Chciałam napisać coś sensownego, ale nie potrafię.

Niczym, poza łzami spływającymi po policzkach, nie mogę tego skomentować.

Cztery szczeniaki. 

Dwa martwe. 

Jeden ledwie łapiący oddech.

I pośród tego On - leżący pomiędzy martwym rodzeństwem i nierozumiejący, co się dzieje.

Dlaczego rodzeństwo już się nie bawi? Dlaczego nie chce iść dalej, tylko tak leży na tej ulicy? Dlaczego niektórzy są sztywni i zimni, a jeden tak rozdzierająco jęczy? 

Przed chwilą razem biegali, razem spali, a teraz został sam…? Dlaczego?

Dlatego, że ktoś urządził sobie zabawę w masakrę. Masakrę małych szczeniaków na drodze. 

Nie było im lekko - co łatwo określić po wystających żebrach, matowej sierści i strachu w oczkach. Trzy z nich właśnie w takim stanie skończyło życie zanim tak na dobre je rozpoczęło. Wygłodzone, wychłodzone, martwe.

Jeden oszukał przeznaczenie. Przeżył. Jego stan jest stabilny.

Jesteśmy zapsieni i zakoceni po uszy, ale w tej sytuacji po prostu nie można odmówić.

Nie można odmówić życia maluszkowi, który ma tyle siły i szczęścia, że przetrwał masakrę. Wygrał życie, zrobimy więc wszystko, by było jak najlepsze.

Prosimy Was o pomoc w opiece nad nim, bo nie dajemy rady wszystkiego udźwignąć.

Zasilcie grosikiem naszą zrzutkę, każda kwota jest ważna! Musimy zapewnić maleństwu opiekę weterynaryjną, dobrą karmę, podkłady, przysmaki i zabawki. Zasłużył sobie, by wreszcie mieć ciepły kocyk i pełny brzuszek, a jak już zdobędzie trochę siły - by rozrabiać jak typowy szczeniaczek!

Wygonimy ten smutek z jego małych oczu.