Z ogromnym wysiłkiem utrzymywaliśmy i leczyliśmy 14 psów i 22 koty.

Wtedy przyszła prośba o pomoc w jednym miejscu od dwóch różnych osób.

Nie mogliśmy nie pomóc. Koty brodziły w wodzie, praktycznie bez ogrzewania,

na wsi pod Rawą Mazowiecką. W bardzo złym stanie, nigdy nie leczone,

nie szczepione i nie odrobaczone. Mieszkały w strasznych warunkach u 80-

letniej, schorowanej kobiety, która się w tej pomocy pogubiła…

Już 3 stycznia zabraliśmy 5 kociaków, przewieźliśmy je na diagnostykę do kliniki w Warszawie – stwierdzono ostre zapalenie dróg oddechowych z powikłaniami bakteryjnymi, ostre zapalenie spojówek oraz kosmicznego świerzba.

Koty 10 dni spędziły w klinice weterynaryjnej – teraz mieszkają w siedzibie fundacji i doleczamy rekordowego gluta, z którym

nie poradził sobie pierwszy antybiotyk. Musieliśmy zrobić posiew gluta.

W połowie stycznia zabraliśmy młodego kocurka (ojca maluchów) oraz dwie kotki (potencjalnie matki maluchów).

To była szybka decyzja - zabieramy wszystkie z jednego miejsca do jednego miejsca. Znaja się i z pewnością mają te same bakterie i schorzenia.

Chłopak wyglądał na zdrowego, ale szybko okazało się, że to mrzonka.

Dwa dni później operacyjnie musieliśmy ratować jego nogę.

Tu zdjęcie rtg przed operacją odłamania skośnego nasady kości udowej:

a tu po operacji

 Tu zdjecie po operacji osteosyntezy kości za pomocą za pomocą drutów doszpikowych:

Kotka bura i szylkretka zostały wysterylizowane i na razie wyglądają na zdrowe, ale są małymi dzikuskami. Zajmujemy się ich oswajaniem. Adopcja tych kotek to nie będzie krótka piłka…

Nadal będą koszty.

Pomimo rabatów w klinikach weterynaryjnych już teraz mamy do zapłacenia faktury na 4 tys. zł. 

Teraz my POTRZEBUJEMY POMOCY, ABY MÓC POMAGAĆ DALEJ