Aby przetrwać bez nękania
Aby przetrwać bez nękania
Nasi użytkownicy założyli 1 232 075 zrzutek i zebrali 1 366 021 386 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Witam, mam na imię Angelika i chciałabym z pokorą przyznać że nie umiem bądź bardziej nie umiałam w grę zwana życiem.
Od początku rodzice są na tamtym świecie, szybko mi ich zabrano. Nigdy nie miałam dobrego kontaktu z bratem( jest odemnie starszy 17 lat) wiecznie mnie ma za gówniare z mlekiem pod nosem zawsze był zazdrosny o rzeczy na które ja jako dziecko nie miałam wpływu(faworyzacja przez rodziców) i tak nie mamy z sobą kontaktu długie lata.
Ja wiele razy próbowałam stworzyć coś, skleić z poszarpanego strasznie życia na wzór domu.
Nie wiem czy to jakieś fatum czy z mojej wielkiej chęci stworzenia czegoś na siłę źle trafiałam naprawdę źle. Za każdym razem wierzyłam że uda mi się go "naprawić" pokazać że można próbować żyć jak dobrzy ludzie. Z miernymi skutkami miałam takie 3 związki po parę lat.
Lecz ten ostatni mnie zniszczył, to właśnie ten człowiek zrujnował mi całą psychikę, światopogląd, poczucie że jeszcze jakoś stanę na nogi, zabrał mi wiarę że do czegoś się jeszcze nadaję i umiem cokolwiek.
Brzmi źle? To jest jeszcze nic. Stałam się jego podwładną w pełni zależna od niego niewolnicą, która nie mogła mieć swojego zdania, opini... Z dnia na dzień podupadalam na psychice i zdrowiu aż w końcu przestałam o siebie wlaczyc. Pogodziłam się z tym że tak juz będzie. Obezwładnil mnie na wszystkie sposoby... Zero moich znajomych, zero rodziny której i tak nie posiadam, zero nowych kontaktów, zero wyjścia z domu nawet po zakupy wysyłał mnie z swoją macochą o identycznym podjesciu do mnie jak on. Pracować nie mogłam bo akty zazdrości, swojego nic nie mogłam mieć bo mnie na to nie było stać. Czułam że umarłam. W końcu listopada zaczęłam się dusić, wyplulam krew, straszne zmęczenie nie mogłam ustac na nogach, dał mi na bilet MPK i kazał jechać do szpitala trafiłam do Łagiewnik byłam tam 2 tygodnie odwiedził mnie raz przywiózł kapcie dwie kanapki posiedział 20 i pojechał. Ale czułam się taka wolna siedząc w szpitalu bez telefonu, bez gnębienia i poniżania, pojawił mi się plan w głowie że zabiorę kota,psa i ucieknę od niego( kiedyś próbowałam zakończyć ten związek zaczęło się szarpaninie i uderzyl mnie parę razy) dlatego w grę wchodziła tylko ucieczka. Bałam się jego, bałam się że nie będę mieć nic. Wróciłam do "domu" wykończona, zmęczona ilością leków jakie dostawałam i złym żywieniem ale taka wypoczęta psychicznie, tak mu przeszkadzał mój uśmiech że nawet uderzył mnie kolejny raz raz się uśmiechałam gdy powiedział że święta idą a ja sobie po szpiatalach leżę a tu burdel uznał to za"głupi uśmiech i szyderstwa z jego osoby) szybko powróciłam do stanu sprzed szpitala. Znów stałam się służąca i przedmiotem. Straciłam imię zostałam szmata i kurwą. Tak się potrafił do mnie zwracać. Na przemian z kochankę i myszko. Huśtawka emocjonalna trwała dalej w jednej chwili drze się na mnie 2 cm od mojej twarzy grozi że łeb mi rozpierdoli o szafkę która stoi za mną za 10 minut ma pretensje że go nie przytulam że go zdradzam i nie kocham. Napędzając swój chory umysł w nienawiści do mnie. Ile razy rzucił we mnie kubkiem czy obiadem bo on chciał coś innego na co nie miałam składnikow np dostał kotlety mielone z ziemniakami przyniosłam Paniczowi pod nos do jego nory uderzył ręką w myszkę od komputera złapał talerz i rzucił we mnie że nie to chciał miało być spagetti jestem zbyt głupia żeby rozróżnić. Do tego dochodził tak myślę gwałt, bo nigdy nie było sytuacji gdy ja powiedziałam nie to znaczyło nie musiałam i już. Dla niego byłam tylko przedmiotem nigdy nie liczył się z moim zdaniem.
Zapytanie dlaczego ja z nim byłam czemu nie skończyłam tego wcześniej. Odpowiem w taki sposób na samym początku było idealnie.
Później zaczynała się zazdrość, pracowita zawsze byłam to nie zauważalne dla mnie było to że wszystko robię ja. Tak bardzo pragnęłam akceptacji z strony jego rodziny i znajomych aby mieć swój kąt że dałam się wciągnąć w to aż ugrzęzłam.
Nadszedł dzień w którym uznałam albo teraz opuszczę to miejsce albo on mnie zabije już nie tylko mentalnie ale i fizycznie. Gdy spał znalazłam klucze(bo drzwi były zamykane na klucz a on je chował) wzięłam kota do torebki psa na smycz, klucze od starego pustego mieszkania 5 lat puste stało, jest zadłużone bez niczego. Odrobinę jedzenia dla kota i siebie tyle co miałam czas bo bałam się że się obudzi i wyszłam.
Zaczęłam od zera w wieku 30 lat bez niczego z chorobami i zniszczona psychika.
Mam pracę do pierwszej wypłaty muszę czekać. Znajomych tylko z jego strony więc wolę ich unikać. Czuję głód, strach niepewność czy dobrze zrobiłam, chodzę po lodówkach społecznych, nawet szukałam w śmietniku ale to mnie przerasta. Stałam pod biedronka na równi z alkoholikami i pytałam czy ktoś nie kupi mi chleba i pasztetu. Nie mam już pomysłu byłam w mopsie w Caritasie to wszystko trwa... Pracuje brakuje mi siły. Nie mam leków.
Co jakbym teraz do niego wróciła? Zabiłby mnie na pewno albo karał jak to bardzo lubił robić. Uwielbial mnie karać za wszelką cenę musiałam być nieszczęśliwa.
Jeśli ktoś mógłby mi pomóc przetrwać do końca marca jakimś gorszem. Chodzi tylko o to żebym mogła zjeść, kupić sobie w lumpie jakieś spodnie na przebranie i bluzkę i oczywiście aby mój kot zjadł i pies coś dla nich a nie wymieszamy z środkiem bulki pasztet żeby zapchać mi żołądek bo oni też czuja głód, obawiam się że kot mi padnie zrobił się strasznie słaby ostatnio błagałam obca kobietę na ulicy czy nie da mi jednej puszki dla kota spojrzała się jak głupia i kazała odejść( to jest desperacja straszna
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!