Opłacenie operacji i leczenia Campariego w klinice
Opłacenie operacji i leczenia Campariego w klinice
Nasi użytkownicy założyli 1 231 368 zrzutek i zebrali 1 363 647 304 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj, decyzja o zakupie Campariego była spontaniczna, jak cała pasja do koni....
zaczęło się ok 7 lat temu, kiedy uratowałam mu życie przed losem konia ciągnącego wóz na morskie oko... to była miłość od pierwszego wejrzenia, mimo tego że wszyscy mówili, nie pakuj się w to, to trudny koń - zrobi Ci krzywdę. Fakt, tak było, pierwsze dwa lata to pot i łzy, to ciągła praca o zaufanie, o wiarę w to, że człowiek może pokochać, nie krzywdzić. Konsekwencja i miłość wygrały, oboje zaczęliśmy sobie ufać, widzieć w sobie partnera, towarzysza, przyjaciela.
Kolejne lata tylko wzmacniały tą więź, Spędzaliśmy razem czas, zawsze będąc po swojej stronie. W zdrowiu i chorobie, kiedy ja potrzebowałam przyjaciela w trudniejszych chwilach, On był, kiedy On potrzebował mnie - byłam. Trudna droga która pokonaliśmy doprowadziła nas do własnego wspólnego domu, razem z Czesiem, starszym "bratem" stworzyliśmy rodzinę. (Czesio jest moim drugim konikiem, 26 letnim wałaszkiem, którego mam już 20 lat!:) w 2022 roku udało mi się w końcu zabrać je do siebie i dać im najlepszy jaki tylko mogę DOM.
Niestety w miniona niedzielę 31.07 zdarzył się straszny wypadek, kiedy już zaczynałam wierzyć, że najgorsze za nami, tułaczka, walka o zdrowie, Camp wystraszył się czegoś i wpadł na płot wbijając sobie drewnianą sztalugę w mięsień piersiowy na głębokość jak się okazało w klinice 50 cm.. Wierzę jednak, że to ta wielka więź jaka mamy uratowała mu życie! odpoczywając nagle, poczułam niepokój, weszłam na telefon aby zobaczyć na kamerze czy wszystko w porządku i zobaczyłam obraz którego nigdy nie zapomnę, przez który nie potrafię spać .... zobaczyłam jak jak wisi na płocie... zerwałam się wybiegłam ale było już za późno, z całą siła jaka w sobie miał przebiegł na drugą stronę i wykrwawiając się w amoku biegał do okoła. Kiedy mnie zobaczył, zatrzymał sie i przybiegł pokazując - na pierś. W oczach widziałam niesamowity ból i strach, oraz błaganie o pomoc. Nie zastanawiałam się, zaczęłam ściągać z siebie ubrania i tamować krwotok, było zimno padało, ale to nie przeszkadzało w tym, abym znalazła w sobie siłę i zachowała zimna krew (a boje się jej panicznie). Szybki telefon do weterynarza, na szczęście mimo niedzieli udało się aby pani Doktor przyjechała. Koń ledwo już stał na nogach, krew z rany tryskala na wszystkie strony. Nie wiedziałam co robić, czy uda się utrzymać go przy życiu. Jeden zastrzyk, drugi zastrzyk, ciągłe tamowanie, wszystkie ręczniki prześcieradła, wszystko co tylko było w domu. Telefon do kliniki i modlitwa czy nas przyjmą. Udało sie, Pan doktor z Czeskiej kliniki w Ostravie powiedział, że musimy przyjechać jak najszybciej, każda minuta jest tą która oddala go od szansy na przeżycie. Kilka telefonów transport i jedziemy. Nie był w stanie iść, rozerwany mięsień praktycznie sparaliżował mu nogę, w kilka osób dosłownie doprowadziliśmy go do przyczepy. Nigdy w niej nie jechał, myślałam że nie wejdzie, mówiłam mu - Campari musisz mi zaufać, tak jak te 7 lat temu, tak jak zawsze, zrobię wszystko aby Cie nie zawieść! Zaufał, jakby wiedział, że to jego jedyna szansa zostawiając za sobą dom rodzinę i przyjaciela, nie wiedząc czy wróci... Zaufał.
Ta decyzja była również spontaniczna, tak jak cała pasja i miłość do koni... Spontaniczna bo wiedziałam, że nie udźwignę finansowo tej operacji i pobytu w klinice. Nie mogłam jednak postąpić inaczej, nie mogłam zawieść przyjaciela. :(:( Dojechaliśmy bezpiecznie, zabieg się udał, ale czas przebywania w klinice będzie długi i kosztowny, wstępny kosztorys pobytu wraz z zabiegiem to ok 6-8 tys złotych, potem kontrole, rehabilitacja (ok 6 mce w zależności od skutków urazu) - nie wiadomo czy będzie w stanie pełni sprawnie się poruszać :( Dla mnie jednak to nie jest problem, większość życia poświęciłam zwierzętom, ratowaniu ich, znajdowaniu dobrych kochających domów. Serce mam wielkie, ale w obecnej sytuacji niestety koszty mnie przerosły :( Nigdy nie zakładałam żadnej zrzutki, zawsze wolałam sprzedać coś co mam, kiedy brakowało.. tutaj niestety musze prosić o pomoc ludzi dobrej woli, nie umiem oszacować ile finalnie będzie wynosić to leczenie, rehabilitacja, ale liczy się każda złotówka dla mnie, ponieważ wiem, że chce mu zapewnić najlepsza z możliwych opiekę. Na taką zasługuje i taką mu obiecałam, jako jego przyjaciel, rodzina.
Obecnie w klinice mija 2 doba, jestem w ciągłym kontakcie z lekarzem prowadzącym. Wiem, że jest stabilny, ale stracił 30 % krwi. Proces odbudowy tej straty będzie trwał długo... Jednak jest silny bo ma do kogo i czego wracać, dlatego głęboko wierze, że da radę! a i ja z Waszą pomocą poradzę sobie udźwignąć tą tragedie.
Na ten moment mam tylko wypis z wizyty terenowej lekarza weterynarii który przyjechał do nas po zdarzeniu, dokumentację z kliniki będę miała dopiero po wypisie, oczywiście komplet dołączę jak tylko otrzymam.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Na `drowie campari! <3
Trzymamy kciuki !! ❤️
dziekujemy!