Straciliśmy nasz dom
Straciliśmy nasz dom
Nasi użytkownicy założyli 1 234 292 zrzutki i zebrali 1 372 988 854 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Od ponad dwóch lat mieszkaliśmy we własnoręcznie przystosowanym do tego, starym Volkswagenie T4 z automatyczną skrzynią biegów. Na takie rozwiązanie zdecydowaliśmy się, ponieważ nie mam lewej nogi (chodzę w protezie). Ze względu na to, że wykonujemy pracę zdalną życie w vanie, jest dla nas łatwiejsze finansowo do udźwignięcia. Pracujemy jako copywriterzy, ale nigdy nie było z tego kokosów. Starczało nam od 1 do 1, a czasem udało się coś odłożyć. W podróży towarzyszy nam adoptowany w Polsce pies i przygarnięty w Marakeszu kot.
Nasze życie było stabilne do momentu pojawienia się Czatu GPT. Sztuczna inteligencja zabrała nam większość prostych zleceń i zbiegło się to w czasie z awarią naszego samochodu, ale do tego jeszcze przejdę w dalszej części tekstu. Od grudnia 2022 przebywaliśmy na terenie Maroka, ponieważ zawsze celowaliśmy w takie kraje, gdzie koszty życia są niższe niż w Polsce. 14 czerwca w Warzatzat popsuła się w naszym samochodzie automatyczna skrzynia biegów. Miejscowy mechanik od razu nam powiedział, że lepiej przetransportować auto do większego miasta, bo on nie znajdzie części zamiennych. Zdecydowaliśmy się dostarczyć samochód do naszego "zaufanego" majstra, który podczas tych kilku miesięcy w Maroku, wykonywał dla nas wiele drobnych napraw i za każdym razem byliśmy zadowoleni z jego pracy, dlatego siłą rzeczy pierwszy nasz wybór padł na niego. "Naprawa" trwała dwa tygodnie, a my spaliśmy w samochodzie na ulicy przy warsztacie. Mechanik rozbierał skrzynię, szukał części, aż w końcu namówił nas na wymianę całego podzespołu, ale auto nadal pozostawało niesprawne. W końcu, po około 14 dniach samochód ruszył, ale jego działanie budziło moje wątpliwości. Wydaliśmy w Marakeszu sporą część naszych oszczędności, ponieważ zapewniano nas, że wszystko będzie dobrze i bez problemu wrócimy tym samochodem do Polski. Niestety po około 300-400 kilometrach jazdy samochód ponownie odmówił posłuszeństwa i stanał na autostradzie w okolicy Casablanki.
Dzięki pomocy jednej z naszych obserwatorek trafiliśmy do wspanialej marokańskiej rodziny w Casa, która miała swojego zaufanego mechanika. Walczył on z awarią około dwóch tygodni, ale samochód nadal nie jeździł lub przejeżdżał kilkanaście kilometrów i stawał. Majster szukał dla nas innej kompletnej skrzyni biegów, ale bez skutku. W Maroku się mówi, że jeśli czegoś nie ma w Casa, to nie ma tego w całym kraju, dlatego straciliśmy już nadzieje. W międzyczasie kończyło nam się pozwolenie na pobyt samochodu w Maroku, co skutkuje nałożeniem kar pieniężnych, a trochę później kończyły się nasze pozwolenia na pobyt i groziły nam kolejne kary. Nie do końca wiedzieliśmy, co robić. Zaproponowano nam spalenie auta, dzięki czemu nie mielibyśmy problemu z wyrejestrowaniem i uniknęlibyśmy kar, ale w ostatniej chwili udało się znaleźć lawetę za pół ceny, która dowiozła nas i złomka do pod granicę w Ceucie. Tam z kolei inny laweciarz podstawił nas pod samą granicę, gdzie mieliśmy problem, ponieważ strażnicy po stronie marokańskiej nie chcieli nas wpuścić niesprawnym autem. Po niezbyt długich negocjacjach udało nam się. Sam przy ponad 35-stopniowym upale przepchnąłem vana na hiszpańską stronę.
Dzięki pomocy mojego przyjaciela Javiera znaleźliśmy laweciarza, który za darmo wrzucił auto na prom, a po drugiej stronie ściągnął nas przyjaciel mieszkający w Algeciras, Kuba. W Algeciras rozważaliśmy mnóstwo opcji, ale każda była zła lub jeszcze gorsza. Finalnie sprzedaliśmy samochód w cenie samego silnika, bo tylko on interesował kupującego. Na szczęście zdjąłem z busa cały osprzęt (panel, Webasto, przetwornica itp.), który może u znajomego zostać do 1 października. Miało to miejsce około dwóch tygodni temu, a po sprzedaży od razu ruszyliśmy całą ferajną autostopem, korzystając też z aplikacji BlaBlaCar, ale w Hiszpanii podróżowanie z psem i kotem bez auta jest bardzo problematyczne, dlatego tyle czasu nam to zajęło. Każdego kierowcę, z którym jechaliśmy, prosiliśmy o wysadzenie na stacji paliw, ponieważ złapanie stopa z miasta graniczy z cudem, w hiszpańskich autobusach nie można wejść z psem, a samolot też odpadł, ponieważ nasz Miś jest zbyt duży na lot na pokładzie. Jedyną opcją byłby lot pod pokładem, ale Miś jest psem lękowym i mogłaby być to jego ostatnia podróż. W międzyczasie pieniądze a sprzedaż samochodu się rozpłynęły, bo ceny produktów przy stacjach są, jak wszędzie, kilkukrotnie wyższe. Aktualnie jesteśmy pod Barceloną i za kilka dni będziemy w domu, dzięki pomocy busiarza Mateusza. Znaleźliśmy też nowe zlecenia w pracy, ale zaczniemy dopiero w tym miesiącu. Po powrocie byłoby nas stać co najwyżej na kupno zdezelowanego Renault Kangoo, w którym ciężko mieszkać i pracować w dwie osoby plus zwierzaki. Z tego powodu postanowiłem założyć zrzutkę i zbieramy na starego, ale większego busa typu VW LT + konieczne naprawy mechaniczne, bo zabudowę zrobię sam po kosztach, tak jak to miało miejsce wcześniej.
W swoim życiu sami nie mając zbyt wiele, sporo pomagaliśmy innym ludziom w różnych krajach i bezdomnym zwierzętom. Przez kilka lat byliśmy w Polsce domem tymczasowym dla kotów i psów. Około dwóch lat temu pomieszkiwaliśmy w Turcji i Bułgarii, wtedy wyjechaliśmy z jednym psem, a wróciliśmy z trzema. Dla dwóch zagarniętych z ulicy znaleźliśmy super domy.Nie jest mi łatwo prosić o pomoc, ale nasze problemy są chwilowe, dodatkowo goni nas czas, dlatego zdecydowałem się założyć zbiórkę i mogę zagwarantować, że jak tylko staniemy znowu na nogi, to te środki wrócą do pomocowego obiegu.Z góry dziękuję za wszelkie udostępnienia i wszelką pomoc.Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Jeszcze raz życzę powodzenia i w urządzaniu samochodu i przy zakupie nowej protezy. Nie pozdrawiam polskiego NFZ. 😄
Powodzenia!
Powodzenia!
Best luck
W drogę!