Ojciec jej nie chciał, więc postanowił ją okaleczyć, żeby mogła dla niego zarabiać żebrząc na ulicy. Dzieci w Tanzanii codziennie są okaleczane przez własnych rodziców w celach zarobkowych. Często są porzucane bądź zostają sierotami, gdy matka umiera na AIDS czy inną chorobę.
Grzegorz jest chrześcijaninem. Pomaganie rozpoczął po swoim nawróceniu. Stało się ono jego pasją i życiowym celem. W Indiach uczestniczył w budowie szkoły, teraz ratuje dzieci w Tanzanii. Obecnie prowadzi zrzutkę Pomagamy dzieciom w Tanzanii i zbiera środki na szkołę, studnię i pomoc najbiedniejszym. “10 zł w Afryce przekłada się na 100 - 150 złotych, dlatego każda pomoc jest ważna.”
Witam. Obok mnie na kanapie, Grzegorz Wąchocki z Łodzi, organizator zrzutki Pomagamy dzieciom w Tanzanii.
Dzień dobry, witam wszystkich i dziękuję za zaproszenie.
Na Twojej zrzutce można wyczytać, że pomocą zajmujesz się nie od dziś, od kilku lat. Opowiedz, kiedy zaczęła się ta przygoda i w jakich okolicznościach?
Sytuacja z pomaganiem zaczęła się od momentu mojego nawrócenia. Jestem chrześcijaninem. Pan Jezus powiedział: “więcej macie z dawania aniżeli z brania” i to motto mi przyświeca, jest moim celem, pasją. Tak to się zaczęło kilka lat temu, od wyjazdu do sierocińca do Indii. Budowaliśmy tam szkołę dla takich małych kajtków 1-3 z okolicznych wsi. Wszystkie dzieci do niej przychodziły. W Indiach nauka jest na bardzo marnym poziomie, albo nie ma jej wcale. Było sześć ciężkich tygodni. Bodajże przy betoniarce akurat byłem. Jak pojechałem tam kolejny raz i jak dojechałem na to wzgórze i zobaczyłem te wszystkie dzieci biegające, bawiące się w tej szkole to naprawdę miałem szklanki w oczach. I to jest właśnie to, co chcę robić. Bóg obdarzył mnie takim doświadczeniem cudownym, taką, ja to sobie nazywam, wdzięcznością jego, dlatego to się stało moją pasją i co roku staram się coś takiego fajnego zrobić, na bożą chwałę.
Teraz zbierasz środki na pomoc dzieciom w Tanzanii. Dlaczego Tanzania?
Byłem rok wcześniej również w Tanzanii, w ośrodku, który się nazywa Dunia ya Heri. Jest to ośrodek dla noworodków i bardzo małych dzieci. Są to dzieci, albo odebrane rodzicom, którzy okaleczali te dzieci, albo matka zmarła w szpitalu na AIDS, albo na inne choroby. W tym sierocińcu budowałem wieżę na wodę. Podczas pory deszczowej przez 4 miesiące nie ma słońca, albo jest go bardzo mało, więc trzeba gdzieś tą wodę gromadzić. Dzieciom woda jest potrzebna przede wszystkim do higieny, do gotowania, do picia. I znowu poczułem, że coś dalej trzeba by zrobić. Spotkałem fajnego gościa, który też był zaangażowany w budowę szkoły, i z tamtego momentu mam bardzo fajne doświadczenie. Zapytał mnie czy mu pomogę. Pojechałem tam na nabożeństwo, nie znałem nikogo. To było po pobycie w Tanzanii. 3 dni pojechałem odpocząć. Spotkałem tego pastora i zapytał czy pomogę mu z budową i wykończeniem dachu na takiej malutkiej szkole. Ja mówię do mojego przyjaciela - Marcina, że może by mu pomóc, chociaż gościa nie znam w ogóle, więc tak dać mu jakąś kasę? Mówię: Marcin, jeżeli on powie, że chce tyle, ile my mamy to my mu te pieniądze damy znakiem tego, że to jest boża sprawa. Policzyliśmy te pieniądze, było 1600 zł. On chciał 1600 zł i daliśmy mu te pieniądze oraz obiecaliśmy zebrać na sierociniec i i przyjechać. Jak pojechaliśmy tam drugi raz, okazało się, że cały kościół modlił się za nas, mnóstwo ludzi. Okazało się, że bardzo dużo ludzi, którzy tam byli, obiecywało im pomoc, że oni będą, że będą ich wspierać. Byli to turyści z różnych krajów. Byliśmy pierwszymi, którzy dotrzymali słowa. Było tam mnóstwo ludzi i to mnie bardzo zastanowiło, że tyle osób obiecuje. Obiecują tak, jak ja tobie coś obiecam, że przyjadę, a powiem, że po drodze zepsuł się samochód, no to powiesz: “ok, zepsuł mu się samochód”. Ale jak obiecujesz dzieciom pomoc i że będziesz, i że zrobisz wszystko, żeby im pomóc no to nie możesz do takiej obietnicy zostać obojętny, trzeba wywiązać się z danego słowa. Bóg dał, że zebraliśmy aż 85 000. Jest wybudowany piękny sierociniec na 100 dzieci. Jeszcze jest dokańczany cały czas, bo nie ma na dokończenie hydrauliki i elektryki, ale to się dzieje cały czas i myślę, że w tym roku ten sierociniec wystartuje. Z tym właśnie człowiekiem postanowiłem w innym miejscu, ja to tak nazywam “w liściach” (sierociniec zbudowaliśmy w takich slumsach, w dużym mieście, w centrum domów z kartonu i z blachy po beczkach, tak domy są zbudowane) zrobić, przy bardzo małej kaplicy, taką malutką klasę i studnię koniecznie, bo nie ma tam w ogóle dostępu do bieżącej wody. Tą studnię, żeby również nie tylko chrześcijanie, ale i muzułmanie zobaczyli, jaki nasz Bóg jest cudowny i dzieli się nawet wodą z nimi. Oni niechętnie się dzielą z nami, ale my im chcemy pokazać, że my się podzielimy z nimi. Ta szkoła byłaby taka dwufunkcyjna. Od rana do godzin popołudniowych będą lekcje dla brzdąców, a później chcemy zrobić też razem z ludźmi z kościoła (wybierzemy stolarza, mechanika, panią, która umie szyć na maszynie), żeby po obiedzie korzystać też z tego budynku, żeby dzieciom starszym dać nie tylko gotową marchewkę tylko, żeby miały wędkę, żeby też coś same mogły więcej zrobić. Nie ukrywam, że jest tam problemem bardzo niska świadomość. Oni po prostu żyją z dnia na dzień. Dziecko, dzięki tym zajęciom, będzie umiało naprawić samochód czy dziewczynka szyć na maszynie. Dużo łatwiej wtedy potem o byt. Mogłaby to być taka dwufunkcyjna szkoła: od rana szkoła, a po południu taki warsztat do nauki jak u nas szkoła zawodowa.
Fantastyczna sprawa. Powiedz, czy ja dobrze usłyszałem, powiedziałeś: sierociniec między innymi dla dzieci okaleczanych przez własnych rodziców, tak? Świadomie czy nieświadomie okaleczanych?
Myślę, że jest to świadome działanie. Miałem taką dziewczynkę, można zobaczyć u mnie na Facebooku, długo to trwało zanim ona przyszła do mnie. Daleko była od wszystkich mężczyzn. Okazało się, że przez swojego ojca była cięta butelką po piwie, była przypalana, dziewczynka mająca 3-4 lata. Włącza się wtedy w człowieku gniew, dlaczego to się dzieje, jak to się dzieje. Ten człowiek nie chciał tego dziecka, nie musiał go krzywdzić. Jest tam wiele instytucji prowadzonych przez Europejczyków, Amerykanów, Kanadyjczyków, więc te dzieci można oddać. Jednak dziecko znowu jest okaleczane, potem wystawione na ulicę, żeby mogło żebrać, bo każdy z nas lituje się bardziej na dzieckiem, które ma wydłubane oko, przypalone ręce, okaleczone. To jest taki ich okropny sposób na zarabianie pieniędzy. Takim okrucieństwem chcą uzyskać parę groszy.
Czy możesz opowiedzieć, jak wygląda życie dzieci w Tanzanii? Poza takimi przykrymi doświadczeniami zakładam, że są też normalne rodziny. Z czym się borykają?
Sierociniec, który budowaliśmy, był bardzo blisko lotniska, a wszystkie dzielnice blisko lotniska w każdym kraju trzeciego świata to najtańszy teren i najbiedniejsi ludzie. Domy są z kartonu, z blachy po beczkach po oleju, paliwie. Dzieci chodzą boso. Czasami jak się zatrzymałem i chciałem komuś dać lizaka to zwyczajnie uciekały, chyba mając w świadomości, że mogę zrobić im krzywdę. Białych ludzi się nie uświadczy, więc jedynymi białymi ludźmi, których oni widzieli, byliśmy my. Dzieci piorą w stawach, w jakichś małych rzekach. Pralkę znajdzie się tylko w hotelu.
Na twojej zrzutce jest już ponad 13 tysięcy złotych. Cel jest określony na poziomie 70000 złotych, czyli jeszcze długa droga przed tobą. Na co zamierzasz przeznaczyć zebrane środki?
Kwotę zrzutki podzieliłem na 3 tematy. Pierwszym jest wybudowanie szkoły, jakiejś niewielkiej sali, może dwóch. Może się uda, żeby to było 100 m. Wtedy super, podzielimy to na dwa po 50. Do tego chciałbym wybudować sanitariaty, żeby dzieci nie musiały wychodzić w liście. Kolejnym punktem jest studnia, żeby była woda, można było umyć ręce, jakoś normalnie funkcjonować. Wszystko jest wkoło wsi, więc wszyscy mogliby też korzystać z tego źródła słodkiej wody. Kolejną część zrzutki, jakieś 15000, chciałbym przeznaczyć na taką pomoc doraźną dla najbiedniejszych dzieci z najbiedniejszych rodzin, które przychodzą do szkoły głodne, które nie mają plecaka. Ja sam osobiście szyłem im rączki na plecaki, paski i plecaki. Niewiarygodne jak dziecko może się cieszyć z kolorowych flamastrów, albo z kredek. Każdy z nas pamięta najcudowniejszy prezent gwiazdkowy, jaki dostał, np. rower czy cokolwiek, to to jest na takim poziomie emocjonalnym.
Gdzie się tymi informacjami dzielisz? Gdzie można zobaczyć zdjęcia, jakieś nagrania z tych misji?
Mam Facebooka założonego typowo pod wyjazdy misyjne. Grzechu Saroo to mój nick na Facebooku. Można tam zobaczyć od samego początku, od pierwszego wyjazdu w zasadzie, każdy dzień budowy. Wcześniejsze moje wyjazdy były finansowane z tego, co zebrałem od przyjaciół, od rodziny, od bliskich, od dalszych, od kogoś, kto ufał, że te pieniądze będą przeznaczone na właściwy cel.
Wspominałeś, że zbierałeś środki wśród znajomych. Rozumiem, że tak tradycyjnie, fizycznie. A online? Jakie masz doświadczenie?
To jest mój pierwszy raz. Kolega z Warszawy - Tomek, mówi: a co byś myślał o takiej formie zbierania?, mówię: stary, no spadłeś mi z nieba! Przejrzeliśmy różne portale i wasz regulamin, wasza wymiana maili (z kilkoma osobami mailowałem), po prostu zostałem tak ciepło przyjęty, tak wszystko było po mojemu, tak po prostu normalnie, rodzinnie, bardzo przyjaźnie, z bardzo dużą serdecznością, mimo tego, że chodziłem tam jak dziecko we mgle i dodawałem zdjęcia, i ciągle zadawałem pytania, i zastanawiałem się, kiedy w końcu powiedzą, że mają mnie dosyć, albo “a to ten Grzesiek”. Obsługa jest tak profesjonalna, tak serdeczna, tak przyjazna, że fajnie być w takiej rodzinie, bo wszyscy, co zbierają, co chcą pomagać, to jest jedna, wielka rodzina. Naprawdę jestem dumny i cieszę się, że zostałem tak ciepło przyjęty i zaproszony. Naprawdę bardzo wysoki poziom.
Bardzo nam miło to słyszeć. Na koniec, w trzech zdaniach, jakbyś chciał zachęcić naszych słuchaczy do wsparcia, co byś powiedział?
Chciałbym powiedzieć, żeby się nie bali pomagać, żeby rozwiewali swoje wątpliwości, bo ja rozumiem, że każdy ma wątpliwości. Jak ktoś pyta mnie przed sklepem, czy dam mu 5 złotych, bo jest głodny to w mojej głowie pojawiają się wątpliwości. Czy mu dać, czy mu nie dać. Kiedyś w modlitwie prosiłem Boga, po wielokrotnych takich spotkaniach, co ja mam zrobić w takim wypadku. Stwierdziłem, że jeśli mogę komuś pomóc to mu pomogę, a co on zrobi z tą pomocą to zostawiam. Jak stanie przed Bogiem kiedyś, niech on się z tego rozlicza, czy tą pomoc uczciwie podjął i nie przeznaczył tego na alkohol tylko faktycznie kupił sobie dwie bułki i serek. Pomagajcie z całym sercem. Jestem w ciężkim szoku, że bardzo dużo ludzi pomaga, którzy nawet nie piszą swojego imienia i nazwiska. Są to czasami wysokie kwoty i nie wiadomo od kogo i nawet nie ma jak podziękować tej osobie, dlatego też siedząc tutaj, naprawdę szczerze, z głębi serca, dziękuję. Niech Pan Bóg wam błogosławi za każdą pomoc, chociaż najmniejszą, bo pomagając w Afryce czy nawet tutaj, jest wiele osób, jakby każdy dał złotówkę, tych pieniędzy będzie bardzo dużo. Złotówka dla jednego jest więcej, dla drugiego mniej, ale to jest pieniążek do pomocy. Jeśli masz 5 zł czy 10 i chcesz dać, ale się wstydzisz, to musisz wiedzieć, że to 10 złotych, które dasz ty tutaj i myślisz, że to jest nic i tym nie pomagasz, to w Afryce to się przekłada na 100 złotych, na 150 złotych. Bo za to można kupić dużo, dużo więcej aniżeli u nas. Dlatego każda pomoc jest ważna, nawet 5 zł jeżeli jest ze szczerego serca. Jeśli ktoś czuje, że chce przeznaczyć na zrzutkę 100 złotych i każdemu da po 5 i wspomoże 20 osób to niech tak właśnie uczyni.
Grzegorz, chciałbym ci bardzo podziękować za udzielenie wywiadu. Trzymamy kciuki całym zespołem za powodzenie akcji. Słuchaczy chciałbym serdecznie zachęcić do wsparcia i udostępnianie informacji. Zrzutkę znajdziecie u nas pod hasłem Pomagamy dzieciom w Tanzanii. Do usłyszenia!