id: ef63mh

Wakacyjna zbiórka dla uchodźców w Morii (Grecja)

Wakacyjna zbiórka dla uchodźców w Morii (Grecja)

Nasi użytkownicy założyli 1 226 238 zrzutek i zebrali 1 348 232 523 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Aktualności2

  • Tutaj zdjęcia to sprawozdania, cz. 1: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=10156564960213633&set=a.10151862643803633.1073741826.709693632&type=1&theater
    0Komentarzy
     
    2500 znaków

    Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!

    Czytaj więcej
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.

Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.

Opis zrzutki

Warunki migrantów żyjących w obozie Moria na wyspie Lesbos są tragiczne. Jesteśmy na miejscu, pracujemy dla lokalnych NGO'sów. Pomóżcie nam uratować resztki godności tych, których życie zniszczyły wojna, głód i prześladowanie.

Dlaczego chcemy pomóc?

Warunki migrantów żyjących w obozie Moria na wyspie Lesbos są tragiczne. Chodzi nie tylko o warunki materialne – organizacje pracujące na miejscu wskazują, że brakuje nie tylko żywności, lekarstw czy dostępu do podstawowych materiałów higienicznych. Mieszkańcy Morii są narażeni na przemoc oraz molestowanie seksualne. Policja nie chroni ludzi, tylko zastrasza. „Nieludzkie warunki wywołują napięcie i niszczą zdrowie psychiczne uchodźców” – czytamy na stronie Lekarzy bez Granic.

Obóz Moria jest przystosowany dla maksymalnie 2 tysięcy osób – obecnie mieszka tam ponad 8 tysięcy. Jedna toaleta przypada na 72 osoby, prysznic – na 84. Są to standardy, które nie tylko nie pozwalają na jakąkolwiek pracę z mieszkającymi tam ludźmi, ale są poniżej jakichkolwiek norm i wpływają na ogólny stan zdrowia. Wielu mieszkańców Morii podejmuje próby samobójcze. Są to osoby, które mają za sobą liczne traumy związane z wojną, prześladowaniem i przemocą, której doświadczyli w kraju pochodzenia, jak i po drodze. Około 40 procent mieszkańców to dzieci.

Kto pomaga?

Alina Czyżewska to aktywistka. W tym roku drugi raz pojechała na długi wolontariat w Morii, gdzie pracuje dla lokalnych organizacji pozarządowych pomagającym mieszkańcom obozu. Obecnie pomaga w magazynie Attika, gdzie kompletuje zamówienia składane przez uchodźców poprzez aplikację Whatsapp.

„Codziennie jesteśmy w stanie skompletować ok. 50 zamówień. O 15:00 jedziemy vanem pod obóz wydawać paczki. Tam spotykam ludzi, którzy przybyli na wyspę kilka dni temu – i nie mają nic” – mówi Alina – „Przemytnicy nie pozwalają zabrać na łodzie żadnych bagaży, więc ludzie przypływają z tym, co mają na sobie i w kieszeniach. To są w dużej części ludzie, którzy mieli pracę, dobytek, mieszkania i dobre życie, dopóki zachłanne rządy, wojny domowe, terroryści, politycy nie zrujnowali ich świata”.

Problem w tym, że nie da im się tak łatwo pomóc. Mówi Alina: „Serce mi się kraje, dając im ulotkę z numerem Whatsapp na złożenie zamówienia i mówiąc, że trzeba na nie czekać minimum 3 tygodnie, jednocześnie widząc odpadającą podeszwę buta Amili z Afganistanu, z maluszkiem na ręku (wózek? Zapomnij. To luksus dla nielicznych)”.

Amila z synem

Said z synem

Jak jest w Morii?

Sytuacja, jak łatwo sobie wyobrazić, jest katastrofalna. „Jest tyle potrzeb, że nie jesteśmy w stanie zrealizować zamówienia na ciuchy dla noworodka czy buty dziecięce szybciej niż w ciągu trzech tygodni. W tej chwili mamy 1000 zamówień w kolejce do realizacji. Mówię tu o zamówieniach na szampon, majtki, mydło” – twierdzi Alina.

W pobliżu obozu nie ma żadnego sklepu, w którym można byłoby zakupić podstawowe produkty. Organizacje pracujące wewnątrz obozu obecnie nie mają tych rzeczy. Nie zapewnia ich również rząd ani ONZ.

„Rząd ma w dupie sytuację w Morii. Nawet jeśli potrzebujesz leku, to wydzielają ci dwie tabletki” – tłumaczy Alina – „Następne możesz dostać kolejnego dnia po tym, jak odstaniesz w kolejce kilka godzin”.

Komu pomożemy?

Alina zna kilka osób i rodzin, które są najbardziej potrzebujące – rodzice nie znają angielskiego (ani tym bardziej greckiego), inne nie mają komórek, które są koniecznie, by złożyć zamówienie na ciuchy czy środki higieniczne (via Whatsapp). Oto kilka historii.

Florence z Kongo

„42-letniej Florence z Kongo oddałam swoje spodnie i koszulkę, które wrzuciłam rano do plecaka na wszelki wypadek. W Kongo trwa wojna domowa – prezydent nie chce oddać władzy. Konstytucja nie pozwala mu więcej kandydować, więc… nie nie, nie zmienia Konstytucji. Po prostu nie ogłasza wyborów” – mówi Alina – „Florence w stolicy kraju - Kinszasie - prowadziła sklep z ciuchami, miała dwoje dzieci i męża. Teraz ma tylko to, co ma na sobie. I pustkę w oczach. Od wczoraj ma spodnie i bluzkę na zmianę. Tylko tyle mogłam”.

Reza, Said i Paris z Iranu

„Rezę, chrześcijanina z Iranu, poznałam w autobusie kursującym pomiędzy obozem a miastem Mitylena. Kiedy powiedziałam mu, że pracuję w magazynie, zapytał o ciuchy dla 4-dniowego dziecka znajomych. Nie chciał nic dla siebie. Mieszkają razem – on z kolegą, chrześcijanie, w kuchni, w pokoju – Said i Parisa, muzułmanie, z maluszkiem. Po 2 latach mieszkania w Morii byli na skraju wyczerpania, a Parisa spodziewała się dziecka. Wynajęli suterenę w mieście. Jedyne meble to dwie rozpadajace się szafy i 'kołyska', zrobiona własnoręcznie przez Saida. Śpią na ziemi, na kocach z logo UNHCR. Cała ich uchodźcza dieta (90 euro/os. miesięcznie) idzie na czynsz. Do tej pory jedli dzięki No Border Kitchen, którą 2 tyg. temu zamknęły służby sanitarne. Mają resztki oszczędności”.

Asad z rodziną

Asad był w Syrii artystą kamieniarzem. Mają szóstkę dzieci. Najmłodszy - Mustafa, próbuje pomóc tacie naprawić swój wózek. Najstarsi bracia Mustafy są w Libanie. Reszta rodzeństwa - w jednym namiocie wraz z rodzicami w obozie Moria. Hazel, roześmiana blondynka, siostra Mustafy, żyje, bo nie poszła do szkoły - była chora. Tego dnia szkoła została zbombardowana

Co kupimy?

Za 5000 złotych (ok. 1170 euro) jesteśmy w stanie kupić sporo ciuchów i rzeczy. Alina będąc na miejscu zna najtańsze sklepy na Lesbos, dzięki czemu zaopatrzy rodziny w to, czego najbardziej potrzebują. „To są biedne rodziny” – tłumaczy Alina – „Oni sobie tu nie poradzą, nie znają nikogo, są z wiejskich regionów... Dla nich nawet kupno bilety na autobus do miasta jest problemem, oni są straumatyzowani, boją się. Wiem, że potrzebują tej pomocy już teraz”.

Plan jest taki, że wysyłamy Alinie zebrane pieniądze w czwartek (9 sierpnia). Ona zakupi najpotrzebniejsze towary w piątek i przekaże je w weekend rodzinom. „To przywróci im strzępek godności. Będą mogli uprać ciuchy, ubrać coś nowego, umyć się i zjeść coś lepszego. Nie zostawiajmy ich” – mówi Alina.

Kim jesteśmy?

Nazywam się Karol Wilczyński. Jestem dziennikarzem portalu DEON.pl, wraz z żoną współtworzę największego w Polsce specjalistycznego bloga poświęconego islamowi: islamistablog.pl.

Wcześniej organizowałem już kilka zbiórek na rzecz uchodźców, m.in. tutaj. Alinę poznałem, gdy wyjeżdżała w zeszłym roku do Morii po raz pierwszy. Możecie ją śledzić na jej profilach na Facebooku: tu i tu.

Pytania dotyczące zbiórki prosimy kierować na maila: [email protected]

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Pierwsza na świecie karta do przyjmowania wpłat. Karta Wpłatnicza.
Pierwsza na świecie karta do przyjmowania wpłat. Karta Wpłatnicza.
Dowiedz się więcej

Wpłaty 94

 
Małgorzata Tillmann
25 zł
 
Jacek
50 zł
 
1000 zł
 
Hanna Gill-Piątek
200 zł
 
Dane ukryte
100 zł
 
Agnieszka
50 zł
 
Ludmila Bubanova
100 zł
 
50 zł
 
Dane ukryte
50 zł
 
25 zł
Zobacz więcej

Komentarze 7

 
2500 znaków