id: vkabnz

Lu, psia dama - walczy o życie 💜

Lu, psia dama - walczy o życie 💜

Opis zrzutki

Długo zastanawiałam się nad założeniem tej zrzutki, ale sytuacja jest wyjątkowo trudna - zarówno dla mnie, jak i mojej Lusi. Z różnych względów przedłuża się czas powrotu do aktywności zawodowej (covid, moja choroba, niewypłacalność zleceniodawców), a choroba, która dopadła mojego psa nie zaczeka na lepszy czas i stabilny zarobek.


Lu jest ze mną od 2013 roku. Adoptowana z warszawskiego Palucha - z uroczego szczeniora - giganta wyrosła na piękną i bardzo mądrą psią dziewczynę. Bardzo bystra, stabilna emocjonalnie i wyjątkowo współpracująca - choć początki miałyśmy z wielką dozą szaleństw i jej dzikich harców na łąkach i polach. Przeżyłyśmy jej sterylizację, po wybudzeniu się z narkozy wokalizowała na pół miasta :-) wycięcie wilczych pazurów, naukę jedzenia barfa (uwielbia!), aż nastał rok 2017 i przyniósł pierwsze ataki padaczki. Badania nie wykazały żadnych zmian w mózgu, ani nie odpowiedziały na pytania, co jest przyczyną. Do karty lekarz wpisał - padaczka idiopatyczna. Do dzisiaj codziennie przyjmuje Luminal 100 mg w dawkach zależnych od ataków. Są nieliczne - co kilka tygodni, ale coraz bardziej wyczerpujące i dramatyczne - Lu traci na chwilę węch, wzrok, załatwia się pod siebie, długo się po takim ataku zbiera i musi mieć człowieka blisko siebie. Zdarza się, że zawarczy, a mamy w domu adoptowaną shih tzu Toto, z którą są bardzo mocno zżyte. Obecnie Luminal przyjmuje w dawce 100 mg x 1,5 tabletki dwa razy dziennie. Miesięczny koszt to ok 60 pln. Nie są to wielkie koszty, ale są stałe i zdarzały się problemy z receptą i zakupem tego leku. Jest odpowiednik weterynaryjny, ale niestety Lu na niego nie reaguje dobrze, tzn. ataki były zbyt częste. Dopiero Luminal pomógł nam zapanować nad atakami.

W zeszłym roku zauważyłam, że przez kilka dni bywa smutna, zgaszona, unika kontaktu, pije bardzo dużo wody, mało zjada, nie jest zainteresowana spacerami... W Przychodni Weterynaryjnej pani doktor po zbadaniu wysłała nas natychmiast do Kliniki z podejrzeniem czegoś niedobrego. Podróż taksówką na trasie Tychy - Zabrze nie należy do tanich, ale to wtedy było bez znaczenia. Po szybkiej rejestracji doktor na usg zobaczył olbrzymi nowotwór śledziony, który był bardzo wczesny, ale niesamowicie agresywny i podjął decyzję o natychmiastowym operowaniu Lusi. To uratowało jej życie! Rachunek na prawie 2 tysiące pln, ale Lusia doszła do siebie! Odebrałam ją po kilku dobach w szpitalu, żywą, radosną, stęsknioną i bardzo głodną. W domu obwąchała wszystkie kąty i zjadła nieduży posiłek. Spała całą noc. Do teraz pamiętam, jaka byłam z niej dumna i jak cieszył mnie jej spokojny sen ... Na wypisie z Kliniki mamy wpis o ryzyku przerzutów, krwawienia oraz zrostów. Co miesiąc jesteśmy na kontroli. W styczniu zauważyłam, że próbuje wymiotować, nie chce jeść, nie potrafi się wypróżnić ... W naszej przychodni wykluczają przerzuty, ale dalsze badania diagnostyczne - w tym kontrast ujawnia, że treść pokarmową w żołądku coś blokuje i jeśli nie ruszy po kroplówkach, lekach i jej wewnętrznej woli życia - trzeba będzie ją otworzyć. Wykluczyłam możliwość zjedzenia ciała obcego - nigdy nie miałyśmy z tym problemów. Walka o odblokowanie trwała dwa dni. Lu znowu się nie poddała i wygrała. Nieważne nieprzespane noce i moje nerwy, nie poddam się, jeśli mogę pomóc, będę walczyć! Lu wróciła do żywych i tak dotrwałyśmy do wiosny. Na rtg podczas diagnostyki okazało się, że jej kręgosłup lędźwiowy jest w fatalnym stanie i lata intensywnych, codziennych spacerów zrobiły swoje. Mocno ograniczyłyśmy tę formę spędzania czasu i spacery są, ale znacznie krótsze i nie tak męczące. Czas mija, kolejna kontrola nie wykazuje żadnych niepokojących zmian. Umawiamy się na początek maja. I początek maja powtarza identyczną sytuację ze stycznia - zator w żołądku, brak wypróżnień, niechęć do jakiejkolwiek aktywności ... Tym razem biorę Lu do domu, ma założony wenflon, sama robię jej kroplówki - dziewczyna jest niezwykle wpółpracująca i dzielna, łzy same lecą po policzku ileż ona potrafi znieść, a nie są to zabiegi szczególnie przyjemne i oczekiwane przez żadnego psa. Po pierwsze dawce kroplówek, w zakamarkach ogrodu zrywa plastry i wyciąga wenflon. Po kolejny jedziemy z samego rana i w domu powtarzamy wszystkie procedury - leki do pyszczka i kroplówki. Dostaje pierwsze, małe objętościowo miseczki z jedzeniem - gotowane siemię lnianie z ziarnami, drobno mielone mięso z warzywami i hemoglobinę. Zjada bardzo chętnie. Budzi się we mnie cicha nadzieja, że zaczyna ruszać do pracy przewód jelitowy. Pierwsza kupa pojawia się w piątek rano (problemy zaczęły się 01.maja w poniedziałek). Mój pies ma w sobie ogromną wolę życia i walki, to nie jest czas na pożegnania. W czerwcu kończy 9.lat i mamy ogromny apetyt na więcej! Jej dobrostan jest niezaburzony, potrafi szaleć, jak szczeniak, ma jeszcze dużo do pokazania! Ale ja - jako opiekun na chwilowym, życiowym zakręcie - muszę jej zapewnić najlepszą pomoc w razie W. Wiem, że wyrwałyśmy od psiego losu już ponad siedem miesięcy, nowotwór się nie odradza, jest czysto. Padaczkę trzymamy w ryzach dzięki dyscyplinie (stałe pory podawania Luminalu i badanie wysycenia w krwi), kontrolujemy już bardzo uważnie co i ile zjada. Parafina stała się naszą pomocą awaryjną i choć Lu uwielbia mięsne kości, nie będziemy ryzykować kolejnych zatorów.

Pomagałyśmy przez całe nasze wspólne życie razem - ja komu było trzeba i jak mogłam pomóc. Moja Lu przez wiele miesięcy była Honorowym Psim Dawcą Krwi i jej karierę krwiodawcy przerwała padaczka. Ale chętnie przyjmujemy psiaki na dom tymczasowy, wspieramy psich przyjaciół i bardzo kochamy wszystkich, którzy adoptują zwierzaki ze schronisk i fundacji.


Jeśli ktoś chciałby i mógłby nas wesprzeć - polecamy się życzliwej pamięci. Ja nie potrzebuję nowych butów, torebki czy sukienki, która kosztuje tyle, ile pensja niejednego z nas. Chcę żyć w zgodzie z naturą, minimalizować własne potrzeby i dawać dom najbardziej potrzebującym. Choroba Lusi mocno nas wydrenowała finansowo, teraz musimy się pozbierać, odbudować i zacząć funkcjonować w zupełnie nowej rzeczywistości. Tym bardziej, że pozostajemy w regularnym kontakcie z naszymi lekarzami i monitorujemy stan zdrowia dziewczyny ... musimy zachować czujność i nie ulec poczuciu bezpieczeństwa.


A wszystkim Wam życzymy dużo dobra na każdy dzień, zdrowia i pomocnych, szczerych ludzi wokół. Pozdrawiamy z całego serca.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Download apps
Pobierz aplikację mobilną Zrzutka.pl i zbieraj na swój cel gdziekolwiek jesteś!
Pobierz aplikację mobilną Zrzutka.pl i zbieraj na swój cel gdziekolwiek jesteś!

Komentarze 1

 
2500 znaków