Cześć

Mam na imię Nela i jestem małym 3 miesięcznym maltańczykiem. W wieku 9 tygodni trafiłam do nowych właścicieli i wszystko było by pięknie gdyby nie inwazja Kokcydiów jaka się u mnie ujawniła. Dziś nikt nie potrafi jednoznacznie określić czy zostałam nimi zarażona już u hodowcy czy w pierwszych dniach pobytu w nowym miejscu. Pewne jest natomiast to że bez determinacji moich nowych opiekunów i zaangażowania lekarzy dziś była bym już tylko wspomnieniem.

Wszystko działo się bardzo szybko. W poniedziałek bolał mnie brzuszek i straciłam apetyt. We wtorek rano wymiotowałam krwią i trafiłam do lecznicy. Dostałam lekarstwo i miało być lepiej ale koło południa straciłam przytomność. Pojechaliśmy do oddalonej o 30km kliniki gdzie zdiagnozowano u mnie masywne zapalenie układu pokarmowego które było następstwem dużego zarobaczenia Isosporami. Krwawiłam. Spadł mi poziom białka i cukru w wyniku czego dostałam hipoglikemii. Przez ponad tydzień byłam podłączona do kroplówki z glukozą. Przyjmowałam antybiotyki i dostałam lekarstwo na pasożyty. Powinno być już lepiej ale ciągle mam problem ze spadkami cukru. Podobno u mojej rasy to częsta przypadłość :( Zrobiono mi badanie wątroby bo obawiano się tam jakichś zmian genetycznych ale na szczęście wszystko było ok. Niestety przy okazji okazało się że mam niewłaściwie wykształcone nerki. Czekają mnie kolejne badania i wizja dializ. Lekarze mówią również o przetaczaniu osocza. Dotychczasowe koszty leczenia osiągnęły już 2500zl a to nie koniec. Każda moja wizyta w klinice to 200zl. Czekają mnie częste badania u nefrologa. Moi właściciele to rodzina wielodzietna i mają też wydatki na bieżące utrzymanie swoich dzieci.

Jeżeli moja historia Cię poruszyła i chcesz ich chociaż trochę odciążyć to będę wdzięczna za każdą złotówkę.