❗TRAGICZNY WYPADEK SAMOCHODOWY - POTRZEBNA NATYCHMIASTOWA POMOC❗
❗TRAGICZNY WYPADEK SAMOCHODOWY - POTRZEBNA NATYCHMIASTOWA POMOC❗
Nasi użytkownicy założyli 1 216 769 zrzutek i zebrali 1 319 680 587 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Do dnia 30 czerwca byliśmy wesołą, cieszącą się wakacjami rodziną.
Mama Kasia, Tata Artur oraz dwóch synów: Krystian 13 lat, Leon 6 lat. Do rodziny należą również – pies Tina oraz dwa koty Puma i Lucek.
Kasia jest bardzo pracowita, prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą, jednocześnie pracuje na umowę zlecenie w markecie na stanowisku sprzedawca. Miłośniczka książek, spacerów, gry w piłkę z synami, kochająca zwierzęta, które są dla niej jak członkowie rodziny.
Artur pracuje w wielkopolskim Centrum Pulmonologii i Torakochirurgii w Chodzieży. Miłośnik wędkowania, książek i majsterkowania.
Syn Krystian - bardzo inteligentny, wrażliwy chłopiec z zamiłowaniem do gier, książek, kosmosu i nauki.
Syn Leoś - chłopiec, dla którego już wcześniej los nie był zbyt łaskawy. W wieku dwóch lat wykryto u niego wadę słuchu. Po kolejnych dwóch latach lekarzom udało się wyleczyć zaburzenie tego zmysłu. Leoś wraz z rodzicami włożyli mnóstwo wysiłku, by nadrobić zaległości i dogonić rówieśników. Osiągnięty cel był dla niego ogromnym, życiowym sukcesem. Przez wspomniane problemy i nadwrażliwość na uszy, Leon w okresie młodzieńczym nosił długie włosy, które później bez zastanowienia oddał na fundację Rak’n’roll.
Leon i Krystian to dobrzy chłopcy, obaj są bardzo wrażliwi na krzywdę innych. Wspólnie z mamą śledzili losy bocianów ze Słupca, pomagali ofiarom wojny na Ukrainie, zawsze starali się pomagać innym w potrzebie.
Zwierzęta odgrywają w życiu naszej rodziny duże znaczenie. Synowie nie potrafią przejść obojętnie obok rannego ptaszka czy myszki.
W nagrodę za szkolne wyniki i świadectwo z czerwonym paskiem starszego syna Krystiana, mieliśmy wyjechać na wakacje do dziadków mieszkających 500 km od naszego domu.
Dnia 29 czerwca całą rodziną wybraliśmy się w podróż.
Dzień zapowiadał się szczęśliwie, ponieważ na świat przyszła Tosia- najbliższa kuzynka chłopców. Początkowo samochód prowadził tata, przed autostradą A1 za Bydgoszczą zamieniliśmy się miejscami. Zawsze w dłuższe trasy wyjeżdżaliśmy nocą z uwagi na fakt, iż jest chłodniej, panuje mniejszy ruch oraz nasz pies lepiej znosił transport .
Do wypadku doszło 30 czerwca około godziny 2:00 , na autostradzie A1.
W okolicy Łodzi mieliśmy awarię samochodu, auto zaczęło zwalniać i zostawiać za nami chmurę dymu. Włączyłam światła awaryjne i zjechałam na pas wyłączony z ruchu. Tata chłopców kazał mi zabrać dzieci oraz psa i uciekać na pas zieleni, który był dość szeroki a na tym odcinku autostrady nie było barierek. W tym momencie Artur zaczął gasić pojazd, do pomocy ruszyli inni kierowcy. Gaszenie nie przynosiło skutku, więc tata próbował „zadusić silnik”. W chwili, kiedy otwierał drzwi od strony kierowcy, zobaczył światła nadjeżdżającego samochodu , który z dużą prędkością poruszał się po naszym pasie. Sekundy później duży
Mercedes izoterma uderzył w nasze auto pchając go do przodu a następnie sam zjechał na pas zieleni potrącając mnie, dwóch synów i psa.
Z perspektywy Artura dalsza część zdarzeń wyglądała tak:
Po uderzeniu przez auto , oszołomiony udałem się w kierunku reszty rodziny, gdzie kazałem Kasi uciekać z dziećmi nie wiedząc o tym, że inny kierowca, który oferował pomoc, zaparkował swojego vana kilka metrów przed naszym samochodem i prowadził ich do swojego pojazdu. Zszedłem na pas zieleni i podczołgał się do mnie nasz pies Tina, wiedziałem, że coś jest nie tak, ponieważ suczka wlokła swoją tylną część ciała po ziemi. Po chwili zobaczyłem Kasię leżącą obok pasa awaryjnego, była nieprzytomna, a kiedy się ocknęła, poprowadziłem ją kawałek dalej w bezpieczniejsze miejsce. Następnie pamiętam, kiedy podbiegł do mnie mężczyzna krzycząc ,że zajmie się Kasią i wskazując „tam leży Twój syn”. Pobiegłem szybko i zobaczyłem młodszego synka Leona leżącego na pasie awaryjnym, wziąłem go na ręce i udałem się w kierunku Kasi. Chłopiec był bardzo ciężko ranny, z ust, uszu i nosa wypływała krew, był nieprzytomny. Błagałem ludzi o pomoc, błagałem syna żeby oddychał i się nie poddawał. Czekałem na pogotowie i jakąkolwiek pomoc. Kasia na chwilę odzyskała przytomność i czołgając się w naszą stronę krzyczała aby położyć Leosia na boku. Widok syna był przerażający, mama znów zemdlała. Pamiętam też Krystiana, który chodził w kółko i płakał, że się boi, kazałem mu usiąść obok. Po chwili pojawili się kolejni ludzie – podróżujący, którzy zatrzymali się aby pomóc. Podbiegli do młodszego synka, mówiąc, że są po kursie pierwszej pomocy. Po dłuższym czasie pojawiła się straż pożarna, która przejęła akcję ratowniczą. Później dojechały pierwsze ambulanse, które zabrały Kasię i starszego syna, od razu też nadeszła pomoc dla Leona, który już miał problemy z oddychaniem.
Ratownicy przenieśli młodszego syna na noszach do karetki reanimacyjnej, gdzie przez dłuższy czas próbowali go zaintubować. Nie odstąpiłem go na krok, nie pozwoliłem udzielić sobie pomocy dopóki Leoś nie będzie w stanie stabilnym. Za wszelką cenę chciałem jechać z nim do szpitala, jednak w karetce nie było miejsca. Pojechałem więc kolejną do Instytutu Centrum Matki Polki w Łodzi, gdzie zabrano 6 latka. Kasia i Krystian zostali przewiezieni do dwóch innych szpitali w tym samym mieście.
Starszy syn doznał obrażeń ciała, był pozszywany, przebadany i po dwudniowej obserwacji wrócił do babci w Trzciance. Bardzo potrzebuje psychologa, ponieważ przechodzi traumę po wypadku. Reszta rodziny przebywa w Łodzi i nie mogą być przy nim. Naszego pieska Tinę ciężko ranną znaleźli w trawie pracownicy służb porządkowych. Pies miał otwarte złamanie łapy i przeszedł operację osteosyntezy. Po konsultacji z weterynarzem Tina przebywa u dziadków w Łączynie g. Jędrzejów. Artur ma nadal w rękach niebezpieczne szkło, był cały we krwi. Został pozszywany, opatrzony i opuścił SOR by być blisko syna.
Kasia do 9 lipca była w szpitalu. Odniosła urazy wielomiejscowe: wstrząśnienie mózgu, stłuczenie płuc z zapaleniem oraz zatorem, rabdomiolize czyli niebezpieczny rozpad mięśni.
Niestety najcięższe obrażenia odniósł syn Leoś. Jego stan był zagrażający życiu, miał odmę płucną, którą operowano zaraz po przyjeździe do szpitala. Następnie stwierdzono aksonalny uraz mózgu- to jeden z najcięższych uszkodzeń głowy. Uraz twarzo-szczęki, poważne obrażenia narządów wewnętrznych i uraz kręgosłupa. Synek miał również połamane obojczyki i przeszedł operację lewej rączki. Po 20 dniach walki o życie - zaczął oddychać samodzielnie. To ogromny sukces, ponieważ rodzice 6latków cieszą się, gdy ich dzieci nauczą się jeździć rowerkiem albo pływać a my cieszymy się, że nasz syn oddycha sam – to najlepsza wiadomość, jaką dostaliśmy od dnia wypadku. Stan Leona nadal jest ciężki, wiemy, że będzie potrzebował bardzo długiej i kosztownej rehabilitacji, na którą nie będzie nas stać.
Będziemy bardzo wdzięczni za pomoc naszemu małemu wojownikowi Leonkowi oraz naszej
całej poszkodowanej rodzinie.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!