Kilka miesięcy temu u mojego kocurka Koali w kanale słuchowym wykryto raka, podczas operacji stracił ucho.. Nie myślałam że historia może się powtórzyć. Do tego tak szybko..

Pingwin to mój ukochany 10 letni kocurek, niezwykle grzeczny i spokojny. Niestety od 2 lat choruje na nerki. Sytuacja wydawała się opanowana, był pod stałą opieką weterynarza, nic nie zapowiadało pogorszenia.

W styczniu miał sanację jamy ustnej, po kilku dniach od zabiegu przestał jeść. Wyniki krwi wykazały że stan jego nerek znowu się pogorszył, najpewniej przez narkozę, która jednak była konieczna.. Na szczęście 2 tygodniowe kroplówki znowu mi go uratowały.

Niedawno dotarła do nas jednak kolejna straszna diagnoza, okazało się że Pingwin też ma nowotwór złośliwy w uchu. Mówią, że to dziedziczne. Pingwin i Koala to bracia..

Już podczas leczenia Koali zadłużyłam się (do tej pory spłacam) na wizyty u onkologa, tomografię, operację, leki. Za samą operację zapłaciłam 2500 zł. Ale było warto, operacja się udała, i choć stracił ucho poza tym jest taki jak przedtem. Przychodzi na kolana, ciągle się łasi, mruczy i uwielbia biegać po całym pokoju. Nie widać, żeby miał aż 10 lat.

Mam wielką nadzieję, że w przypadku Pingwina też tak będzie. Choć u niego dodatkowym zagrożeniem są chore nerki. Nie chcę teraz nawet o tym myśleć, operacja jest ryzykowna, ale jeśli nie zaryzykujemy, rak go zabije.. Nie wyobrażam sobie by mogło go zabraknąć.

Zbieram na leczenie i operację. Do tego dochodzą regularne badania krwi, kroplówki bez których też się nie obejdzie. Niestety nie jestem w stanie sama opłacić leczenia Pingwina. Spłacam 2 kredyty w tym hipoteczny. Utrzymanie 4 kotów też sporo kosztuje. Dlatego będę bardzo wdzięczna za każda wpłatę i udostępnienia.

Pomóżcie proszę wygrać Pingwinowi tę nierówną walkę z nowotworem, on na to zasługuje..