Ivo przyszedł skądś. Stał zawsze gdzieś z tyłu innych bezdomnych kotów pchających się do misek. Chudziutki, mały ze zmierzwionym futerkiem więc podsuwałam mu "cichcem" lepsze kąski. Podtuczył się... i zniknął☹️

Z trudem go poznałam kiedy znów pojawił się -  słabiutki, przygięty z nastroszonym futrem. Tylne nogi były dziwnie wygięte, szedł powoli w pozycji kucanej, wyraźnie utykał.Tym razem już "na oko" widać było, że stało się nieszczęście i potrzebna jest fachowa pomoc weterynarza. Po dwóch dniach łapania trafił na badania. Nie miał zewnętrznych obrażeń, wyniki krwi przyzwoite, ale łapki tylne w stanie dramatycznym:

"Obustronne złamanie awulsyjne guzowatości kości piszczelowej - przyczepów więzadeł prostych rzepek. Konieczne leczenie operacyjne: gwoździowanie z popręgiem Webera lub śrubowanie." Jak to się mogło stać? Podejrzewam, że doznał krzywdy od złego człowieka: uderzenie lub gwałtowne szarpanie za łapki... Pozostawiony w takim stanie umarłby w bólach. Próbowałam skorzystać z opcji leczenia bezdomnych kotów w ramach Budżetu obywatelskiego, ale to fikcja. Ilość "schodów" nie do pokonania...Z pomocą Dobrych Ludzi znalazłam lecznicę ze szpitalem w Gdyni. Liczę, że wszystko się uda i za kilka tygodni sprawny Ivo wróci do swojej rodziny bezdomniaków, którą opiekuję się. Nie liczę, żeby ktoś chciał przygarnąć dzikusa, ale miskę, opiekę i domek w ogrodzie ma u mnie dożywotnio.

Teraz pozostaje zapłacić za operację i pobyt w szpitaliku. Pomóżcie choćby drobną wpłatą, żeby dać Ivo drugie życie bez bólu.❤️