Historia Tinki to na razie nie jest historia z Happy Endem. Porzucona przez swoją właścicielkę, dwa lata spędziła u nieodpowiedzialnej „opiekunki”, która o nią nie dbała ani nie darzyła jej uczuciem. Tinka spędzała czas odseparowana od innych, w łazience, nie widziała weterynarza, nie była nawet zaszczepiona na wściekliznę. Kiedy zaczęły się poważne problemy zdrowotne „ opiekunka”postanowiła pozbyć się problemu. Tinka trafiła do mnie.  Odebrana brudna, śmierdząca, skołtuniona, wymiotująca i z biegunka. Pierwsza diagnostyka i zapalenie jelit, anemia. Wyleczone. Dalsza diagnostyka i niestety: guz na śledzionie, guz na nadnerczu. Dzisiaj Tinka jest po operacji: została wycięta śledziona, wysłany wycinek na histopatologie, pobrana biopsja z guza na nadnerczu. Czekamna wyniki aby dowiedzieć się czy guzy są złośliwe.  Nie jestem fundacją tylko prywatna osoba. Dotychczasowe badania, leki , specjalistyczna karma, operacja wyniosły:4333 zł. Ze zbiórek i od darczyńców udało się pozyskać  4111 zł.  Jak widzicie jestem 222 zł na minusie. A co dalej? Jutro kolejna wizyta kontrolna, leki, kroplówki, potem kolejne. Trzeba zająć się też anemia Tinki. Jeśli wyniki będą złe czeka ją być może kolejna operacja wycięcia guza nadnercza, może chemia..Tinka ma 13 lat, lata zaniedbań dają o sobie znać. Jest cudowna, wdzięczna, maleńka, kochana, grzeczna.Lubi jeść, spać, kocha się tulić, lubi krótkie spacerki.  Bardzo proszę o wsparcie. Zrobiłam wszystko co możliwe, aby Tinka wróciła do zdrowia. Jest spokojna, kochana, szczęśliwa i zadbana. Teraz potrzebuje wsparcia, aby ten stan trwał. Szukam już dla Tinki fundacji lub domu stałego, ale na razie trzeba ją dalej leczyć - aby była to historia z happy endem.