Małe życzenie w codzienne zbawienie
Małe życzenie w codzienne zbawienie
Nasi użytkownicy założyli 1 233 524 zrzutki i zebrali 1 370 599 727 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Wyobraź sobie, że jedziesz na szybki weekend ze znajomymi pod namiot i nagle Twoje życie zmienia się o 180°.
Ja właśnie tak miałam a oto moja historia.
Hej, jestem Kamila, mam 23 lata i mieszkam w Gdańsku. Uwielbiam czytać książki, fotografię i długie spacery nad morzem. Jestem osobą o pozytywnym nastawieniu do życia i co by się nie działo szukam tylko tych dobrych wyjść z sytuacji. Tak samo jest i tym razem.
Od dziecka moje oczy nie do końca były sprawne. Różni specjaliści stawiali diagnozy - każda jeszcze bardziej kuriozalna od poprzedniej jednakże wszyscy byli jednogłośni - nic z tym nie da się zrobić. Do tego dochodziły problemy z tarczycą i otyłość, której mimo najszczerszych chęci nie udało się zniwelować.
Nauczyłam się żyć z moimi dolegliwościami i zaakceptowałam je. Dostałam się do liceum, znalazłam pracę i wspinałam się po szczeblach kariery awansując na nowe stanowiska.
Nadszedł lipiec 2021 roku. Wakacje. Chyba każdy chciałby posiedzieć nad jeziorkiem, pośpiewać przy ognisku czy zjeść smaczną kiełbaskę. Ze znajomymi nie zastanawialiśmy się ani chwili - ustaliliśmy termin, zabraliśmy namioty i ruszyliśmy na przygodę życia.
Gdy przyszedł czas powrotu i zapakowani wracaliśmy do domu, przez oślepiające, poranne słońce, kierowca stracił panowanie nad kierownicą i zjechał do rowu. Wypadek w prawdzie niegroźny jednakże z uwagi na to, iż uszkodziłam sobie łuk brwiowy - została wezwana karetka.
No i się zaczęło.
W szpitalu miałam wykonaną tomografię głowy. Na samym początku lekarz powiedział, że maksymalnie 20 minut i pójdę do domu, jednak tak się nie stało. Gdy przyszedł i zapytał, czy miałam jakieś skomplikowane operacje w głowie, od razu zaprzeczyłam. Czułam jednak, że coś jest nie tak.
Po konsultacjach okazało się, że w mojej głowie znajduje się sporych rozmiarów guz - nikt nie wie, jak się tam pojawił, ani co to za potworek.
Dostałam pilne skierowanie do szpitala w Gdańsku. Lekarz był gotowy zorganizować dla mnie bezpośredni transport karetką z Chojnic jeśli tylko placówka wyrazi zgodę. Niestety tak się nie stało. Wróciłam do domu z kwitkiem i milionem myśli kłębiących się w głowie.
Następnego dnia, już po powrocie do Gdańska, straciłam przytomność i zaalarmowana tym pojechałam na SOR. Wykonany rezonans głowy, podstawowa morfologia i po 10 godzinach informacja od lekarza, że będzie wypis. Zmęczona, po całym dniu siedzenia na niewygodnych krzesełkach, rozpoczęłam zbieranie się do wyjścia i ułyszałam nagle: ,, Pani Kamilo, to coś poważniejszego, musimy zatrzymać Panią w szpitalu.''
Przez następne 18 dni moim domem stał się szpitalny oddział. Po szeregu badań, gdybań i wielu końskich dawkach leków przyszedł czas na diagnozę - czaszkogardlak. Guz, który być może jest ze mną od urodzenia i nikt go nigdy nie wykrył. Guz dzięki, któremu mój słaby wzrok, tarczyca, otyłość czy niskorosłość połączyły się w jedną całość.
3 lata.
Tyle zajęło lekarzom zdiagnozowanie tego, czy można operować guza czy też nie. Tyle zajęło jeżdżenie do specjalistów w całej Polsce i ustalenie tego, jak zatrzymać guza by nie stracić przy tym wzroku.
Przez ostatnie pół roku do lekarzy zaczęłam chodzić prywatnie. Tyle w zupełności im wystarczyło by określić zachowanie, rozmiar, rodzaj i rokowania przy tym guzie. Została wystawiona mi karta DILO i pilne skierowanie na rozpoczęcie radioterapii.
Pod koniec czerwca 2024 roku, po 6 tygodniach naświetlań zakończyłam wstępne leczenie. Obecnie muszę czekać w niewiedzy do grudnia na badanie obrazowe rezonansu, by dowiedzieć się, czy rozpocznę chemioterapię, czy może leczenie zostanie zakończone.
Nie ukrywam, że po naświetlaniach mój stan zdrowia uległ dużej zmianie. Wielu rzeczy nie mogę jeść, bardzo często wymiotuję czy też śpię po 16 godzin na dobę. Zostałam poinformowana o takich skutkach, więc je rozumiem i uczę się z nimi żyć.
Niestety nie mogę obecnie podjąć żadnej pracy ani wrócić do poprzedniej. Koszty życia, rachunki oraz leki spędzają mi sen z powiek i dlatego właśnie postanowiłam poprosić o pomoc finansową w codziennym funkcjonowaniu.
Proszę pomóż mi zwalczyć tego pasożyta i wrócić do normalności.
Serdecznie dziękuję każdej osobie, która wpłaci na mój cel chociażby złotóweczkę. 🫶
Pamiętajcie kochani - dobro zawsze wraca!
Jestem beneficjentką Fundacji Avalon. Mój numer subkonta to: 19526
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Trzymaj się Kamila!