego SMSa, dokonać wpłaty na czyjeś konto, pojechać jako opiekun z grupą osób niepełnosprawnych na jakąś zwariowaną eskapadę (np. w Tatry jak to ongiś jeździliśmy ze śp. Stachem Duszyńskim) czy pomóc w jakikolwiek inny sposób niż o taką pomoc prosić i taką pomoc przyjąć zrozumie tylko ten kto do proszenia o taką pomoc, taką czy inną sytuacją życiową zostanie zmuszony. Nie będę wdawał się w szczegóły i zbytnio rozpisywał się, jestem na to zbyt zmęczony, wypalony i sfrustrowany, spróbuję opisać moją sytuację najkrócej jak potrafię, a jeśli ktoś będzie potrzebował więcej szczegółów po prostu niech skontaktuje się ze mną i pyta. Ja Aleksander – lat ciut ponad 50 (na szczęście kondycja dość dobra – zostało po górach :-), od trzech lat (idzie rok czwarty – 2020) opiekuję się ojcem (lat 81) z orzeczoną na stałe niepełnosprawnością w stopniu znacznym, który jest osobą nie chodzącą, niesamodzielną, wymagającą codziennej całodobowej opieki i codziennej rehabilitacji, innymi słowy osobą niezdolną do samodzielnej egzystencji.
1-go stycznia 2017r. ojciec trafił do szpitala – pęknięcie tętniaka aorty brzusznej, śmiertelność – ponoć 75-90% (tutaj można sobie poczytać, ku przestrodze: https://zdrowie.wprost.pl/medycyna/choroby/10202845/od-75-do-90-proc-tylu-pacjentow-nie-przezywa-pekniecia-tetniaka-czy-choroba-daje-wczesniej-objawy.html ), 8-godzinna operacja ratująca życie, w jej trakcie NZK, a potem miesiąc na OIOMie i pół roku na różnych innych oddziałach szpitalnych, naczyniowym, chorób wątroby i kardiologii, a w międzyczasie: dwa zawały, 2x sepsa, ostra niewydolność nerek, ostra niewydolność i uszkodzenie wątroby (efekt zastosowania zwalczających sepsę antybiotyków o szerokim spektrum działania), zapalenie jelit, zapaleń płuc nie liczę – 2 albo 3 razy, w trakcie przeskrętażowe złamanie kości udowej (chwila nieuwagi przy próbie wstania z łóżka, miesiące leżenia i otumanienie lekami zrobiły swoje) – nie do zoperowania ze względu na zły stan kardiologiczny – zdiagnozowana zaawansowana choroba trójnaczyniowa, żaden anestezjolog nie podjął się znieczulenia. W tym miejscu jeszcze raz wielkie podziękowania dla zespołu Pogotowia Ratunkowego (trafna diagnoza i szybka decyzja) oraz wszystkich lekarzy, pielęgniarek i pozostałego personelu obu bydgoskich szpitali tj. Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 im. Dr Antoniego Jurasza i Wojewódzkiego Szpitala Obserwacyjno-Zakaźnego im. Tadeusza Browicza dzięki którym ojciec po prostu żyje... Szczególne podziękowania dla znakomitego lekarza dr Pawła Brazisa i jego zespołu (8 godzin przy stole operacyjnym z pozytywnym skutkiem – wielki szacunek Panie Doktorze).
Po leczeniu szpitalnym – niestety – odmowa przyjęcia na szpitalny oddział rehabilitacyjny ze względu na zbyt poważny stan i zbyt duże ryzyko... zalecona rehabilitacja w domu... jakby w domu było bezpieczniej niż w szpitalu gdzie w razie czego przez ścianę jest SOR i inne oddziały...
Z jednej strony wielkie szczęście – ojciec jakimś cudem (zdaniem lekarzy jedyne „logiczne” wytłumaczenie) z tego wszystkiego wyszedł, przeżył, z drugiej strony zaczął się dla nas zupełnie nowy okres w życiu – praktycznie całodobowa opieka nad osobą niepełnosprawną, niezdolną do samodzielnej egzystencji, komuś kto tego doświadczył / doświadcza na co dzień nie muszę tłumaczyć co to oznacza, tym, którzy tego nie doświadczyli życzę żeby nigdy nie było im dane... Konieczność zaopiekowania się ojcem odmieniła moje życie o 180°, musiałem zrezygnować z dotychczas wykonywanych dobrze płatnych prac na umowę o dzieło gdyż te wymagały częstych i czasem kilkudniowych podróży w różne rejony Polski, tak samo musiałem zaprzestać mojej działalności rolniczej i przenieść się z mojej wiejskiej „chałupy” do rodziców do miasta, to drugie zresztą okazało się być dla mnie fatalne w skutkach – podczas przechodzących nad Polską 11 i 12 sierpnia 2017r. nawałnic ucierpiało również moje gospodarstwo, niestety okazało się, że mimo zapewnień rządu i samorządu nie mam co liczyć na jakąkolwiek pomoc finansową by naprawić szkody bo jak stwierdził GOPS (Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej) „w zniszczonym budynku w chwili zdarzenia nie było prowadzone przeze mnie gospodarstwo domowe i centrum moich spraw życiowych znajdowało się w dacie powstania uszkodzeń poza zniszczonym budynkiem” co wyklucza przyznanie świadczenia... a to, że w tym czasie z konieczności w oddalonym o niecałe 40km mieście opiekowałem się niezdolnym do samodzielnej egzystencji ojcem będącym dopiero co po szpitalu nie było dla GOPS żadną okolicznością mogącą mieć wpływ na pozytywne rozpatrzenie mojego wniosku, wręcz – jak wynika z uzasadnienia decyzji – przeciwnie...
Od tej odmownej decyzji oczywiście odwołałem się za pośrednictwem Wójta Gminy do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, ale jak okazało się był to przysłowiowy „głos wołającego na puszczy”...
Jakby tego było mało „po drodze” zostałem w majestacie prawa czyli via polski wymiar niesprawiedliwości okradziony przez kilku moich byłych kontrahentów – efekt nadmiernej, naiwnej wiary w ludzi i w honorowość przy zawieraniu umów (niestety ustnych, nigdy więcej tego błędu nie popełnię) oraz niechlujstwa, amatorszczyzny i zwykłego tumiwisizmu polskich sądów (tematu nie będę rozwijał, kto miał wątpliwą "przyjemność" wie o czym piszę). W chwili obecnej stoję przed „ścianą” i zastanawiam się jak ją „ugryźć” (w górach było łatwiej). Ojciec wymaga nie tylko praktycznie całodziennej opieki, której nie jest w stanie zapewnić mu równie schorowana mama, ale i rehabilitacji, zgodnie z zaleceniami lekarzy w wymiarze 4 godzin dziennie – 2 rano i 2 wieczorem co daje ok. 120 – 124 godzin miesięcznie, zaś "na NFZ" przysługuje mu 10 godzin nieodpłatnej rehabilitacji miesięcznie... 110 – 114 godzin rehabilitacji w moim mieście to wydatek rzędu 7700 – 7980zł miesięcznie (70zł za 1h rehabilitacji to najniższa cena jaką udało mi się znaleźć i jest to tzw. cena „bez pisania rachunku” bo z rachunkiem – 100zł) – kwota jak dla mnie nierealna do zapłacenia, a jest to kwota za samą tylko rehabilitację, do tego dochodzą wydatki na lekarstwa, środki pielęgnacyjne etc., etc. Jak pewnie domyślacie się jedyną opcją było nauczenie się rehabilitacji pod okiem rehabilitantów i prowadzenie jej samemu co czynię tyle, że to w połączeniu z innymi domowymi obowiązkami po prostu zabija mnie czasowo, coś za coś... Przez trzy lata pozbyłem się wszystkich oszczędności, sprzedałem swój sprzęt fotograficzny (bolało), mimo notorycznego braku czasu udało mi się trochę zarobić i przy wsparciu emerytur rodziców jakoś to szło, ale widzę, że w tej chwili niestety „jedziemy” już na przysłowiowych „oparach”, a co gorsza ja z każdym dniem jestem coraz bardziej zmęczony, zarówno fizycznie jak i psychicznie... Zaangażowanie się w opiekę nad ojcem i jego rehabilitację radykalnie ograniczyło moją aktywność zawodową, praktycznie tylko do prac dorywczych, prac, które mogę wykonywać w domu (np. pisanie pism urzędowych, sądowych i innych tekstów – czego robić nie cierpię – jestem na to zbyt zmęczony psychicznie..., komputerowa obróbka zdjęć etc.) i prac nocnych – tych niestety jak na lekarstwo... Nawiasem mówiąc jeśli ktoś z Państwa miałby konkretną ofertę pracy w godzinach nocnych w Bydgoszczy lub pracy zdalnej (via komputer) to proszę o kontakt, byle było to coś realnego, konkretnego i uczciwego, a nie wciskanie ludziom garów, odkurzaczy, kompletów z owczej wełny, umów telekomunikacyjnych, szmponów którymi można umyć zarówno głowę jak i podłogę czy innego kitu... Na pomoc państwa liczyć nie mogę, okazało się, że świadczenie pielęgnacyjne przysługujące osobom, które nie podejmują lub rezygnują z zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej w celu sprawowania opieki nad osobą legitymującą się orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności, niezdolną do samodzielnej egzystencji, mnie nie przysługuje. Nie spełniam, a raczej mój ojciec nie spełnia dwóch podstawowych warunków bym mógł takie świadczenie otrzymać tzn. niepełnosprawność ojca nie powstała przed tylko po 18-tym roku jego życia i jego żona czyli moja mama żyje... i nie ma orzeczenia o znacznym stopniu niepełnosprawności i w związku z tym w mniemaniu ustawodawcy ta 76-letnia, schorowana kobieta po ciężkiej operacji kardiologicznej, pewnie ma jeszcze tyle krzepy i wigoru żeby nosić ojca na rękach albo "pod pachą" tudzież zapewnić mu odpowiednią toaletę etc., etc. ... Nie przysługuje mi również tzw. specjalny zasiłek opiekuńczy dla osoby nie podejmującej lub rezygnującej z pracy by sprawować opiekę nad osobą niepełnosprawną w stopniu znacznym, niezdolną do samodzielnej egzystencji bo choć w przypadku zasiłku nie ma kryterium wieku powstania niepełnosprawności i życia / śmierci / niepełnosprawności współmałżonka to jest za to kryterium dochodowe i jeśli w takim 3-osobowym tzw. „gospodarstwie domowym” jakim jest obecnie nasze dochód na jedną osobę przekracza 764zł netto (do czego w praktyce wystarczą dwie niskie emerytury podzielone przez 3 osoby) to żegnaj zasiłku opiekuńczy... Ostatnio w jakimś artykule przeczytałem, że zasiłek ten, niewysoki zresztą bo jest to raptem 620zł/miesiąc, otrzymuje w Polsce 39 tys. osób... w 35-milionowym kraju, w którym z roku na rok rośnie liczba osób starszych wymagających opieki... Innymi słowy ja i osoby będące w podobnej jak ja sytuacji, a z tego co zdążyłem zorientować się jest nas b. dużo, znaleźliśmy się poza nawiasem tzw. polityki społecznej państwa, gdzieś na dalekim marginesie... mimo, że codziennie, de facto „za darmo”, z miłości do naszych bliskich, odciążamy domy opieki społecznej i szereg innych instytucji państwowych i pozapaństwowych powołanych do opieki nad osobami starszymi, niepełnosprawnymi, niezdolnymi do samodzielnej egzystencji... Życia prywatnego praktycznie nie mam, czasem mam wrażenie, że jestem trochę jak Chuck Noland z „Cast Away” – poza światem... Ostatnio myślałem nad tym wszystkim i doszedłem do wniosku, że dłużej nie dam rady tak tego ciągnąć, że muszę dokonać radykalnych zmian, przeorganizować całe swoje życie na nowo, w sumie jakby zacząć wszystko od początku. Priorytety są cztery: zapewnić ojcu ciągłość rehabilitacji i oczywiście opieki, w międzyczasie zorganizować sobie pracę tak by przynosiła solidny, realny miesięczny dochód, a jednocześnie nie kolidowała z opieką nad ojcem (pomysł jest, ale niestety wymaga wkładu finansowego), odbudować uszkodzoną część domu, a przynajmniej rozwiązać problem dachu i komina i wyjść na prostą po sądowych perturbacjach z nieuczciwymi kontrahentami. Żeby to wszystko zrealizować potrzebuję kwoty ok. 240 – 250tys. zł przy czym nie zakładam, że taką kwotę uda mi się zebrać bo jest to kwota olbrzymia, a na świecie jest tylu innych, w tym wielu bardziej potrzebujących, a zatem proszę o połowę tej kwoty czyli o 125tys. zł – to pozwoli mi zapewnić ojcu rehabilitację, rozwiązać problem nowego dachu i komina w mojej wiejskiej chałupie (być może i odbudowy zawalonej części domu) i wyjść na prostą po sądowych perturbacjach z nieuczciwymi kontrahentami, gdy te problemy będę miał rozwiązane ze zorganizowaniem pracy w taki sposób żeby nie kolidowała z opieką nad ojcem spróbuję sobie poradzić sam... Z góry dziękuję za każdą złotówkę wpłaconą na moje konto. Z wielką wdzięcznością przyjmę też pomoc w rozpropagowaniu mojej zbiórki, tak się składa, że w tzw. mediach społecznościowych praktycznie nie istnieję – po części efekt mojego wieku po części tego, że zawsze bardziej wolałem życie w tzw. realu niż wirtualne i takież kontakty międzyludzkie. Wszystkim, którzy poświęcili swój cenny czas i zapoznali się z moją historią bardzo dziękuję i wszystkich Was serdecznie pozdrawiam, Aleksander.
Informacyjnie: jeśli suma wszystkich wpłat od jednej osoby nie przekroczy kwoty zwolnionej od podatku (dla osób z III grupy podatkowej, czyli osób niespokrewnionych z beneficjentem to kwota 4902 PLN), darowizna nie podlega opodatkowaniu.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!