Na życie...
Na życie...
Nasi użytkownicy założyli 1 262 078 zrzutek i zebrali 1 449 544 190 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Hej, jestem Sandra i mam 20 lat. Ta zrzutka będzie może trochę inna niż większość, szczerze to nie czuje się z tym dobrze że muszę zakładać zrzutkę ale na ten moment chyba nie ma innej możliwości. Niestety życie nie było nigdy dla mnie łaskawe, w wieku 12 lat zachorowałam na depresję, w wieku 13 lat zostałam zgwałcona przez wtedy bliską mi osobę. Zaczęła się batalia w sądzie która trwała rok i do dzisiaj nie potrafię się pogodzić z tym że ten człowiek nie dostał sprawiedliwego wyroku. Zaczęły się gorsze problemy z moją psychika, zaczęłam uczęszczać na terapię lecz jednak miałam kilka prób samobójczych. Miałam prawie 17 lat kiedy trafiłam do zamkniętego spzitala psychiatrycznego. Byłam tam przez kilka tygodni, odnosiłam wrażenie że po szpitalu nie czułam się zbytnio lepiej a wręcz jeszcze gorzej... Personel nie był za dobry. Mocno mnie to złamało i po szpitalu nadal było źle. W tym wszystkim jest on. Człowiek, mężczyzna który wtedy mnie "wspierał". Pomagał mi, słuchał, był ze mną, zawoził na terapię. Naprawdę wierzyłam że ten człowiek chciał dla mnie dobrze, że naprawdę mnie wspierał, teraz jednak widzę że ciągle mną manipulował i wykorzystywał to że byłam w fazie silnej depresji. Latem 2019 roku dowiedziałam się że jestem z nim w ciąży. Miałam wtedy 17 lat, z jednej strony byłam przerażona a z drugiej miałam świadomość "może to znak żeby zawalczyć o siebie, będę mieć powód do życia". Kiedy powiedziałam mu o ciąży to pierwsze co powiedział to "aborcja". Nie zgodziłam się z nim, całe te jego wsparcie nagle prysło. Całą ciążę przechodziłam sama, zaczęłam się nawet cieszyć ciążą. Urodziłam w marcu 2020 roku przecudowną córeczkę. Teraz ma 2,5 roku i jest wspaniałym i mądrym dzieckiem. Kocham ją nad życie... Lecz ojciec nie. Pogodziłam się z tym faktem jednak czasem się z nim spotykałam, mieliśmy czasem nadal kontakt chodź wiedziałam że już mnie nie wspiera jak kiedyś. Wiedziałam że coś nie gra ale nie interesowałam się tym za bardzo. Do czasu aż dowiedziałam się czegoś bardzo istotnego na jego temat... Tego że jest księdzem. Tak pisze poważnie, jest księdzem proboszczem jednej z parafii z naszego miasta. Kiedy o tym się dowiedziałam pierwsze co pomyślałam to że to jakiś żart, później czułam wielką odrazę do siebie, brzydziłam się siebie bo jak to tak dziecko z księdzem. Nie chciałam znać tego człowieka, nagle wszystko zaczęło mi się układać w kupę, dlaczego zachowywał się tak a nie inaczej, dlaczego nie zamieszkaliśmy razem chodź to obiecywał, dlaczego bardzo nalegał żebym nie wpisywała go w akt urodzenia, dlaczego nigdy nie chciał powiedzieć mi czegoś o sobie i że zawsze podawał mi swój inny wiek. Nie wiedziałam i w sumie nadal nie wiem co mam powiedzieć córce, czy powiedzieć córce w przyszłości prawdę że jej ojcem jest ksiądz i żeby czuła uraz do samej siebie czy trzymać to w tajemnicy do końca życia... To chyba najgorszy moment w macierzyństwie z którym muszę się zmierzyć. Nie chciałam go znać lecz niestety pogorszyła się nasza sytaucja finansowa, straciłam pracę, teraz czasem dorabiam ale niestety nie jest w stanie to zapewnić tego ile w tych czasach kosztuje utrzymanie dziecka. Postanowiłam że poproszę go o płacenie alimentów, jest księdzem więc go stać. Niestety nie pomogło, nie widziałam co robić, w domu czekała na mnie córka dla której nie było mnie nawet stać na pieluchy i mleko modyfikowane a gdzie kwestia leków, jedzenia, ubrań, butów i innych takich. Zaczęłam robić sobie długi, musiałam się zapożyczać żeby mieć za co iść do sklepu żeby móc kupić córce coś do jedzenia, pieluchy czy kurtkę na zimę. Nie wiedziałam co robić więc udałam się do kurii. Byłam tam 3 razy, za pierwszym razem nie porozmawiałam z nikim konkretnym oprócz kanclerza kurii który można powiedzieć że mnie "zrzucił" z schodów oraz nazwał agresywną bo zapytałam o godziny urzędowania biskupów. Za drugim razem nie było znowu nikogo konkretnego ale byłam już w takiej sytuacji że musiałam z kimkolwiek porozmawiać, porozmawiałam znowu z tym samym kanclerzem. Jak opowiedziałam mu moja historię był trochę w szoku a trochę udawał zrozumienie. Umówił mnie jednak do delegata którego sam nazwał człowiekiem od pieniędzy. Poszłam do kurii żeby mi pomogli w sprawie alimentów. Niestety delegat mi nie pomógł, poczułam się oszukana przez nich. Na ten moment nie mam co liczyć na pomoc ojca córki, na pomoc kurii że tą sprawę załatwią... Nie mam na kogo liczyć więc zwracam się do was, do ludzi o dobrych sercach. Nie potrzebuję na nic innego jak na to żeby móc iść do sklepu i nie zastanawiać się czy mogę dzisiaj kupić córce sok czy mnie na to nie stać, czy dam radę w tym miesiącu kupić córce zapas mleka i pieluchy czy będę musiała na tym oszczędzać, czy uda mi się może kupić córce buty zimowe których nie ma...po prostu potrzebuje na życie, nie chce dużo, kilka złotych mi pomoże. Ta historia jest długa i skomplikowana, jestem w sytuacji bez wyjścia a w tym wszystkim jest moja mała córeczka, nie jest niczemu winna. Jest moim powodem do życia a ja jako matka czuje że nie spełniam się za dobrze w tej roli skoro mnie nie stać żeby miała dobrze... Proszę, pomóżcie...

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj ile osób odwiedziło i wsparło tę zrzutkę z twojego polecenia! Dowiedz się więcej.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj ile osób odwiedziło i wsparło tę zrzutkę z twojego polecenia! Dowiedz się więcej.