Witam.

Felisa przygarnęliśmy 4 lata temu od Ekostraży z Wrocławia. Wcześniejsze życie w kojcu, zimnie i bez stałego dostępu do wody i pokarmu zamienił na ciepłe, wygodne mieszkanie, pełne miłości i wycieczek (zwiedził i morze i gory🙂)

Oprócz rutynowych kontroli i szczepień był pogodnym i zdrowym psem. Nie dawał żadnych oznak, że rośnie w nim wielki guz.

Nie dawał, aż do 27 stycznia br.

Wtedy dostał drgawek i ciężko było złapać z nim kontakt. Przeszło po kilku minutach, podejrzewaliśmy atak padaczki.

Wizyta u weterynarza 29 stycznia. Do tego czasu zachowywał się tak jak zwykle. Dopiero przed samym wyjazdem zaczął tracić równowagę i kontakt, był wzdęty i osłabiony.

Trafiliśmy na wspaniałą Panią weterynarz dr. Annę Tyrakowską w Ekovet we Wrocławiu. Początkowo też podejrzewała padaczkę bo Felis znowu zachowywał się normalnie, mieliśmy wrócić następnego dnia na badania krwi.

Ostatnia kontrolna wzdętego brzucha i decyzja o wykonaniu USG - wykazało płyn w jamie brzusznej 😞 Punkcja - okazało się, że to krew 😥

Diagnoza - pęknięty guz na śledzionie.

W ciągu kilkunastu minut musieliśmy podjąć decyzję - ściągnięcie chirurga i kosztowny zabieg usunięcia guza i śledziony albo eutanazja.

omimo świadomości kosztów nie byliśmy w stanie uśpić psa, który całym sobą okazywał chęć do życia i kolejnych przygód z nami.

Potem wszystko potoczyło się szybko - zabieg, kolejne wizyty kontrolne, leki, zdjęcie szwów, kontrolne badania USG.

Miesiąc po zabiegu robiliśmy USG, które wykazało, że w miejscu śledziony pojawiła się narośl. Dziś jesteśmy po kolejnym USG, które stwierdziło, że narośl się powiększyła. Teraz czeka nas biopsja, która pokaże, czy to odrastający guz, czy zwykła blizna.Całość leczenia udało się rozłożyć na raty (zaciągnięty kredyt 4000 zł), jednak comiesięczna rata 400zł znacząco wpływa na nasz budżet.

Gdybyśmy stanęli kolejny raz przed takim wyborem, decyzja byłaby taka sama (zwłaszcza kiedy patrzymy na radość Felisa z każdego dnia 🙂) , ale będziemy wdzięczni za każdą okazaną pomoc🙂