Pomoc dla szkoły w Kenii, Bombolulu Mombasa
Pomoc dla szkoły w Kenii, Bombolulu Mombasa
Our users created 1 276 381 fundraisers and raised 1 488 291 327 zł
What will you fundraise for today?
Description
Szkoła mieści się w dzielnicy Bombolulu Mbuyuni, w Kenii, zaledwie 3km od luksusowych hoteli, i gromadzi najbiedniejsze dzieci z regionu Mombasy. Poznajcie afrykańską szkołę w Bombolulu - Ja i James pochodzimy z jednej wioski daleko w interiorze, z jednego plemienia. Zostawiliśmy tam rodziny i przyjechaliśmy tu żeby założyć szkołę i pomóc najbiedniejszym dzieciom. - mówi Jared. W szkole są tylko trzy sale. Dzieci jest aż 120 i jedne przychodzą rano, inne po południu. Większość z nich ma bardzo biednych rodziców, często ich jedyny posiłek to ten zapewniany przez szkołę. Gdy wchodzimy do budynku szkoły dwie nauczycielki, które tam pracują, bardzo ciepło nas witają, wyciągają rękę i przytulają policzek do policzka, szeroko się uśmiechają. Słyszymy krzyki dzieci, które widzą nas stojących na korytarzu, spoglądają przez uchylone drzwi klas. Gdy wchodzimy do pierwszej sali zapiera mi dech w piersi. Dzieciaki krzyczą, śmieją się i wyciągają ręce, aby nas przywitać. Witam się z każdym z nich. Następnie wchodzi Jared i z tym swoim czarującym uśmiechem zachęca dzieci do śpiewu. Stoimy jako goście pod tablicą i podziwiamy widowisko - dzieci klaszczą i śpiewają angielskie piosenki oraz w suahili "Jambo Kenya". - Pokażę Wam gdzie przygotowujemy posiłki. - mówi Jared i zaraz idziemy wąskim przejściem między budynkami. Zaczyna kropić, ale po chwili dochodzimy do izby, gdzie kobiety kucają na podłodze nakładając z miski porcje ryżu na talerze. Pomieszczenie jest ciemne, a sufit dziurawy, przez co do środka pada deszcz. Kobiety uwijają się przy robocie nie zwracając na to uwagi. Po kilku minutach dzieci zajadają ciepły ryż siedząc w ławkach lub na podłodze, jak komu wygodnie. Na korytarzu leje się strumień wody i opada na posadzkę, kałuża jest co raz większa... - Raz jak były u nas duże ulewy to był problem. Były powodzie i ginęli ludzie, domy ulepione z piachu i liści zapadały się. - tłumaczy nauczyciel. Wtedy dzieci u nas spały, nie miały jak wrócić do domu. Chcielibyśmy zrobić w szkole drugie piętro, żeby dzieci nie spały na podłodze i żeby mieć więcej miejsca do nauki. Ale teraz nie mamy na to pieniędzy. Często ten posiłek w szkole jest jedynym, który jedzą w ciągu dnia dzieci, a i tak nie wiadomo czy za 2 dni i tego nie będzie. - mówi Jared pokazując na dach. Rząd nie bardzo nam pomaga, wiele pieniędzy do nas nie dociera tylko zostaje u klasy rządzącej i oni się bogacą. Przez to w Kenii bogaci ludzie są bardzo bardzo bogaci a biedni bardzo bardzo biedni - powtarza raz za razem Jared. Na koniec zostajemy zaproszeni do pokoju nauczycielskiego, który był najładniejszym pomieszczeniem jakie widzieliśmy w dzielnicy Bombolulu. Przede wszystkim było jasno, dość przestronnie, były solidne ściany i sufit, stały dwa biurka i dwa krzesła plus dodatkowe 2 plastikowe krzesła dla "petentów". Na ścianie oprawiony w ramkę wisiał certyfikat dotyczący prowadzenia szkoły pod tym adresem. - Jeżeli chcielibyście nam pomóc to niestety wysyłka paczki odpada.- zaczyna Jared. Czy to na poczcie czy w hotelu, jak dostaną paczkę to sprytnie ją otwierają i patrzą co tam jest. Wtedy chcą, żebyśmy albo płacili za jej odbiór, albo w ogóle paczki nie wydają... Najlepiej jeśli przekażecie paczkę komuś kto leci do Kenii, kto mógłby oddać ją bezpośrednio szkole. Pytam o konto, może łatwiej przekazać zebrane pieniądze przelewem? - Niestety nie mamy takiego oficjalnego konta, bo do tej pory nikt nie pomagał naszej szkole... - przyznaje Jared. Ale możemy takie konto otworzyć, wtedy do Was napiszemy. Wymieniliśmy nasze adresy, telefony, maile, zrobiliśmy ostatnie zdjęcia oraz selfie po czym pomachaliśmy dzieciakom na do widzenia. Rozmawiamy jeszcze w drodze powrotnej do hotelu, Jared odprowadza nas pod samo wejście. Czasem jest trudno.- wyznaje. Ale najważniejszy jest dla mnie uśmiech dzieci. Wtedy jestem najbardziej szczęśliwy. Poza tym dzieci to nasza przyszłość. Przyszłość tego kraju.
Chcemy pomóc najbardziej potrzebującym dzieciom w Mombasie
Zbieramy na podstawowe potrzeby dzieci w szkole, aby mogły się uczyć m.in na jedzenie, zeszyty, książki, kredki, ołówki, mundurki. Każda złotówka ma wielką moc! Jeśli uda się zebrać większą sumę chcielibyśmy dobudować piętro i może wstawić kilka piętrowych łóżek dla najbiedniejszych dzieci, które nocują w szkole.
Dzieci są pracowite i bardzo chcą się uczyć.
Nauczyciele poświęcają im swój czas, energię i otaczają troską, otwierają przed nimi swoje serce. Ale to za mało... aby dziecko mogło się uczyć potrzebne są mundurki, zeszyty, ołówki, kredki, książki, a także posiłek...
Tak, wielu rodziców tych dzieci nie stać na wyżywienie, często są to samotne matki, samotni ojcowie w bardzo złej sytuacji materialnej... Gdyby nie Ci nauczyciele, w ogóle nie było by tej szkoły a dzieci nie miały by możliwości nauki. Jared (dyrektor szkoły) dba o to, by chociaż jeden posiłek miały zapewniony w szkole. Jest to talerz ryżu, na tyle go stać dzisiaj. Nie wie co będzie jutro. Talerz ryżu, jako jedyny posiłek w ciągu dnia to jednak trochę mało...
Czy będzie za 2 dni? nie wiadomo
Dziś jest talerz ryżu.
MASZ CHĘĆ DOWIEDZIEĆ SIĘ WIĘCEJ?
Zapraszamy na FunPage, gdzie dowiesz się jak poznaliśmy Jared'a i trafiliśmy do szkoły, dzieci zaśpiewają w suahili "Jambo Bwana", zobaczysz jak przebiegają zajęcia.
English below:
Szkoła mieści się w dzielnicy Bombolulu Mbuyuni, w Kenii, zaledwie 3km od luksusowych hoteli, i gromadzi najbiedniejsze dzieci z regionu Mombasy. Poznajcie afrykańską szkołę w Bombolulu - Ja i James pochodzimy z jednej wioski daleko w interiorze, z jednego plemienia. Zostawiliśmy tam rodziny i przyjechaliśmy tu żeby założyć szkołę i pomóc najbiedniejszym dzieciom. - mówi Jared. W szkole są tylko trzy sale. Dzieci jest aż 120 i jedne przychodzą rano, inne po południu. Większość z nich ma bardzo biednych rodziców, często ich jedyny posiłek to ten zapewniany przez szkołę. Gdy wchodzimy do budynku szkoły dwie nauczycielki, które tam pracują, bardzo ciepło nas witają, wyciągają rękę i przytulają policzek do policzka, szeroko się uśmiechają. Słyszymy krzyki dzieci, które widzą nas stojących na korytarzu, spoglądają przez uchylone drzwi klas. Gdy wchodzimy do pierwszej sali zapiera mi dech w piersi. Dzieciaki krzyczą, śmieją się i wyciągają ręce, aby nas przywitać. Witam się z każdym z nich. Następnie wchodzi Jared i z tym swoim czarującym uśmiechem zachęca dzieci do śpiewu. Stoimy jako goście pod tablicą i podziwiamy widowisko - dzieci klaszczą i śpiewają angielskie piosenki oraz w suahili "Jambo Kenya". - Pokażę Wam gdzie przygotowujemy posiłki. - mówi Jared i zaraz idziemy wąskim przejściem między budynkami. Zaczyna kropić, ale po chwili dochodzimy do izby, gdzie kobiety kucają na podłodze nakładając z miski porcje ryżu na talerze. Pomieszczenie jest ciemne, a sufit dziurawy, przez co do środka pada deszcz. Kobiety uwijają się przy robocie nie zwracając na to uwagi. Po kilku minutach dzieci zajadają ciepły ryż siedząc w ławkach lub na podłodze, jak komu wygodnie. Na korytarzu leje się strumień wody i opada na posadzkę, kałuża jest co raz większa... - Raz jak były u nas duże ulewy to był problem. Były powodzie i ginęli ludzie, domy ulepione z piachu i liści zapadały się. - tłumaczy nauczyciel. Wtedy dzieci u nas spały, nie miały jak wrócić do domu. Chcielibyśmy zrobić w szkole drugie piętro, żeby dzieci nie spały na podłodze i żeby mieć więcej miejsca do nauki. Ale teraz nie mamy na to pieniędzy. Często ten posiłek w szkole jest jedynym, który jedzą w ciągu dnia dzieci, a i tak nie wiadomo czy za 2 dni i tego nie będzie. - mówi Jared pokazując na dach. Rząd nie bardzo nam pomaga, wiele pieniędzy do nas nie dociera tylko zostaje u klasy rządzącej i oni się bogacą. Przez to w Kenii bogaci ludzie są bardzo bardzo bogaci a biedni bardzo bardzo biedni - powtarza raz za razem Jared. Na koniec zostajemy zaproszeni do pokoju nauczycielskiego, który był najładniejszym pomieszczeniem jakie widzieliśmy w dzielnicy Bombolulu. Przede wszystkim było jasno, dość przestronnie, były solidne ściany i sufit, stały dwa biurka i dwa krzesła plus dodatkowe 2 plastikowe krzesła dla "petentów". Na ścianie oprawiony w ramkę wisiał certyfikat dotyczący prowadzenia szkoły pod tym adresem. - Jeżeli chcielibyście nam pomóc to niestety wysyłka paczki odpada.- zaczyna Jared. Czy to na poczcie czy w hotelu, jak dostaną paczkę to sprytnie ją otwierają i patrzą co tam jest. Wtedy chcą, żebyśmy albo płacili za jej odbiór, albo w ogóle paczki nie wydają... Najlepiej jeśli przekażecie paczkę komuś kto leci do Kenii, kto mógłby oddać ją bezpośrednio szkole. Pytam o konto, może łatwiej przekazać zebrane pieniądze przelewem? - Niestety nie mamy takiego oficjalnego konta, bo do tej pory nikt nie pomagał naszej szkole... - przyznaje Jared. Ale możemy takie konto otworzyć, wtedy do Was napiszemy. Wymieniliśmy nasze adresy, telefony, maile, zrobiliśmy ostatnie zdjęcia oraz selfie po czym pomachaliśmy dzieciakom na do widzenia. Rozmawiamy jeszcze w drodze powrotnej do hotelu, Jared odprowadza nas pod samo wejście. Czasem jest trudno.- wyznaje. Ale najważniejszy jest dla mnie uśmiech dzieci. Wtedy jestem najbardziej szczęśliwy. Poza tym dzieci to nasza przyszłość. Przyszłość tego kraju.

There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser. Find out more.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser. Find out more.