id: 3693h3

Marzenie zmarłego taty o lubelskiej wsi

Marzenie zmarłego taty o lubelskiej wsi

Our users created 1 233 621 fundraisers and raised 1 371 013 510 zł

What will you fundraise for today?

Description

Cześć, jestem Julia. Niedawno skończyłam szkołę średnią, napisałam maturę i z niecierpliwością czekałam na studia. Rok ciężkiej nauki i trudnych chwil, po którym miał nadejść upragniony czas odpoczynku. Długo oczekiwany wyjazd na spokojną lubelską wieś z ukochanymi rodzicami i psem miał być tym wymarzonym wytchnieniem.


W 2019 roku moi rodzice zdecydowali się na kupno stuletniego domu na Lubelszczyźnie wraz z dużym terenem zielonym, stodołą, starą szopą na drewno i pomieszczeniem, gdzie w przyszłości miały być zwierzęta. Docelowo planowaliśmy wyremontować w pełni gospodarstwo – i to wszystko własnymi rękoma, łącząc siły naszej trójki. Już od wielu lat rodzice marzyli o ucieczce z wrocławskiego zgiełku, snując plany o spokojnej starości wśród swojego własnego ogródka, zwierząt gospodarskich i prywatnego zachodu słońca dookoła szczerych pól i ciszy. A dlaczego akurat to miejsce i ta lokalizacja? Moja mama po wielu latach odzyskała kontakt ze swoim przyrodnim rodzeństwem, po czym wiele razy odwiedzaliśmy tamte okolice, które okazały się być dla nas miłością od pierwszego wejrzenia – od razu wiedzieliśmy, że będziemy dążyć do tego, żeby się tam przenieść.


W momencie, kiedy znalazło się to wymarzone miejsce od razu zaczęliśmy działać. Co kilka tygodni, w każdej wolnej chwili, pokonywaliśmy ponad 500 km żeby zacząć zmieniać to miejsce, które wymagało remontu z każdej strony. Odległość zmuszała nas do wielu wyrzeczeń, brania długoterminowych urlopów i mojego rezygnowania z wielu przyjemności. T o miejsce w naszych oczach miało bardzo duży potencjał, jednak wymagało bardzo dużych nakładów pracy i nie pomagał fakt, że nie ma tam ludzi do pracy. Mój tato od najmłodszych lat pracował w branży budowlanej, miał fach w ręku i nie było mu nic straszne. W naszym domu we Wrocławiu potrafił naprawić każdą usterkę, a nowe wyzwania nigdy nie przysparzały mu trudności. Dlatego też zaczęliśmy remont pełną parą – stuletni dom i stuletnia konstrukcja, ze starym piecem, brakiem bieżącej wody i walącym się strychem pełnym pajęczyn wymagały od nas przyjeżdżania zawsze z bagażnikiem zapakowanym po sam dach. Godziny spędzone nad rozplanowywaniem wyglądu wymarzonego domu, masa łez i kłótni, zakupów, szkolenie się w budowlance również i nas - mnie i mamy, które wcześniej nie miały pojęcia o remontach. Moja mama, czerpiąc inspiracje od swojej rodziny, zaczęła wraz ze mną zgłębiać tajniki ogrodnictwa i rolnictwa. Ja i moi rodzice uwielbiamy starocie, które sami możemy naprawić i odnowić, dlatego też niezwykłą przyjemność sprawiała nam świadomość naszej samodzielnej pracy nad tym miejscem.


Wszystko to, brzmi niesamowicie, prawda? Idealne plany i marzenia widniały w naszych głowach, jednak nikt z nas nie spodziewał się, co wydarzy się za niedługo….


9. czerwca tego roku cały mój świat odwrócił się do góry nogami. Tego dnia na gospodarstwo przyjechał do nas kolega taty- hydraulik, który miał zrobić jedną z kluczowych rzeczy, która miała nas popchnąć dalej, czyli poprowadzenie rur do bieżącej i ciepłej wody. Mój tato nigdy na nic przewlekle nie chorował i zawsze twardo znosił cierpienie. Jednak od kilku dni od przyjazdu na wyczekany urlop, tato źle się czuł, ogólne zmęczenie, lekkie problemy z oddychaniem, które utrudniały mu zasypianie i pracę na wsi, ale nie były one na tyle intensywne, żeby zacząć się poważnie martwić. Po trzech dniach siostra mamy zaproponowała zmierzenie pulsu i tętna domowym pulsoksymetrem – po zbadaniu taty, okazało się, że tato miał dwa razy wyższe wyniki od normy i to zadecydowało o wezwaniu karetki. Cztery razy podane leki na zmniejszenie tętna nie zadziałały, więc koniecznie było zabranie taty do szpitala w Białej Podlaskiej, oddalonego 40km od naszego miejsca pobytu. W szpitalu doszło do zatrzymania akcji serca, konieczna była reanimacja, która się udała, jednak z uwagi na utrzymujący się niestabilny stan, lekarz zadecydował o zaintubowaniu i wprowadzeniu taty w śpiączkę farmakologiczną. Wierzyłam z mamą i rodziną, że tato szybko wyjdzie z tego cało i wrócimy do spełniania marzeń. Tę nadzieję zaburzył telefon ze szpitala z najgorszą z możliwych informacji… tego dnia straciłam tatę.


Piszę to wszystko, bo już dzisiaj wiem, że same z mamą nie poradzimy sobie. Ogromne koszty pogrzebu i sprowadzenia ciała z drugiego krańca Polski, utrzymanie mieszkania we Wrocławiu- i co najważniejsze- chęci dokończenia naszego wspólnego marzenia, powodują, że najzwyczajniej w świecie zwracamy się z prośbą o wsparcie. Wiem, że tato marzyłby, żeby za żadne skarby nie sprzedawać tego na co tyle własnymi rękoma pracowaliśmy. Niestety to miejsce nadal wymaga dużego wkładu finansowego i zorganizowania ekipy remontowej, bo główna siła, jaką był tata, nie jest wśród nas.

Będę bardzo wdzięczna z mamą za każde okazane wsparcie, nawet to najmniejsze.

There is no description yet.

There is no description yet.

Download apps
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!

Comments 2

 
2500 characters
  •  
    Anonymous user

    ✊🏻✊🏻

    20 zł
  •  
    Anonymous user

    Zwykle nie wpłacam pieniędzy na zrzutki, ale ta historia naprawdę chwyta za serce. Nie potrafię wyrazić jak bardzo mi przykro, z powodu straty Taty. Mam nadzieję, że razem z mamą poradzicie sobie i dokończycie remont Waszego wymarzonego domu. Jestem tutaj od Anki, JRD.

    20 zł