Profil organizatora
Aneta Kowalewska
Witam. Mam na imię Aneta jestem szczęśliwą mężatką od 22 lat i mam dwójkę dorosłych dzieci. Chciałabym Państwu pokrótce opowiedzieć o moich zmaganiach ze śmiertelną chorobą. W marcu 2018 roku byłam na co półrocznej kontroli w Centrum Genetyki w Poznaniu gdzie wykonano usg piersi, mammografię i stwierdzono mikrozwapnienia. Pod koniec kwietnia 2018 roku podczas kąpieli wyczułam w prawej piersi guzek wielkości jaja przepiórczego. Wizyta u onkologa, usg, biopsja i ostateczny wynik w lipcu 2018 roku - rak naciekający NST typ NHG3 Ki67 w około 90% jąder komórkowych (rak potrójnieujemny o wysokim stopniu złośliwości). Leczenie zaczęłam od chemioterapii i były to 4 kursy AC oraz 9 kursów Taxol + Karboplatyna. Chemia w moim przypadku przestała działać około 5 kursu Taxol + Karboplatyna, ale lekarze nadal mi ją podawali co było dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Dlatego też operacja musiała odbyć się w przyspieszonym terminie z powodu progresu choroby. Operacja, która odbyła się 10 grudnia 2018 roku to była radykalna mastektomia. Po niej z nową czystą kartą patrzyłam z dużymi nadziejami w przyszłość. W moim życiu najważniejsza jest rodzina, mój mąż i dzieci. To dla nich cały czas staram się walczyć z trudną codziennością jaką jest rak. Niestety radość z powodu pozbycia się „gada” nie trwała długo. Gdzieś dwa tygodnie po operacji na wizycie kontrolnej zgłaszałam lekarzowi swoje uwagi o obrzęku obojczyka i nieestetycznym wyglądzie blizny pooperacyjnej. Moje obawy zostały wstępnie rozwiane, ponieważ pan doktor stwierdził, że obrzęk jest powodem tego co działo się poniżej, a blizna to typowy krwiak. Moja czujność została więc stosunkowo uśpiona, jednak nie na długo. Mijają następne dwa tygodnie, blizna staje się coraz brzydsza, a obojczyk bardziej napuchnięty, bolesny i wyczuwalne są guzki. Zaczęłam bombardować lekarza prowadzącego i pani doktor zaleciła przyjechać na wizytę kontrolną, po której okazało się, że moje obawy co do węzłów chłonnych, obojczykowych i blizny były słuszne. Następny pobyt w szpitalu w celu poszerzenia diagnostyki i kolejny wyrok, przerzut do wątroby, węzłów chłonnych obojczykowych i szyjnych oraz zajęcie blizny. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale gdyby lekarze nie zbagatelizowali moich obaw, może obeszłoby się bez kolejnego cierpienia i rozczarowania. Po prostu myślałam, że po operacji wyjdę na prostą, przecież za marzenia nikt nikogo nie karze. Następna chemia i naświetlanie. Kochani tak to mniej więcej wygląda. Moje możliwości co do dalszego leczenia powoli się wyczerpują i nawet lekarz prowadzący sugeruje skorzystanie z medycyny alternatywnej, a ta z kolei jest bardzo kosztowna. Mówi się wszechobecnie, że osoby chore na raka są traktowane priorytetowo i mają bardzo krótkie terminy oczekiwań do wszelakich specjalistów, co bardzo ale to bardzo odbiega niestety od rzeczywistości. Przy takiej chorobie czas jest najważniejszy więc wszędzie trzeba umawiać się prywatnie, a za wizytę słono płacić. Bywa nawet, że w ciągu tygodnia prywatne wizyty wraz z lekarstwami sięgają nawet 1000zł. Przy życiu codziennym i przy codziennych obciążeniach finansowych, podołanie kosztownemu leczeniu bez pomocy życzliwości drugiego człowieka na dłuższą metę jest po prostu niemożliwe. Dlatego proszę ludzi dobrego serca o wpłacenie drobnej kwoty na rzecz mojego leczenia i rehabilitacji. Z góry bardzo dziękuję za pomoc i życzę powodzenia ludziom chorym w walce z przeciwnościami losu. Ja się nie poddaję mimo, że jest cholernie ciężko, gdyż mam kochającą rodzinę dla której warto żyć i znosić wszystkie niedogodności. Aneta p.s. w zakładce aktualności zamieszczone zostały bieżące informacje na temat mojego stanu zdrowia i mojej walki z chorobą