Dla walecznej Loli
Dla walecznej Loli
Nasi użytkownicy założyli 1 226 144 zrzutki i zebrali 1 348 060 951 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Aktualności3
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.
Opis zrzutki
Witam kochani jestem Lola, niepełnosprawny króliczek. Moja mamcia bardzo długo zastanawiała się czy założyć tę zrzutkę bo do tej pory świetnie dawała sobie radę z walką o moje zdrówko i życie....a koszty nie były małe. Walczymy już 18 miesiąc. Postanowiła jednak poprosić o pomoc, tak jak i ona wiele razy pomagała i pomaga potrzebującym ludziom i bezbronnym zwierzakom. Moja mamcia ma dobre serce, ale teraz ona potrzebuje wsparcia, aby walczyć dalej o mnie. Bym mogła jeszcze nie raz cieszyć się świeżą trawką w przydomowym ogródku, promykami słoneczka , które tak pięknie już świeci i pieszczotami z Wiktorkiem i moją małą koleżanką Chmurką, która już bardzo za mną tęskni. Życie pisze przeróżne scenariusze, ale jedno jest pewne jak to moja mamcia powiada..."Lolcia dopóki widzę wolę walki w twoich oczkach będę walczyła razem z tobą". Ja wolę walki mam ogromną co potwierdzają lekarze i pani chirurg , która w ostatnich dniach aż dwa razy mnie operowała. Obecnie zostałam w szpitaliku i tam dbają o mnie. Jak to mamcia powiada " jesteś w najlepszych rękach Lolu jakie mogłam dla ciebie wymarzyć"...fakt, jestem tutaj w "Oazie" traktowana jak królowa i wszyscy mnie lubią bo pomimo wielu cierpień, które doznałam w swoim życiu jestem wesołym zwierzątkiem i bardzo ładnie współpracuję z lekarzami. Pani doktor co dziennie zdaje mamci relację z moich poczynań .
Poniedziałek
6.06
Dzień dobry,
LOLA już po operacji - niestety na ten moment nie wygląda to najlepiej. Odrost tkankowy jest intensywny, towarzyszy temu duży stan zapalny. Usunęłam ile się dało i założyłam dziś sączki, które jutro będę wymieniać na nowe. Wszystko okaże się przez te kilka najbliższych dni - będziemy widzieć czy jest szansa na zagojenie, czy tkanki będą odrastać, jak w tym wszystkim będzie się czuła Lola. Póki co ładnie się wybudziła, sama zjadła i się napiła. Póki co jest z nią wszystko dobrze.
Napiszę jutro jak wygląda rana po wymianie sączków na nowe.
Wtorek 7.06
Dobry wieczór,
daleka jeszcze jestem od twierdzenia, że jest dobrze i się uda wyleczyć Lolę, ale w dniu dzisiejszym rana wyglądała lepiej niż w dniu wczorajszym. Wymieniłam sączki na nowe i czekamy do jutra na kolejne czyszczenie. Lolcia bardzo ładnie sama je i humorek jej dopisuje. Dziś robiłam jej jeszcze dokładne zdjęcia i wiem w czym problem. Miednica jest mocno skrzywiona, tak, że prawą kością kulszową Lola dotyka ziemi, opiera się na niej. Na tej wyniosłości kostnej zaczął się tworzyć stan zapalny i zapalenie sięga aż do kości. Nie tracę wiary, że uda się Lolę z tego wyprowadzić, ale tak jak rozmawiałyśmy - musi się to wszystko całkowicie wyleczyć - tylko wtedy ma to sens. Chodzenie z narastającą ziarniną zapalną, otwartą sączącą się raną - to nie jest życie, jakiego chciałybyśmy dla Loli.
Proszę o dalsze trzymanie kciuków za malutką. Jutro po południu znowu napiszę
Widzicie kochani sami jaka jestem dzielna. W 2020 roku moja mamcia przeczytała ogłoszenie o tym, że jedna rodzina chce wydać królika. Zareagowała bardzo szybko i tak trafiłam do kochającego domku. Byłam tutaj od samego początku rozpieszczana. To tutaj poznałam smak świeżej trawki i doświadczyłam ogromnej miłości. W styczniu ubiegłego roku po niefortunnym zeskoku ze stolika doznałam urazu kręgosłupa. Złamanie w 3 miejscach. Moja mamcia nie wyraziła zgody na moje uśpienie i podjęła walkę o moje kruche życie. Była u najlepszych specjalistów na Śląsku w "Synerii" w Bytomiu. Tam przeszłam szereg kosztownych badań i po kilku dniach z ustalonym leczeniem wróciłam do domku. Następnie szereg wizyt kontrolnych i nowych leków...i tak dzień po dniu pomimo swojej niepełnosprawności czułam się lepiej. Dość szybko opanowałam poruszanie się na przednich łapkach a tylne po prostu ciągłam za sobą. Mamcia na spacerki zawsze ubiera mi pampersika abym nie raniła sobie okolic brzuszka. Tak minęło lato i przyszła jesień...to wtedy nastąpił kolejny kryzys. Uraz kręgosłupa poczynił wiele zmian neurologicznych i przestałam sama siusiać. Moja mamcia początkowo delikatnie wyciskała mi mocz, masując brzuszek ale i tak trafiłam do kliniki tym razem w Dąbrowie Górniczej. W klinice "Wróblewscy" przeszłam szereg badań oraz cewnikowanie aby wspomóc oddawanie moczu. Pomimo kilkudniowego pobytu w klinice poprawy nie było, a mamcia usłyszała tylko słowa o uśpieniu mnie. Bardzo to przeżywała ale po konsultacjach z fundacjami dla zwierząt podjęła się kolejny raz walki o mnie. Codzienne masaże okolić brzuszka i pęcherza, masaż zanikających mięśni to sprawiło, że kolejny raz stał się cud ;-). Przed świętami bożego narodzenia byłam już na tyle sprawna, że powróciło siusianie. Do tej pory pięknie sama siusiam i robię bobki. Po świętach moja rodzinka zrobiła mi niespodziankę i pomimo wielu obaw (jak się zachowam oraz jak się zachowa w stosunku do mnie nowy domownik) przywiozła do domku małą, białą kuleczkę. To była Chmurka, malutki króliczek. Początkowo byłam wrogo nastawiona na nowego członka rodziny, ale już po dwóch tygodniach jadłyśmy z jednej miseczki i przytulania nie było końca. Pokochałam Chmureczkę jak swoja córkę. Uwielbiamy się wspólnie bawić. W międzyczasie mamcia zmieniła mi lecznicę na lecznicę bliżej miejsca zamieszkania i choć dojeżdżamy ponad 40 km do Krakowa , to właśnie tam w "Oazie" naprawdę czuję, że wszyscy są zaangażowani w moje leczenie. W kwietniu przeszłam badania kontrolne, które wyszły bardzo dobrze jak na mój stan i nadal cieszyłam się życiem. Niestety życie pisze różne scenariusze i tak końcem maja moja mamcia podczas codziennej higieny zauważyła u mnie zgrubienie na pośladku. Początkowo myślała, że tworzy się ropień więc oczyszczała to miejsce i dezynfekowała. Niestety zgrubienie rosło w zawrotnym tempie. Decyzja, jedziemy do lekarza. W poniedziałek 30.05 byłam już w "Oazie". Po badaniu pani doktor nie miała dobrych wieści dla mamci. Po wykonanym USG istnieje podejrzenie przepukliny pachwinowej z przemieszczeniem pęcherza moczowego. Szok. Pobrano mi krew i zakwalifikowano do pilnej operacji następnego dnia. I tak we wtorek miałam operację a pani doktor powiedziała, że jeżeli będzie wszystko dobrze to 1.06 wrócę z zaleceniami do domku. Wiktorek o niczym innym nie marzył, powiedział, że jestem jego największym prezentem na Dzień Dziecka. Po powrocie do domku mamcia musiała bardzo dbać o moją higienę bo rana miała goić się na powietrzu...nawet wstawała w nocy aby zmieniać mi podkłady higieniczne w klatce. Dostawałam leki i jeździłam codziennie do lokalnego weterynarza na zastrzyki przeciwbólowe i przegląd gojącej się rany. W sobotę, po 4 dniach od zabiegu pojawił się wysięk i spore zgrubienie na gojącej się ranie. Pani weterynarz zaleciła kontakt z lekarzem chirurgiem, który mnie operował. No jeszcze tego brakuje, przyczepiły się jakieś powikłania. Mamcia w niedzielę skontaktowała się z panię doktor z "Oazy" i już w poniedziałek rano byłam u nich. Pani chirurg zobaczyła ranę i stwierdziła, że powstaje zbyt szybko nienaturalny odrost wyciętych tkanek. Podejrzewała nawet, że może to być mięsak czyli bardzo rzadki nowotwór złośliwy u królików. Decyzja zapadła szybko...kolejna operacja i musimy Lolę zostawić u nas na kilka dni. Musimy podać dość silne leki przeciwzapalne oraz sterydy aby sprawdzić czy rana po operacji się goi. Wstępnie zostaję tutaj do soboty ale to wszystko zależy od tego jak rana będzie się goiła.
I tutaj kochani prośba, jeżeli ktoś chce mi pomóc w walce to będzie się radowało moje królicze serduszko.
Koszty poprzedniej operacji wyniosły 800 zł plus dobowy pobyt 220zł. Do tego wizyty na zastrzyki, leki itp. Kolejna operacja i pobyt jest wstępnie wyceniony ( po dość promocyjnych kosztach) operacja 600zl i pobyt do soboty 650 zł. Z tego co pani doktor wspomniała mogę tutaj zostać do poniedziałku co oczywiście zwiększy koszt pobytu. Do tego liczne leki i zastrzyki przeciwbólowe tak jak było po pierwszej operacji oraz wizyty kontrolne. Płacenie takich rachunków co kilka dni przerosło moją mamcię, a ja chcę jeszcze cieszyć się wspaniałymi chwilami u boku kochającej rodzinki.
W dniu dzisiejszym 9.06 mamcia otrzymała kolejna wiadomość od pani doktor Lewandowskiej, która cały czas o mnie walczy.
Dobry wieczór,
no cóż - walczymy o nią, o to, żeby rana miała szansę się zagoić. Z każdym dniem jest ciut lepiej, ale czy się uda - za szybko by oceniać, jeszcze dużo pracy przed nami. Codziennie ściągam jej szwy, usuwam stare sączki, oczyszczam tkanki, dezynfekuję, umieszczam lokalnie antybiotyk i nowe sączki a później zaszywam je w ranie na nowo. Chciałam, aby Lola pojechała do domu na niedzielę na przepustkę, bo później i tak by musiała wrócić (tydzień to niestety za mało, aby wyleczyć takie zmiany jak się okazuje). Skóra nie jest już jednak tak czerwona, wróciła jej normalna barwa, nie ma lokalnie podniesionej temperatury, rejon który oczyszczam codziennie jest jakby ciut płytszy - tworzą się nowe tkanki - to dobrze.
Powiem tak - doskonale rozumiem, czemu nie miała Pani serce uśpić Loli. To jest niesamowite zwierzątko - tak optymistycznie podchodzi do życia, mimo swojej choroby jest tak bardzo radosna, ma w sobie ogromną wolę życia. Bardzo bym chciała, aby udało się to wszystko tam wyleczyć i ciągniecie tych łapek nie sprawiało Loli bólu z okolicy pachwiny.
W takim razie umówimy się tak, że dam znać w niedzielę, jak się sprawy mają i czy jest sens, aby przyjeżdżała Pani po nią w poniedziałek, czy jeszcze u nas posiedzi.
Pozdrawiam serdecznie.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Powodzenia!
Dziękujemy kochana