NaprawdęCięLubię, czyli przekroczona kolejna granica rozsądku
NaprawdęCięLubię, czyli przekroczona kolejna granica rozsądku
Our users created 1 226 307 fundraisers and raised 1 348 429 209 zł
What will you fundraise for today?
Description
Kiedyś był Guciem – dokarmianym przez dojeżdżające co jakiś czas „miastowe” wiejskim, podwórzowym kotem. Przytulak, który przychodził się głaskać. Kot towarzyszący, dla którego człowiek, nawet tylko przyjezdny, był najfajniejszą sprawą na świecie. Miał paskudne rany koło uszu, był chudy, miał zapłakane oczy. No i wielkie jaja – poproszono nas więc o wyleczenie zwierzaka i jego późniejszą kastrację. Jak to ja – zastrzegałam po tysiąckroć, że Fundacja absolutnie nie weźmie go pod stałą opiekę, bo mamy prawie 400 podopiecznych i fizycznie brakuje nam miejsca. Wszystko ustalone, kot dotarł. Razem z kilkoma innymi kotami z tego miejsca, w tym z niemal identycznym bratem.
Drugiego dnia jego pobytu „bardzo stanowczo zwróciłam uwagę” wolontariuszce obsługującej szpitalik, że zapomniała dać mu jeść. Gorąco zaprzeczyła – ale pusta miska była przecież ewidentnym dowodem. Taka miska wystarcza większości kotów na 2 dni, choć oczywiście codziennie dostają na wszelki wypadek pełną. Czasem zdarzają się gagatki, które wyżrą ¾ miski. No ale w ciągu doby, a tu minęła niespełna godzina. Wciąż lekko wkurzona na wolontariuszkę dałam kotu nową miskę. Rzucił się (miał prawo, myślałam, biedak nie dostał przecież jedzenia!) i po chwili… miska była pusta. Przez następne dni było to samo. Zjadał WSZYSTKO co dostał, do ostatniego okruszka. Nauczyliśmy się dawać mu jedzenie porcjami, żeby rozłożyć je nieco w czasie.
A myśl o odwiezieniu go w miejsce bytowania zaczęła we mnie zdecydowanie słabnąć… Super miziak, super przytulas, z solidną infekcją układu oddechowego, z uszami zapchanymi świerzbowcem tak, że po prostu nie słyszał, z ranami pochodzącymi z drapania się, okropnie zarobaczony (jednego dnia zwymiotował prawie 40 glist naraz) – i tak koszmarnie rzucający się na jedzenie... Ma wrócić w takie same warunki? Gdzie nikt nie zadba ani o uszy, ani o odrobaczenie, ani o podleczenie ewentualnego kataru?
Leczenie przedłużało się, a mój stosunek do tego kota zmienił się już w solidną przyjaźń. Wciąż jeszcze nie nadałam mu „porządnego” imienia (na wsi był Guciem, a u nas Guciów było już zbyt wielu, by mieć kolejnego), wciąż był rudym z klatki 6G lub „tym ciemniejszym z rudych”. Któregoś dnia klamka zapadła – bracia zostają. Zrobiliśmy testy. Jaśniejszy brat miał testy ujemne, ale ciemniejszemu pojawiła się wąziutka kreska przy białaczce. Licząc na błąd testu płytkowego zrobiliśmy PCR – i wyniki się potwierdziły, u obu braci. Jaśniejszy znalazł dom, ale ciemniejszy, białaczkowy nie miał nic. Zrobiliśmy mu szczegółowe badania – w zasadzie poza białaczką nie można się było do niczego przyczepić.
Zgodziła się go przyjąć Hania, prowadząca u nas hospicjum. Ale ze względów organizacyjnych transport trochę się opóźnił – a w tym czasie rudy zaczął się poddawać. Brany na ręce ożywiał się, ładnie jadł – ale gdy zostawał sam, natychmiast kładł się i leżał. W końcu pojechał, bardzo już apatyczny. Jak u mnie – ożywiał się tylko przy głaskaniu. Minął tylko tydzień – gdy w końcu stało się jasne, co kotu dolega. Zakaźne zapalenie otrzewnej, wysiękowe. Postępujący bardzo szybko, wszak od badań minęło bardzo mało czasu. Ta choroba dość często towarzyszy uaktywnieniu się wirusa białaczki – jedna i druga choroba ma wszak związek ze stresem. I jest wyrokiem, a raczej… zwykle jest.
Bo choć od ponad roku jest możliwość leczenia – to leczenie kosztuje krocie. Jaki jest więc sens w ratowaniu za duże pieniądze kota, który ma innego, też śmiertelnego wirusa? Czy jest sens pomagać zwierzęciu, które nawet wyleczone z jednej ciężkiej choroby zachoruje prędzej czy później na inną? Oczywiście nie ma to sensu. Takie zwierzę należy po prostu uśpić. I skoncentrować się na leczeniu tych, które rokują najlepiej.
Ale – umiecie tak?
Umiecie spojrzeć zwierzakowi w oczy i powiedzieć „stary, nie opłaca się Ciebie ratować, choć jest preparat, który by Ci pomógł. Dam go komuś innemu, bo Ty i tak nie pożyjesz już bardzo długo, sama białaczka wykończy Cię zapewne w ciągu kilku lat”?
Tak, to jest oczywiście racjonalne, mądre, rozsądne, godne szacunku i pochwały.
Tylko kompletnie nie w moim stylu. Więc przekroczyłam kolejną granicę rozsądku, poprosiłam o podwiezienie do mnie kota – i natychmiast po pobraniu krwi podałam mu pierwszą dawkę preparatu.
Pozostała kwestia imienia – bo ani wiejski Gucio ani wymyślony przez Hanię Jopek jakoś mi nie pasowały. Zadecydował oczywiście przypadek, zdanie rzucone kotu przez naszą wolontariuszkę, gdy w odpowiedzi na dłuższą sesję zdjęciową do tej zbiórki odwrócił się ogonem do aparatu ;)
NaprawdęCięLubię potrzebuje Waszej pomocy, by żyć. To pewnie nie jest zrzutka dla racjonalistów, ale tym bardziej wierzę w osoby kierujące się sercem. Dorzuć się, udostępnij.
Bo przecież kasa nie może decydować o wartości życia!
NaprawdęCięLubię też chce żyć. Mimo wszystko. Pomóż mu.
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Mata do naczyń
Kubek zmieniający się pod wpływem ciepła
Magnes z kotkiem
2xszal
Bazarek- aniolek