id: vkabnz

Lu, psia dama - walczy o życie 💜

Lu, psia dama - walczy o życie 💜

Nasi użytkownicy założyli 1 165 768 zrzutek i zebrali 1 211 860 224 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Opis zrzutki

Długo zastanawiałam się nad założeniem tej zrzutki, ale sytuacja jest wyjątkowo trudna - zarówno dla mnie, jak i mojej Lusi. Z różnych względów przedłuża się czas powrotu do aktywności zawodowej (covid, moja choroba, niewypłacalność zleceniodawców), a choroba, która dopadła mojego psa nie zaczeka na lepszy czas i stabilny zarobek.


Lu jest ze mną od 2013 roku. Adoptowana z warszawskiego Palucha - z uroczego szczeniora - giganta wyrosła na piękną i bardzo mądrą psią dziewczynę. Bardzo bystra, stabilna emocjonalnie i wyjątkowo współpracująca - choć początki miałyśmy z wielką dozą szaleństw i jej dzikich harców na łąkach i polach. Przeżyłyśmy jej sterylizację, po wybudzeniu się z narkozy wokalizowała na pół miasta :-) wycięcie wilczych pazurów, naukę jedzenia barfa (uwielbia!), aż nastał rok 2017 i przyniósł pierwsze ataki padaczki. Badania nie wykazały żadnych zmian w mózgu, ani nie odpowiedziały na pytania, co jest przyczyną. Do karty lekarz wpisał - padaczka idiopatyczna. Do dzisiaj codziennie przyjmuje Luminal 100 mg w dawkach zależnych od ataków. Są nieliczne - co kilka tygodni, ale coraz bardziej wyczerpujące i dramatyczne - Lu traci na chwilę węch, wzrok, załatwia się pod siebie, długo się po takim ataku zbiera i musi mieć człowieka blisko siebie. Zdarza się, że zawarczy, a mamy w domu adoptowaną shih tzu Toto, z którą są bardzo mocno zżyte. Obecnie Luminal przyjmuje w dawce 100 mg x 1,5 tabletki dwa razy dziennie. Miesięczny koszt to ok 60 pln. Nie są to wielkie koszty, ale są stałe i zdarzały się problemy z receptą i zakupem tego leku. Jest odpowiednik weterynaryjny, ale niestety Lu na niego nie reaguje dobrze, tzn. ataki były zbyt częste. Dopiero Luminal pomógł nam zapanować nad atakami.

W zeszłym roku zauważyłam, że przez kilka dni bywa smutna, zgaszona, unika kontaktu, pije bardzo dużo wody, mało zjada, nie jest zainteresowana spacerami... W Przychodni Weterynaryjnej pani doktor po zbadaniu wysłała nas natychmiast do Kliniki z podejrzeniem czegoś niedobrego. Podróż taksówką na trasie Tychy - Zabrze nie należy do tanich, ale to wtedy było bez znaczenia. Po szybkiej rejestracji doktor na usg zobaczył olbrzymi nowotwór śledziony, który był bardzo wczesny, ale niesamowicie agresywny i podjął decyzję o natychmiastowym operowaniu Lusi. To uratowało jej życie! Rachunek na prawie 2 tysiące pln, ale Lusia doszła do siebie! Odebrałam ją po kilku dobach w szpitalu, żywą, radosną, stęsknioną i bardzo głodną. W domu obwąchała wszystkie kąty i zjadła nieduży posiłek. Spała całą noc. Do teraz pamiętam, jaka byłam z niej dumna i jak cieszył mnie jej spokojny sen ... Na wypisie z Kliniki mamy wpis o ryzyku przerzutów, krwawienia oraz zrostów. Co miesiąc jesteśmy na kontroli. W styczniu zauważyłam, że próbuje wymiotować, nie chce jeść, nie potrafi się wypróżnić ... W naszej przychodni wykluczają przerzuty, ale dalsze badania diagnostyczne - w tym kontrast ujawnia, że treść pokarmową w żołądku coś blokuje i jeśli nie ruszy po kroplówkach, lekach i jej wewnętrznej woli życia - trzeba będzie ją otworzyć. Wykluczyłam możliwość zjedzenia ciała obcego - nigdy nie miałyśmy z tym problemów. Walka o odblokowanie trwała dwa dni. Lu znowu się nie poddała i wygrała. Nieważne nieprzespane noce i moje nerwy, nie poddam się, jeśli mogę pomóc, będę walczyć! Lu wróciła do żywych i tak dotrwałyśmy do wiosny. Na rtg podczas diagnostyki okazało się, że jej kręgosłup lędźwiowy jest w fatalnym stanie i lata intensywnych, codziennych spacerów zrobiły swoje. Mocno ograniczyłyśmy tę formę spędzania czasu i spacery są, ale znacznie krótsze i nie tak męczące. Czas mija, kolejna kontrola nie wykazuje żadnych niepokojących zmian. Umawiamy się na początek maja. I początek maja powtarza identyczną sytuację ze stycznia - zator w żołądku, brak wypróżnień, niechęć do jakiejkolwiek aktywności ... Tym razem biorę Lu do domu, ma założony wenflon, sama robię jej kroplówki - dziewczyna jest niezwykle wpółpracująca i dzielna, łzy same lecą po policzku ileż ona potrafi znieść, a nie są to zabiegi szczególnie przyjemne i oczekiwane przez żadnego psa. Po pierwsze dawce kroplówek, w zakamarkach ogrodu zrywa plastry i wyciąga wenflon. Po kolejny jedziemy z samego rana i w domu powtarzamy wszystkie procedury - leki do pyszczka i kroplówki. Dostaje pierwsze, małe objętościowo miseczki z jedzeniem - gotowane siemię lnianie z ziarnami, drobno mielone mięso z warzywami i hemoglobinę. Zjada bardzo chętnie. Budzi się we mnie cicha nadzieja, że zaczyna ruszać do pracy przewód jelitowy. Pierwsza kupa pojawia się w piątek rano (problemy zaczęły się 01.maja w poniedziałek). Mój pies ma w sobie ogromną wolę życia i walki, to nie jest czas na pożegnania. W czerwcu kończy 9.lat i mamy ogromny apetyt na więcej! Jej dobrostan jest niezaburzony, potrafi szaleć, jak szczeniak, ma jeszcze dużo do pokazania! Ale ja - jako opiekun na chwilowym, życiowym zakręcie - muszę jej zapewnić najlepszą pomoc w razie W. Wiem, że wyrwałyśmy od psiego losu już ponad siedem miesięcy, nowotwór się nie odradza, jest czysto. Padaczkę trzymamy w ryzach dzięki dyscyplinie (stałe pory podawania Luminalu i badanie wysycenia w krwi), kontrolujemy już bardzo uważnie co i ile zjada. Parafina stała się naszą pomocą awaryjną i choć Lu uwielbia mięsne kości, nie będziemy ryzykować kolejnych zatorów.

Pomagałyśmy przez całe nasze wspólne życie razem - ja komu było trzeba i jak mogłam pomóc. Moja Lu przez wiele miesięcy była Honorowym Psim Dawcą Krwi i jej karierę krwiodawcy przerwała padaczka. Ale chętnie przyjmujemy psiaki na dom tymczasowy, wspieramy psich przyjaciół i bardzo kochamy wszystkich, którzy adoptują zwierzaki ze schronisk i fundacji.


Jeśli ktoś chciałby i mógłby nas wesprzeć - polecamy się życzliwej pamięci. Ja nie potrzebuję nowych butów, torebki czy sukienki, która kosztuje tyle, ile pensja niejednego z nas. Chcę żyć w zgodzie z naturą, minimalizować własne potrzeby i dawać dom najbardziej potrzebującym. Choroba Lusi mocno nas wydrenowała finansowo, teraz musimy się pozbierać, odbudować i zacząć funkcjonować w zupełnie nowej rzeczywistości. Tym bardziej, że pozostajemy w regularnym kontakcie z naszymi lekarzami i monitorujemy stan zdrowia dziewczyny ... musimy zachować czujność i nie ulec poczuciu bezpieczeństwa.


A wszystkim Wam życzymy dużo dobra na każdy dzień, zdrowia i pomocnych, szczerych ludzi wokół. Pozdrawiamy z całego serca.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Pierwsza na świecie karta do przyjmowania wpłat. Karta Wpłatnicza.
Pierwsza na świecie karta do przyjmowania wpłat. Karta Wpłatnicza.
Dowiedz się więcej

Wpłaty 5

DI
Tatiana i Dominik
JP
Joanna Pio...
50 zł
TE
Terry
50 zł
 
Dane ukryte
ukryta

Komentarze 1

 
2500 znaków