Żeby móc pomagać więcej... 💔
Żeby móc pomagać więcej... 💔
Nasi użytkownicy założyli 1 265 367 zrzutek i zebrali 1 457 946 332 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Większość z Was zna mnie zapewne jako po prostu Koszalińskie Bezdomniaki. A dzisiaj chciałabym troszkę więcej opowiedzieć o tym, kto dokładnie za nimi stoi, bo jest to mniej osób, niż Wam się wydaje 😁
Mam 28 lat i mam na imię Agata. Od kiedy tylko pamiętam, ZAWSZE ratowałam zwierzęta. Znosiłam do domu wszelkie żyjątka, od ptaków, po jeże czy szczeniaki. Moje pierwsze wspomnienie uratowanego zwierzaka to malutki, bury kocurek. Chcę opowiedzieć Wam jego historię, bo po tych wszystkich latach ona nadal siedzi mi w sercu. Może Ciebie też poruszy tak bardzo jak mnie wtedy...
To ja - zawsze otoczona zwierzętami: 😅
Mieszkaliśmy na małym osiedlu w Mielnie, gdzie stało tylko kilka bloków. Były to lata 90 i wczesne 2000, więc w tamtych czasach nikt zbytnio nie kastrował zwierząt - koty i psy rozmnażały się na naszym osiedlu na potęgę. Jako małe dziecko, zawsze chciałam mieć kota, niestety przez silną alergię oraz astmę, nie było to wtedy możliwe. Więc co robiłam? Większość czasu na podwórku spędzałam z bezdomnymi kotami. Karmiłam je (kupowałam w osiedlowym sklepie mały woreczek karmy na wagę za 2zł 🥺), oswajałam, przytulałam i nosiłam na rękach, a nawet po kryjomu znosiłam do domu, gdy rodziców akurat nie było 😅
Moją ''specjalizacją'' małej osiedlowej dziewczynki było wyciąganie kotów spod samochodów. Zawsze się tam chowały (siedząc nad kołem), a ja byłam na tyle mała, że dałam radę je stamtąd wyciągać. Niestety, jeden raz nie zdążyłam... Mały, około 8-tygodniowy kociak schował się nad przednim kołem, sąsiad go nie zauważył i wyjechał samochodem, przejeżdżając bezpośrednio po kociaku. Do dzisiaj pamiętam jego krzyk i NIGDY go nie zapomnę... Kocurek został przejechany w okolicy brzucha, miał całkowicie zmiażdżone biodra i nóżki... Brzuszek w jednym miejscu był pęknięty, z rany widać było jelita... Od razu zabrałam kociątko (mimo, że gryzł mnie z bólu w ręce) i szybko pobiegłam do mamy, która wtedy była na działce. Wsadziłyśmy go do kartonu wyścielonego kocykiem i dałyśmy do szklarni na działce, bo tam było najcieplej. Niestety była to bodajże sobota i żaden weterynarz nie był czynny, dlatego kotek musiał tak przeczekać do poniedziałku 😞
Karmiłyśmy go z mamą i starałyśmy się, żeby było mu najwygodniej jak tylko się dało w takiej beznadziejnej sytuacji. Rodzice próbowali nawet zawieźć go do schroniska, ale było zamknięte - nie mieliśmy gdzie uzyskać dla kotka pomocy...
W poniedziałek rano rodzice zabrali kociątko do weterynarza w Koszalinie, gdzie oczywiście zostało przeprowadzone za Tęczowy Most 💔 Nie było dla niego żadnego ratunku. Połowę ciała miał zmiażdżoną, a z ran wydobywał się zapach zgnilizny, kocię w takim stanie nie było w stanie przeżyć 😞
Miałam wtedy jakieś 5-6 lat, ale pamiętam tę sytuację jakby to było wczoraj. Kto wie, może to właśnie ten kocurek i jego przykra historia sprawiły, że do dzisiaj z taką pasją pomagam bezdomnym i cierpiącym zwierzętom? Tego biednego maluszka nie udało się wtedy uratować, może dlatego w jakiś sposób podświadomie chcę mu to wynagrodzić i uratować jak najwięcej innych zwierząt? Chcę wierzyć, że gdziekolwiek jest, to nie czuje żadnego bólu i patrzy na mnie z góry, wspierając mnie w ratowaniu kolejnych kotów 🥺
Dzisiaj, całe szczęście, mamy już dużo większy dostęp do opieki weterynaryjnej, a ja sama mam dużo większe doświadczenie i jestem w stanie udzielić pierwszej pomocy, opatrzyć rany czy podać kroplówkę. Udało mi się pomóc już kilkuset zwierzętom w potrzebie - od malutkich, osieroconych kociąt, po schorowane staruszki, a nawet dzikie zwierzęta. Mam wsparcie wspaniałych weterynarzy, którzy pomogą nawet w święta czy w nocy.
Zapytacie więc pewnie - po co taka duża zrzutka?
Dlatego, że serce mi pęka, kiedy po raz kolejny muszę odmawiać pomocy cierpiącym zwierzętom…
Bardzo często jest tak, że aktualnie mam u siebie miejsce na kolejnego podopiecznego, ale nie mam na niego żadnej poduszki finansowej. Te moje zrzutki idą różnie - jedne zbierają jakąś część celu, a inne stoją puste bez ani jednej wpłaty. Odmawiam pomocy nie tylko Wam, jako ludziom, którzy zgłaszają mi te zwierzaki (a są to przeróżne przypadki, od znalezionych kociąt, po suczki na łańcuchu, rodzące co cieczkę), ale przede wszystkim odmawiam tym zwierzętom. I to mnie bardzo boli. Że muszę tak bardzo wybierać komu pomóc...
Mam świadomość, że praktycznie wszystkie fundacje są przepełnione po brzegi podopiecznymi i nie są w stanie przyjmować kolejnych. Dla takich zgłaszanych zwierząt to najczęściej być lub nie być - bo szanse, że przyjmie je ktoś inny są bardzo małe.
Do tego DOBIJAJĄ nas te nowe algorytmy Facebooka, Instagrama i innych platform. Nie można używać niektórych słów w postach, bo trafi do spamu. Nie można wstawić linku, bo trafi do spamu. Nie można udostępnić na więcej niż 3-5 grupach, bo... zgadliście - trafi do spamu! No tak się nie da pomagać! Jak mamy zbierać pieniądze na pomoc zwierzętom, kiedy z każdej strony jesteśmy ograniczani przez algorytmy, które decydują czyj post wybić do góry, a którego nikomu nie pokazać? 🙃
Dlatego postanowiłam utworzyć jedną, większą zrzutkę. Na próbę. A co, może akurat się uda!
Podliczyłam sobie darowizny oraz wydatki od początku stycznia do 15 maja 2025 roku:
Wpływy: 6 657,14 zł
Wydatki: 7 584,08 zł
Różnica: 926,94 zł (czyli tyle wyszło z mojej kieszeni) - to dla tych, co mówią, że zarabiamy na zwierzętach 😅
Z własnej kieszeni dokładam tak naprawdę więcej, ale nie jestem w stanie dokładnie tego zliczyć. Często kupuję po kilka puszek karmy lub mięso na BARF przy okazji normalnych zakupów spożywczych. Nie chce mi się kasować tych kilku kilogramów mięsa na osobny rachunek, dlatego za takie rzeczy po prostu płacę sama.
Pomyślałam sobie, że gdyby uzbierać te 10 tysięcy (marzenie!), to akurat starczyłoby na kilka kolejnych miesięcy. Miesięcy najgorszych, bo wakacyjnych - ludzie są na urlopach, często z dala od Internetu i w tym czasie generalnie bardzo ciężko uzbierać coś na zrzutce. A zgłoszeń zwierząt w potrzebie jest wtedy znacznie więcej niż w innych miesiącach.
Na dniach ma trafić do nas kolejnych kilka butelkowych kociaków. Ich mama została zabita przez samochód. Historia niestety bardzo znajoma i akurat przy tekście tej zrzutki dosyć symboliczna... Odchowanie takich maluchów (2-3 sztuk) pochłania zazwyczaj około 1500 do 2000 zł, zależy od ich stanu zdrowia oraz dokładnego wieku.
Oprócz utrzymania na domu tymczasowym naszych podopiecznych, chcemy też mieć jakiś zapas finansowy w zanadrzu, w razie nagłych wypadków - czytaj: zwierzę z wypadku komunikacyjnego, zgłoszone bezdomne koty do kastracji, prośba o wsparcie karmą dla bezdomniaków, itp. Takie prośby otrzymujemy kilka razy w tygodniu i chcemy w końcu nie musieć odmawiać 🥺
Przy takiej dużej i ogólnej zrzutce będziemy wrzucać aktualizacje komu udało się już pomóc. Zawsze starałam się być z Wami, darczyńcami, bardzo bezpośrednia i rzetelna jeśli chodzi o finanse. W końcu to WY przekazujecie te pieniądze na ratunek zwierząt, i to WY macie prawo wiedzieć, gdzie dokładnie te pieniądze idą. Dlatego zawsze będziemy rozliczać nasze zrzutki 😊
‼️Bardzo Was proszę o pomoc, o mobilizację. Pomóżcie rozkręcić tę zrzutkę - wpłacając grosik od siebie lub, jeśli nie możecie wpłacić, to udostępniając ją znajomym. Te udostępnienia są na wagę złota i naprawdę również jest to realna pomoc!
‼️Wierzę, że wspólnymi siłami uda się uzbierać cel tej zrzutki! 💙 Jak zawsze - z całego serca dziękuję za każdą pomoc!
Pomożecie mi sprawić, żeby ten burasek z mojego dzieciństwa był dumny z kolejnych uratowanych żyć? 🥺
Zostawiam Was z ''małą'' galerią zwierzaków, którym wspólnymi siłami udało nam się pomóc w ciągu tylko ostatnich kilku lat! ❤️

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj ile osób odwiedziło i wsparło tę zrzutkę z twojego polecenia! Dowiedz się więcej.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj ile osób odwiedziło i wsparło tę zrzutkę z twojego polecenia! Dowiedz się więcej.