Otulmy mamy! Dowiedz się, czego naprawdę potrzebują.

Napisano 3 kwietnia, 2024. Aktualizacja: 25 lipca, 2024.
Otulmy mamy! Dowiedz się, czego naprawdę potrzebują.

Naszą dzisiejszą rozmówczynią jest Monika Jamróz - psycholog i psychotraumatolog, specjalizująca się w tematach związanych z porodem, połogiem i wczesnym rodzicielstwem. Monika jest częścią zrzutki “Zasiej Nadzieję” organizowanej przez Fundację Makatka. Postanowiliśmy dowiedzieć się, dlaczego ta akcja jest ważna. Przeczytaj, jak dobrze skrojona pomoc potrafi uszczęśliwić mamy!

Pierwsze dziecko, pierwsze zaskoczenie

Macierzyństwo bywa trudne. I to nie tylko fizycznie - okazuje się, że nawet to wyczekane, ukochane przez wszystkich i dokładnie zaplanowane dziecko może przytłoczyć kobietę, która dopiero co odliczała dni do porodu. Mama rodząca po raz pierwszy często nie spodziewa się zmian, które zajdą w jej głowie. Jej emocjonalność nagle wybucha, zaskakując jej bliskich, partnera, a nawet ją samą. To jest etap, na którym potrzebuje dobrze skrojonej pomocy. I okazuje się, że pomóc może każdy z nas!

Misją Fundacji Makatka jest pomaganie kobietom, którym bycie mamą nie przychodzi tak łatwo, jak by chciały. W swojej najnowszej zrzutce “Zasiej nadzieję” mówią o tym, jak ważne jest wsparcie psychologiczne. W pierwszej kolejności starają się udzielać go same, poprzez budowanie przestrzeni spotkań z innymi mamami, dzielenie się wiedzą i koleżeńskie wsparcie. Gdy to nie wystarcza, pomagają kobietom trafić do Moniki. Czasem barierą przed pierwszą wizytą u psychologa jest wstyd, czasem są to pieniądze. W obu przypadkach Makatka pomaga. 

Jeśli już teraz wiesz, że chcesz pomagać razem z Makatką, zapraszamy Cię na zrzutkę. Jeśli sama potrzebujesz pomocy, również ją odwiedź i skorzystaj z zamieszczonych danych kontaktowych. W Makatce każda mama znajdzie życzliwe ucho, które jej wysłucha i ramię, na którym można się oprzeć.

Nie przedłużając wstępu, przejdźmy do rozmowy. Oprócz garści ciekawostek znajdziesz w niej wskazówki, jak wspierać mamę, która jest Ci bliska. Jako jej partner, przyjaciel lub członek rodziny możesz zrobić bardzo wiele!

Macierzyństwo bez fikcji: rozmowa z Moniką Jamróz 

Agnieszka Sałek: Moniko, na samym początku chciałabym się dowiedzieć jak szeroki jest temat, którym się opiekujesz. Z czym zmagają się świeżo upieczone mamy? 

Monika Jamróz: Przede wszystkim z ogromnym zmęczeniem. Kobiety zapominają, że są ludźmi z krwi i kości, a nie z tytanu i muszą zaspokajać swoje pierwotne potrzeby. Muszą na przykład coś zjeść, wypić, czy pójść do toalety w samotności. One naprawdę o tym zapominają! Mam mnóstwo mam w konsultacji, które mówią, że niejednokrotnie o 12 w południe orientują się, że jeszcze nic nie jadły, albo że dzisiaj nie były ani razu same w toalecie, bo zawsze ktoś przyraczkuje, przybiegnie albo wręcz trzyma się przy piersi. A te kilka sekund spokoju to mimo całej miłości do dziecka, jest jedną z potrzeb mamy. Szczególnie, jeśli macierzyństwo nie do końca wygląda tak, jak sobie to wyobrażała. Kobiety, niemal perfekcyjnie przygotowują się do porodu, często włączając w to również partnera ale połóg kompletnie je zaskakuje. Mamy bardzo dobrze wiedzą, w jaki sposób tak fizycznie przygotować się do pojawienia się dziecka w rodzinie: trzeba kupić łóżeczko, wózek, ubranka, może coś poczytać, może zapisać się do szkoły rodzenia. A potem spodziewają się, że jak w dobrym filmie, zachłysną się tym dzieckiem, poczują wszechogarniającą miłość, która będzie ponad wszystkie ewentualne trudności i niczego więcej nie będą już potrzebowały. I tak się zdarza, rzeczywiście ta miłość może dodawać sił do pokonywania nowych wyzwań ale po jakimś czasie, może się też okazać, że miłość nie wystarcza. Często zaskakuje je samotność- chociaż nigdy nie są same, potrzeba odskoczni, kontaktu ze znajomymi, który jest utrudniony nie tylko przez nowe obowiązki, ale również przez zmiany w psychice kobiety, które następują po porodzie.

AS: Możesz opowiedzieć więcej o tych zmianach?

MJ: Winnicott powiedział, że “matka powinna zachorować na pierwotne macierzyńskie zaabsorbowanie”. Choć ten termin może wydawać się niejasny, wiele kobiet doświadczyło go na własnej skórze: w dużym uproszczeniu, to taki focus na dziecko, kiedy po porodzie matka staje się bardziej wrażliwa, poszerza się jej emocjonalny kanał komunikacji, uruchamiając też pokłady intuicji ale przede wszystkim ułatwiając jej kontakt z noworodkiem i później z niemowlęciem. Ta fantastyczna wrażliwość pomaga jej odczytywać potrzeby dziecka i odpowiadać na nie. Jednocześnie zaś, ta rozbudowana po porodzie emocjonalność może utrudniać jej kontakt z innymi dorosłymi. Mama czuje, że coś się w niej zmieniło, że kiedyś nie była taka wrażliwa, nie denerwowała się tak łatwo. I często, nie jest jej z tą zmianą komfortowo, szczególnie wtedy, gdy nie wie co się z nią dzieje i dlaczego.

Cała trudność polega na tym, że w przeciwieństwie do obszaru fizjologicznego, ten psychologiczny jest niewidoczny. Widząc kobietę po porodzie rozumiemy, że może być teraz słabsza, że świeża blizna po cesarskim cięciu to jasny sygnał, że może ją boleć brzuch a piersi pełne mleka mogą objawiać się dyskomfortem. Nikt z tym nie dyskutuje. W obszarze psychologicznym wszystko dzieje się na odwrót, bo zaczyna się w środku, bywa lekceważone, a kiedy pojawiają się objawy fizjologiczne, początkowo niejasne, zwykle oznaczają, że sytuacja stała się bardzo trudna. I jeśli nikt tej kobiety nie uprzedzi, że tak może być, że ona sama może się na powrót stać trochę jak dziecko, że może być bardziej labilna emocjonalnie, że może być jej trudno skonstruować jakieś logiczne zdanie, że noworodek zaabsorbuje całą jej uwagę i nie będzie już miała sił i przestrzeni na to, żeby opiekować się innymi osobami, a wręcz sama będzie potrzebowała, żeby ktoś ją okrył kocem i podał kubek herbaty, to będzie jej bardzo trudno się odnaleźć.

Na minimalistycznej grafice kobieta siedzi po turecku w centrum kadru, trzymając na rękach dziecko, które zasnęło na jej piersi. Mama ma opuszczoną głowę i zamknięte oczy. Po jej prawej stronie widać różową poświatę, po lewej niebieską. Za plecami ma niebieskie poduszki. Wokól mamy rozrzucone są dziecięce zabawki i resztki niedojedzonego posiłku.

AS: I pojawi się frustracja. 

MJ: Dokładnie tak! W tym momencie powstaje zamknięte koło: cała ta sytuacja jest trudna dla matki, więc się frustruje. Jej bliscy zauważają, że coś jest nie tak, ale nie do końca rozumieją o co chodzi i trudno jest im pomieścić tę mamę z całą jej emocjonalnością i nowymi potrzebami, więc też się frustrują. A jak już wspomniałam, mama jest wtedy bardzo wrażliwa, więc również podatna na zranienia.

Młode mamy często czują się niezrozumiane przez otoczenie. Co gorsza, im samym trudno jest zrozumieć siebie. Ich bliscy mają trudność, żeby zorientować się czego ta kobieta potrzebuje i jak jej pomóc. A my jako kobiety mamy taką tendencję, żeby oczekiwać, że ktoś się domyśli. Gotowy przepis na dziurę w relacji.

AS: Być może wydaje nam się, że wysyłamy jasne sygnały? 

MJ: Być może. Natomiast jest to mało prawdopodobne by ktoś się domyślił czego ta kobieta w tej chwili potrzebuje. Po pierwsze dlatego, że już dawno zapomnieliśmy o tym jakiej opieki wymaga położnica czy mama nieco starszego dziecka. Postępowe czasy w jakich przyszło nam żyć, nie sprzyjają rytuałom otulającym młode mamy. Po drugie, macierzyństwo zmienia potrzeby i wpływa na zachowanie. Choć jest to trudne, to trzeba o tym mówić bo wielu ludzi nie potrafi dziś prosić o pomoc. Jednak warto wiedzieć, że świeżo po porodzie ta umiejętność jest bardzo przydatna i rzeczywiście pomaga oswoić się z nową rzeczywistością i nową tożsamością kobiecie, która do tej pory była córką i miała matkę, a teraz sama jest matką i ma dziecko, które jest od niej całkowicie zależne. Ta zmiana potrafi być bardzo trudna i co więcej, bardzo rozciągnięta w czasie. Na przykład wtedy gdy zapisujemy dziecko do przedszkola lub szkoły, przychodzi taki moment, że rodzic przestaje występować pod własnym imieniem i staje się po prostu “mamą Zuzi” albo “tatą Stasia”. I są osoby, którym trudno jest do tego przywyknąć.

AS: Mam wrażenie, że za mało się o tym mówi. Kobiety są przygotowane na to, że ich ciało po ciąży może się zmienić, a nie na to, jak dużo może zmienić się w ich emocjach.

MJ: Myślę, że często nie zdajemy sobie sprawy z przeogromnej skali przekierowania uwagi, jakie ma miejsce po porodzie. Jako społeczeństwo nauczyliśmy się traktować kobiety w ciąży z dużą wyrozumiałością. Wiemy, że bywają zmęczone, że wypada je przepuścić w kolejce i że nie można od nich wymagać takiego samego skupienia czy zaangażowania w obowiązki jak przed ciążą. I to jest bardzo dobre i ważne, bo ciąża potrafi być wyczerpująca. Tylko, że połóg też nie jest łatwy. Tymczasem poród jest jak taki przedziwny transfer, który niemal całkowitą uwagę przekierowuje z matki na dziecko. I nagle wiele osób, które wcześniej interesowały się samopoczuciem i potrzebami tej kobiety, teraz chce wiedzieć już tylko jak czuje się dziecko? I to może sprawić, że ta mama w swoich własnych oczach zniknie. Stanie się takim niewidzialnym bytem, który już teraz nikogo nie interesuje, bo liczy się tylko noworodek. I nawet jeśli obiektywnie nie jest to prawda, to ona może czuć się samotna i niezrozumiana, bo w jej odczuciu nikt już nie widzi, że jej ciało jest zmęczone, że jest może trochę przytłoczona i chętnie skorzystałaby z pomocy. I bardzo chciałaby, żeby ktoś zamiast “Czy dziecko jadło?”, “Czy mu się odbiło”?, “Kiedy ostatnio zmieniałaś pampersa?” w końcu zapytał “Czy zjadłaś dziś śniadanie”, “Jak Ty się czujesz?”, “Jak Ci jest w tej nowej roli?” i w końcu “W czym trzeba Ci pomóc?”

Nie bez przyczyny mówimy “Trzymaj matkę, nie dziecko”. Bo mama i dziecko to są naczynia bardzo połączone. Jeśli mama jest bardzo niespokojna, to dziecko też jest niespokojne. No i na odwrót, jeśli dziecko ma trudny dzień, to mamie też jest trudno. Zarażają się tymi emocjami, nakręcają wzajemnie i nie potrafią tego przerwać. Dlatego warto byłoby uświadomić społeczeństwo, że powinniśmy na początku otulić właśnie mamę, a kiedy ją otulimy, to ona będzie umiała świetnie się zająć swoim dzieckiem.

AS: Kiedyś tym otulaniem mam zajmowały się starsze kobiety w rodzinie. Szczególnie w rodzinach wielopokoleniowych, gdzie obecne były inne, doświadczone matki. Kto dzisiaj opiekuje się mamą? Czy ktoś to w ogóle robi?

MJ: To jest bardzo trudne pytanie, na które nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. Wszystko zależy od tego, jak mamy zbudowaną sieć wsparcia. I czy w ogóle ją mamy. 

Są jeszcze takie miejsca, gdzie ludzie żyją w dobrych relacjach rodzinnych. Szczególnie w mniejszych aglomeracjach, łatwiej jest liczyć na wsparcie ciotek, kuzynek, czy sióstr, które można zapytać o wiele rzeczy, lub poobserwować jak sobie radzą z karmieniem piersią, pierwszymi kolkami u dziecka, czy dochodzeniem do siebie po porodzie. 

Natomiast tak jak mówisz, wiele par żyje dzisiaj z dala od rodziny. Wtedy bardzo wiele obowiązków spada na partnera świeżo upieczonej mamy. Natomiast znowuż, to nie jest zadanie dla jednej osoby! Partner nie jest w stanie w pojedynkę zaspokoić potrzeby otrzymania wsparcia od wioski. Tym bardziej, że on też znajdzie się w zupełnie nowej roli i będzie potrzebował pomocy. Dlatego jeszcze przed porodem warto sobie taką siatkę wsparcia zbudować. Zastanowić się “Z kim mam dobry kontakt?”, “Na kogo mogę liczyć?”, “Kto daje mi dokładnie takie wsparcie, jakiego oczekuję?”. Wystarczy dosłownie 5-6 osób, aby poczuć się pewnie i bezpiecznie. Jeśli okaże się, że nie mamy takich kontaktów, możemy skorzystać z pomocy profesjonalistów. Jest przecież Fundacja Makatka, w której spotykają się różne kobiety, na różnych etapach macierzyństwa i tworzą taką wioskę wsparcia. Są doule, które wspierają kobiety w czasie ciąży i dbają o uszanowanie życzeń i potrzeb rodzącej. Są wspaniałe położne, z którymi można porozmawiać nie tylko o tym, jak dziecko przybiera na wadze, ale również o swoich własnych rozterkach i kłopotach. I w końcu są psycholodzy, do których można przyjść nie tylko wtedy, kiedy jest już bardzo źle i czujemy, że grunt pod nogami się osuwa, ale po prostu po to, żeby sprawdzić, czy wszystko jest OK, żeby porozmawiać i uzyskać wsparcie jeszcze zanim problem zrobi się ogromny i kompletnie tę mamę przytłoczy. Czasami wystarczy jedna, dwie wizyty u psychologa i okazuje się, że więcej nie potrzeba, bo ta kobieta już została otulona taką pomocą, jakiej oczekiwała, usłyszała to, czego potrzebowała, uspokoiła się i czuje się o wiele lepiej.

Grupa pięciu kobiet siedzi w pokoju, a za ich plecami widać okrągłe, jasne światło. W centrum znajduje się mama z noworodkiem na rękach. Mama patrzy na swoje dziecko i się uśmiecha. Pozostałe kobiety, otaczające mamę, również patrzą na dziecko i się do niego uśmiechają.

AS: A czy mama może zadbać o siebie sama? Są jakieś metody, ćwiczenia pozwalające radzić sobie w trudnych chwilach? 

MJ: Ćwiczenia są, ale niestety nie ma jednego, cudownego sposobu, który pomaga każdej kobiecie. Ja bardzo dużo pracuję z praktyką uważności i wdzięczności, ale ta praca jest za każdym razem trochę inna. Zdarza mi się nawet tworzyć od podstaw ćwiczenia dla mam tak, żeby były skrojone na miarę dokładnie ich potrzeb. To, czego dana kobieta potrzebuje, wychodzi w czasie rozmów i jest bardzo indywidualne. Natomiast tym, do czego bardzo często zachęcam, jest właśnie wdzięczność. Ale nie taka bezsensowna, za to, że świat jest piękny, bo pani psycholog powiedziała, że coś mam wymyślić. Chodzi o taką bardzo konkretną, osobistą wdzięczność. Na przykład za to, że dziś wypiłam ciepłą herbatę, bo zwykle piję zimną - mała rzecz, ale konkretna i osobista. Jestem zwolenniczką takiego rachunku sumienia z tego, co było dobre. 

AS: A co sądzisz o szukaniu wsparcia w internecie, w grupach lub na profilach parentingowych? 

MJ: To jest bardzo dobra forma wsparcia dla osób, które potrafią odsiewać to, co je wspiera od tego, co je dołuje. Bo fajnie, kiedy jakiś specjalista czy inny rodzic staje się inspiracją, ale niefajnie, kiedy jego treści powodują poczucie kiepskich kompetencji, bo ona tak nie ma, bo jej to nie wychodzi, bo nie ma takiego porządku w domu, a jej dzieci nie są takie idealne i takie grzeczne… Warto na bieżąco aktualizować sobie profile, które obserwujemy w sieci i sprawdzać co na tu i teraz mnie wspiera, a co odbiera mi pewność siebie. To może się zmieniać na różnych etapach macierzyństwa i nie ma w tym nic złego. Taka ciekawość jak wygląda rodzicielstwo w innych społecznościach, jakie nowości się pojawiają i jakie być może zaskakujące porady mają inni rodzice jest dobra. Najważniejsze, żeby na bieżąco dostosowywać te treści do własnych potrzeb i sprawdzać, czy ja za dużo czasu nie spędzam na życiu życiem innych, podglądaniu i dołowaniu się, chcąc osiagnąć nieistniejący ideał.

AS: Czy ten odsiew dotyczy również “dobrych rad” od naszych krewnych czy znajomych?

MJ: Jak najbardziej. Tutaj warto by się było pochylić nad tym, skąd się biorą te “dobre rady”. Bo to zwykle nie jest kwestia złych intencji. Jeśli ktoś nas krytykuje, to ta krytyka jest o krytykującym, a nie o krytykowanym. Jeśli ktoś mi mówi, że robię nudny wykład, to znaczy, że nie trafiłam w tym konkretnym dniu, do tej konkretnej osoby, a całej reszcie moje zajęcia mogły się podobać. Jeśli ktoś mi mówi, że źle wychowuję swoje dziecko, to znaczy tylko tyle, że robię to źle w jego mniemaniu, bo on zrobiłby to inaczej, niekoniecznie lepiej.

“Dobre rady” mogą być też formą autoterapii dla radzących. Warto o tym pamiętać, jeśli udziela ich osoba bliska - mama, babcia, ciocia, czy inna osoba, na której z jakiegoś powodu nam zależy. Starsze pokolenia kobiet nie miały tyle okazji do opowiadania swoich porodowych i połogowych historii. Nikt tych kobiet nigdy nie pytał jak one się czuły, więc one czasami pytając nas o coś, albo radząc nam coś, chcą zrealizować swoją potrzebę bycia wysłuchaną. Tym bardziej, że one całą wiedzę o porodzie i połogu otrzymywały od swoich przodkiń. I przez setki lat było tak, że młoda kobieta zbierała całą tę wiedzę, a kiedy dojrzewała, podawała ją dalej i była autorytetem dla kolejnych, niedoświadczonych mam. A teraz nasze mamy zderzają się z rzeczywistością, w której zdobywamy wiedzę z różnych źródeł i często wiemy już wszystko albo wiemy inaczej. I one nie mają gdzie wypuścić mądrości którą same zostały obdarowane i noszą ją w sobie. I gdy w rodzinie pojawia się noworodek, emocje sięgają zenitu i mogą pojawić się pierwsze spięcia. Niemniej każdy radzący powinien pamiętać, że jeśli chce pomagać na swoich zasadach, to najlepiej żeby po prostu tej mamie nie przeszkadzał. A jeśli ma powiedzieć coś, co nie będzie dla niej wspierające, to w sumie lepiej, żeby nic nie mówił.

Tak więc są sytuacje, w których mama musi zadać sobie pytanie: chcesz mieć rację, czy relację? Bo jeśli zależy Ci na relacji, to wysłuchaj, podziękuj, a potem rób swoje. 

AS: Te porodowe historie nawet dziś bywają bardzo trudne do opowiedzenia. Czy zdarza Ci się słuchać o trudnych doświadczeniach mam?

MJ: Wsparcie okołoporodowe dotyczy również traum porodowych. I nie chciałabym tutaj nikogo straszyć, bo umówmy się - porody odbywają się dziś w dużo godniejszych warunkach niż te 30 lat temu. Niemniej ten temat znów wybrzmiewa ostatnio coraz częściej. Trauma porodowa w wielu przypadkach - co może być zaskakujące, dotyczy nie tyle samego porodu w rozumieniu fizjologii, ale tego, co się działo wokół porodu w kontekście relacji międzyludzkich, w tym jak ta kobieta była traktowana, jak się do niej zwracano, czy szanowano jej autonomię, jej wybory i jej zdanie. Nie mamy tak konkretnych narzędzi do diagnozowania traumy porodowej jak w przypadku PTSD czy depresji - trauma występuje wtedy, kiedy kobieta czuje, że ją ma. Na co dzień pracuję z traumą porodową i mam wrażenie, że jeszcze wiele kobiet nie wie, że można ten temat otulić i że w ogóle cokolwiek można z nim zrobić, więc żyje z takimi trudnymi wspomnieniami i emocjami. A warto z nimi zerwać i budować dobrą historię porodową swojego dziecka, żeby ten moment był w naszej głowie może i trudnym, ale ostatecznie dobrym wspomnieniem. 

AS: Skoro warunki porodu są dużo bardziej godne, to skąd się bierze trauma? 

MJ: Czasem stąd, że w trakcie porodu dzieje się coś absolutnie niespodziewanego, na co nie jesteśmy przygotowane. A czasem to kwestia złego doboru słów czy tonu głosu. Tak jak mówiłam, mama jest wyczulona na emocje i bardzo łatwo ją zranić. I w momencie porodu nie ma mowy o taryfie ulgowej dla osób, które mają się nią opiekować. My z tego dorosłego punktu widzenia rozumiemy, że lekarz może wstać lewą nogą, a położna może być zmęczona po wielogodzinnym dyżurze - w końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Ale dla rodzącej ten punkt widzenia nie istnieje. Ona została skrzywdzona. I choć lubię wierzyć w to, że została skrzywdzona niechcący, doskonale wiem, że zdarzają się sytuacje, zachowania czy komentarze tak trudne, że nawet nie chcę o nich teraz opowiadać.

W każdym razie, nie chodzi mi o to, żeby obwiniać lekarzy, położne, czy partnerów. Bo nawet jeśli nikt obiektywnie nie zawinił i wszyscy byli absolutnie profesjonalni, kobieta ma prawo czuć, że ten poród nie był taki, jak chciała. I z tym uczuciem można pracować poprzez nadbudowanie historii swojego porodu w taki sposób, żeby mimo wszystkich trudności móc wspominać go z uśmiechem na twarzy i poczuciem zadowolenia w sercu. 


AS: Wspomniałaś, że czasem młodej mamie wystarczy jedna konsultacja. Czy często zdarzają Ci się takie przypadki?

MJ: Niestety zbyt często jest tak, że kobiety, które korzystają z wsparcia psychologicznego trafiają do mnie w momencie, kiedy już jest im bardzo, bardzo trudno. Widząc je myślę sobie, że gdyby ta kobieta trafiła do psychologa chwilę wcześniej, to cały ten czas pomocy byłby dużo krótszy i dużo łatwiejszy. Niestety często też jest tak, że kobiety trafiają do mnie w tak trudnym stanie, że muszę je odsyłać do psychoterapeuty, bo praca z nimi nie jest już zadaniem dla psychologa. Czasem musimy też skorzystać z farmakoterapii.

AS: Czy można jakoś poznać moment, w którym trzeba pójść po pomoc? Czy są jakieś objawy, które mówią, że w tej chwili kobieta powinna zaopiekować się sobą?

MJ: Myślę, że moment, kiedy warto sięgnąć po pomoc, to jest pierwszy moment, kiedy przychodzi Ci to na myśl. To może być myśl “Chyba potrzebuję pomocy psychologa”, albo “Coś się ze mną dzieje! Chyba chciałabym sprawdzić, czy wszystko ze mną OK” lub “To mnie przerasta”. My mamy tendencję do wytrzymywania, jak takie Matki Polki Cierpiętnice. Myślimy sobie: jeszcze trochę wytrzymam, jeszcze trochę ogarnę dom, jeszcze trochę zaopiekuję się dziećmi, jeszcze tyle muszę zrobić… I zanim dotrę do tego, że muszę zadbać o siebie, mój stan psychiczny może stać się już trudny do zniesienia. Trzeba zupełnie odwrócić tę kolejność. Sama jestem matką i rozumiem, że my chcemy o wszystkich zadbać, ale musimy pamiętać, że wszystko zaczyna się właśnie od nas. Jeżeli mama będzie dobrze zaopiekowana, to wspaniale zaopiekuje się swoimi dziećmi, domem, będzie potrafiła wspierać partnera, bo będzie miała z czego dawać. A jeśli sama stanie się pusta, kiedy ten metaforyczny kubeczek jej szczęścia i dobrobytu się opróżni, nic już z siebie nie wyciśnie.

Wracając do Twojego pytania, chcę zaznaczyć, że wizyta u psychologa nie oznacza, że na pewno usłyszysz, że coś jest z Tobą nie tak. Psycholog równie dobrze może Ci powiedzieć, że coś jest normalne, bo na ten moment Twojego macierzyństwa, na te zasoby i możliwości jakie masz, wszystko jest OK. I nie szkodzi, że inne mamy mają inaczej. Ich sytuacja może być zupełnie inna. Ty masz prawo czuć się w taki czy w inny sposób. Masz prawo być bardziej zmęczona, mieć jakieś trudne myśli, bo one się pojawiają nie tylko u Ciebie, a generalnie nic złego się z Tobą nie dzieje.

Zły stan psychiczny potrafi dawać fizyczne objawy, takie jak ból głowy, duszności czy kołatanie serca. I my często jesteśmy w stanie obejść wszystkich dostępnych lekarzy specjalistów zanim dotrze do nas, że tak naprawdę potrzebujemy wsparcia terapeutycznego. Podobnie jest w relacji z dzieckiem, z niezrozumieniem jego samopoczucia, z wrażeniem że z maluchem dzieje się coś złego. Może zdarzyć się tak, że problem bywa naprawdę prozaiczny, ale mama jest już na skraju wyczerpania i nie jest w stanie uruchomić w sobie tej dorosłej części, która podpowiedziałaby jej co można zrobić.

AS: Jak myślisz, z czego to wynika?

MJ: W sumie to nie wiem (śmiech), ale chcę coś odpowiedzieć, bo wiem jakie to ważne, żeby jak najszybciej trafić pod opiekę psychologa, gdy dzieje się coś niepokojącego.

Być może to jest kwestia mentalności? Jakiegoś takiego poczucia, że terapia to nie dla mnie, bo to by znaczyło, że jestem słaba, albo że sobie nie radzę? Wydaje mi się, że zwykle łatwiej jest przerzucić nasze objawy na jakąś chorobę, która ma konkretną nazwę, jest medyczna można ją w miarę szybko opanować jakimiś lekami i przyznać, że coś w naszym ciele się zepsuło, ale już jest dobrze. Natomiast wizyta u psychologa czy psychoterapeuty dla wielu osób jest bardzo wstydliwym tematem. Myślę, że może się to wiązać z tym, że pomoc psychologiczna była do niedawna mocno stygmatyzowana. Mówiło się, że ktoś, kto idzie do psychologa lub psychiatry jest głupi, albo wręcz jest czubkiem. I być może ten wstyd wywołany takim negatywnym określaniem osób szukających pomocy jeszcze z nami został, mimo że specjaliści wykonali ogrom pracy, aby przerwać stygmatyzację ich podopiecznych. Ponadto “leczenie duszy”, jest jednak procesem nieco bardziej wymagającym, niż zażycie tabletki. Do tego też potrzeba odwagi. Więc tutaj z całą świadomością mogę powiedzieć, że konsultacja psychologiczna nie jest dla słabych, jak to kobiety nieraz o sobie myślą- jest dla silnych i odważnych. I tak właśnie patrzę na te mamy, które do mnie trafiają: jak na piękne, silne, walczące o siebie i swoją rodzinę heroski.

Kobieta stoi na szczycie góry i rozkłada ręce w geście tryumfu. Na niebie widać zachodzące słońce i niebiesko-różowe obłoki. Przed kobietą rozpościera się krajobraz wysokich, ostrych szczytów skalistych gór.

AS: W opisie zrzutki Fundacji Makatka czytamy, że gdy pomoc koleżeńska już nie wystarcza, dziewczyny wspierają swoje podopieczne w decyzji o kontakcie z Tobą lub z innym specjalistą. W kontekście poprzedniego pytania rozumiem, że ta rola jest istotna? 

MJ: Tak! Na całe szczęście, w sieci mówi się coraz więcej o wsparciu psychologicznym i bardzo się cieszę, że Makatka wpisuje się w ten ruch i otwarcie zbiera pieniądze na ten cel. To ważne, żeby przełamywać ten wstyd, żeby pokazać zmianę mentalności społeczeństwa i przypominać mamom, że mogą iść do specjalisty same ze sobą, a nie tylko ze swoim dzieckiem. Dziewczyny z Fundacji robią tutaj naprawdę dużo dobrego, mówiąc o tym, pisząc o tym, wysyłając w świat wiadomość: wspieramy kobiety, dajemy im szansę na pomoc również z zakresu psychologicznego, dajemy szansę każdej kobiecie! Kolejki na wizyty u psychologa finansowane przez NFZ często są bardzo długie, a nie każdą kobietę stać na to, żeby przyjść po pomoc prywatnie. Fundacja daje im nadzieję a wpłaty na zrzutce pokazują, że są ludzie, których obchodzi dobro wszystkich kobiet, również tych mniej zamożnych. I kiedy jest taka potrzeba, na nadziei się nie kończy. 

AS: Hasłem zrzutki Makatki jest wezwanie “Bądź zmianą, której świat potrzebuje”. Zakładam, że Ty jako pierwsza widzisz te zmiany w kobietach, które otrzymały pomoc psychologiczną. Zatem, co się w nich zmienia?

MJ: Chciałabym, by to one pierwsze tą zmianę widziały, a przede wszystkim czuły, ale rzeczywiście, częściej jest tak, że to ja pokazuję im co się zmieniło, a zmienia się bardzo dużo. W każdej coś innego. Dla mnie moment przełomowy nadchodzi, gdy siadam do konsultacji on-line z mamą, którą trochę już znam i widzę zupełnie inną twarz. Ta mama siada przed ekranem z uśmiechem, ma wyprostowane ramiona, uniesioną głowę, broda jest nieco wyżej… I może ktoś, kto przeczyta naszą rozmowę stwierdzi, że to są jakieś mikro zmiany, ale to naprawdę widać! Często w trakcie pierwszych konsultacji trudno jest mi dotrzeć do klientki, w takim sensie, że ona nie za bardzo potrafi powiedzieć z czym przyszła, czego rzeczywiście potrzebuje (tak jak wcześniej mówiłam, w kobiecie zachodzi tyle zmian, że ona sama poznaje się na nowo) i tak krążymy i drążymy, aż w końcu, na którymś spotkaniu pada jakieś słowo klucz, które otwiera te najważniejsze drzwi, a mama rozkwita, jak taki piękny kwiatuszek. I ja widzę tę kobietę taką pełną życia, pełną energii, pełną blasku, czasem z pomalowanym okiem albo pomadką na ustach, bo w końcu miała czas i chęci żeby zrobić coś dla siebie i dodać sobie pewności. Mama, która psychicznie czuje się lepiej nie tylko lepiej wygląda - ona też lepiej o sobie myśli i mówi. To jest dla mnie taka jedna z najważniejszych zmian, które się dzieją i o którą bardzo walczę - żeby kobiety myślały o sobie dobrze. Jak o swojej najlepszej przyjaciółce. Żeby pielęgnowały siebie, żeby się utulały, żeby potrafiły same sobie współczuć. I to są te zmiany, które naprawdę bardzo widać! Te kobiety przestają sobie, kolokwialnie mówiąc, dowalać i przestają się za wszystko obwiniać i karać. Nie mówią już, że są straszne, leniwe, że znowu zrobiły coś źle i w ogóle są złymi mamami. W końcu potrafią powiedzieć, z niekłamanym współczuciem do samych siebie i ze spokojem: “Miałam bardzo trudny dzień i zdarzyło mi się dzisiaj podnieść głos na moje dziecko. Ale miałam trudny dzień i je za to przeprosiłam”. Potrafią same siebie pogłaskać po głowie, bo w końcu rozumieją, że słabsze chwile się zdarzają i wcale nie oznaczają, że ona jest złą mamą.

AS: Rozumiem, że to jest moment, w którym wasza współpraca powoli się kończy?

MJ: Generalnie tak, ale nie żegnamy się na dobre. Bo zdarza się, że wsparcie, które konkretna mama otrzymała, na daną chwilę jest wystarczające, ale za jakiś czas, za kilka miesięcy, kilka lat, może się okazać, że ta mama ma jakieś nowe wyzwanie. I znowu chce się skonsultować i sprawdzić, o co w nim chodzi. Tak więc mamy z jakiegoś powodu chcą do mnie wracać. Myślę, że to dobry znak. 

AS: Może kolejna wizyta przychodzi im łatwiej, bo już się nie boją?

MJ: Może o to chodzi, że skoro już wiedzą, że psycholog “nie gryzie”, to nie czekają aż emocje osiągną punkt krytyczny, tylko przychodzą po wsparcie wtedy, kiedy czują, że jest potrzebne. Teraz, kiedy o tym myślę, to podobnie jest z decyzją o podjęciu psychoterapii. Jak już wspominałam, zdarza mi się dojść z mamą w trakcie konsultacji do punktu, w którym czuję, że przydałoby jej się wsparcie psychoterapeuty. I bywa tak, że właśnie w trakcie spotkań ze mną ta mama się przekonuje, że pomoc psychologiczna to nie jest nic strasznego ani wstydliwego. I rzeczywiście, te kobiety po jakimś czasie postanawiają spróbować psychoterapii. 

Kobieta przechadza się po parku, trzymając za rękę małą dziewczynkę. Mama ma uniesioną głowę, rozwiane włosy, jest ładnie ubrana i szeroko się uśmiecha. Dziewczynka, również bardzo zadbana, patrzy w dół. Za nimi widać chodnik i rząd latarnii. Po lewej stronie rozciąga się trawnik i drzewa, po prawej widać płynącą rzekę.

Z całego serca dziękujemy Monice za poświęcony czas i ogrom wiedzy, którym postanowiła podzielić się nie tylko z nami, ale przede wszystkim z każdą mamą, która trafi na ten wpis. A Wam drogie mamy gorąco życzymy, żebyście kwitły jak wiosenne kwiaty, pokonywały trudności i kochały siebie takimi, jakie jesteście. Bo jesteście wspaniałe!

Fundację Makatka możesz wspierać na zrzutka.pl nie tylko jednorazową wpłatą. Jeśli czujesz, że ich rola jest ważna, możesz dołączyć do społeczności tkającej makatkę. Nawet 1 złotówka w formie regularnej, comiesięcznej wpłaty robi różnicę. Wspieranie cykliczne jest tak samo proste, jak jednorazowe! Zobacz jak ustawić comiesięczną wpłatę - w tym artykule

Podobał Ci się ten artykuł? Zapisz się do naszego newslettera i otrzymuj najnowsze wpisy co dwa tygodnie na swojego maila!



Facebook Twitter