id: ds4hdy

Na leczenie

Na leczenie

Nasi użytkownicy założyli 1 156 983 zrzutki i zebrali 1 201 401 820 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Opis zrzutki

Jestem Iwona. Żyję na tym świecie już trochę wiosen, ale nie aż tyle, żeby się z nim żegnać. Moja "przygoda" z ostrą białaczką szpikową (dalej: pani b.) zaczęła się niepozornie, tak zwyczajnie, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Najpierw anemia. Poszłam do lekarza. Dostałam leki i miało przejść. Był koniec listopada 2017. Do kontroli miałam przyjść po świętach. Poszłam, ale z infekcją gardła na początku stycznia 2018. Dostałam antybiotyk i git. Miało przejeść. Jeździłam do pracy, ale trwało to z tydzień, bo wracałam z gorączką do domu. Zaczęły się problemy z żołądkiem. Wymiotowałam, nie mogłam jeść. I znowu do lekarza. Niby refluks. Dostałam na to leki. Niestety po kilku dniach znowu wylądowałam u lekarza. Okazało się, że mam anginę i zaś antybiotyk. Brałam go przez chyba 2 lub 3 dni, ale zaczęło mnie boleć po prawej stronie poniżej piersi i kolejny raz wizyta u lekarza. Ledwie dojechałam do ośrodka. Na USG lekarka odczytała, że podejrzewa zapalenie pęcherzyka żółciowego i skierowała mnie do szpitala w Sieradzu na oddział chorób wewnętrznych. Tam na SOR zrobili mi badania. Powiedzieć, że było źle to jakby nic nie powiedzieć. Leukocyty 300000, powiększona wątroba, krwiaki na skórze, duszności itd. Lekarz z SOR rozkładał ręce. Przyjęli mnie na oddział, ale tylko na noc, bo rano zostałam przewieziona do Kopernika do Łodzi na hematologię. W Łodzi zrobili mi badanie szpiku i potwierdzili to co podejrzewał Sieradz. Do dzisiaj pamiętam dzień 24.01.2018 to był jeden z najgorszych dni w moim życiu. Chciałabym o nim zapomnieć, ale póki co kiepsko mi to idzie. Pamiętam lekarzy, którzy byli wtedy w gabinecie i że ta, która mi powiedziała diagnozę potem mnie prowadziła (na szczęście już mnie nie prowadzi). Zaproponowali mi chemię, bo cóż innego mogli? Zgodziłam się. Było już za późno na szukanie innych rozwiązań. Leczenie trwało od 24.01 do 29.08.2018 z kilkutygodniowymi przepustkami do domu. Po wyjściu ze szpitala byłam pod kontrolą hematologa. Wszystko było ładnie, pięknie, nawet pani doktor na wizycie w czerwcu 2019 napisała mi na zaświadczeniu do ZUS, że jest całkowita remisja czyli, że mogę pracować. Przyszedł lipiec, a ja postanowiłam pójść do rodzinnego, ponieważ zaczęło mnie niepokoić zmęczenie i oblewanie potami po byle wysiłku. Zgłaszałam to hematolożce, ale ona twierdziła, że to normalne po chemii. Dostałam skierowanie do endokrynologa. Okazało się, że przyplątała mi się choroba Gravesa-Basedowa z nadczynnością tarczycy. Rozpoczęłam leczenie. Był początek sierpnia. Zaczęły pogarszać mi się wyniki z krwi. Myślałam, że to reakcja na leki na tarczycę. Przyszedł 03.09.2019 pojechałam na kontrolę do Łodzi. Weszłam do gabinetu, wszystko jak zwykle, niczego nie podejrzewałam, że to będzie kolejny najgorszy dzień w moim życiu. Hematolożka zobaczyła badanie krwi - miała do niego zastrzeżenia, ale nic , zaczęła szukać wyniku z badania szpiku z 21.08. Po dłuższej chwili znalazła i z bardzo poważną miną powiedziała, że mam nawrót. Nie wiedziałam czy ona sobie żartuje ze mnie czy o co chodzi. Przecież jeszcze przed chwilą mówiła, że mogę jechać na wakacje, a teraz co? Koniec? Bang, bang i Iwony nie ma? To był szok. Dużo większy niż za pierwszym razem, bo wtedy nie byłam świadoma kto to jest pani b. Teraz już wiedziałam co mnie czeka. Siedziałam tam w tym gabinecie, ryczałam i nie wiedziałam jak wyjść. Ale wyszłam jakoś, bo nie widziało mi się siedzieć w towarzystwie i tak już nieco znienawidzonej przeze mnie hematolożki. Nigdy nie darzyłam jej zbytnią sympatią, a w tym dniu straciłam do niej zaufanie i ostatki pozytywnych uczuć. Zaczęło się wszystko od nowa. Tylko tym razem wreszcie był przeszczep. Od 19.09 do 24.12.2019 miałam chemię w Łodzi, z kilkutygodniową przepustką do domu. Ze względu na brak stuprocentowej zgodności z rodzeństwem rozpoczęto procedurę przeszczepową. W czasie przepustki w listopadzie pojechałam na kwalifikacje do kliniki do Katowic. Przeszłam ją pozytywnie. Poszukiwania dawcy trwały z półtorej miesiąca. Po świętach w grudniu wiedziałam już, że jest kilku dawców. Wybrali tego najbardziej zgodnego czyli mojego bliźniaka genetycznego. Tylko, że był z Wielkiej Brytanii i musiałam trochę dłużej czekać. W lutym 2020 rozpoczęłam leczenie w Katowicach. Przeszczep był 20.03.2020 - 180g, 10 min i to wszystko. Tyle zachodu, nerwów, przygotowań, a tu pyk i już. Dla tych, którzy myślą, że przeszczep szpiku to operacja - to nie. To nie jest operacja. Dostajecie woreczek z czerwoną cieczą, podłączają wam to jak kroplówkę i tyle. Tak się rodzi nowe życie. Leczenie trwało 2 miesiące w izolacji i zamknięciu bez odwiedzin rodziny i znajomych, tylko służby medyczne. Byłoby 40 dni, ale moje płytki krwi były dość buntowniczo nastawione i nie chciały podnieść się do normy. Co się trochę podniosły to spadły aż w końcu dali mi steryd i powoli je poskromili. Wyszłam do domu na koniec maja 2020. Od wyjścia ze szpitala jestem pod kontrolą hematologa. Ze zdrowiem niby jest dobrze, ale nie wszystko działa jak powinno. Po wyjściu ze szpitala miałam już zapalenie oczu, skórne uczulenie - okazało się, że było to lekkie gvhd - dalej wymioty, biegunki, infekcje intymne, alergiczne zapalenie zatok, stany zakrzepowe żył itp. I ogólnie brak energii i szybkie męczenie się. Można by powiedzieć, że stan zewnętrzny jest lepszy niż wewnętrzny. Nauczona poprzednimi doświadczeniami tym razem postanowiłam udać się do kogoś, kto mógłby mi pomóc. I tak trafiłam na dietetyczkę-naturoterapeutkę Ilonę Wężyk-Caba. Pojechałam do niej. Okazało się, że brakuje mi niektórych witamin, minerałów, mam dużo toksyn, pasożyty i ogólnie organizm jest wyniszczony. Nie ma już sił sam w pełni się zregenerować. Potrzebuje pomocy. Podjęłam leczenie alternatywne-sumplementacja, dieta. I wszystko fajnie, bo po dłużnym stosowaniu jest poprawa. Niestety miesięczny koszt zakupu suplementów to 2000zł. Mam rentę, ale to za mało. Rodzina pomaga mi ile może,ale to też nie wystarcza. Dlatego postanowiłam poprosić o pomoc dobre dusze. Nie jest to nic fajnego, Ale jak chcę żyć i już nie spotkać się z panią b to muszę działać. Mam super chrześnicę i siostrzenicę Basię. Patrzę na nią i widzę jak rośnie. Podoba mi się ten widok. Widzę jak wyrasa na piękną i mądrą kobietę. I oczywiście ja cały czas jestem przy niej kiedy mnie potrzebuje. To tak mało, a jednocześnie tak wiele,ale mam nadzieję, że dzięki Waszemu wsparciu i otwartym sercom to wszystko jest do spełnienia. Życzę Wam zdrowia, pozytywnego nastawienia do życia i ludzi oraz cieszenia się każdym dniem.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Twój mini-terminal.
Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Twój mini-terminal.
Dowiedz się więcej

Wpłaty 4

AA
Anna Antoszek
65 zł
EO
Iwona Olszewska - książki
70 zł
 
Dane ukryte
ukryta
IW
Iwona Więcław
100 zł

Komentarze

 
2500 znaków
Zrzutka - Brak zdjęć

Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!